Gentleman Symphonical
KATEGORIA: Muzyka
Jedna miłość. Bóg jest wszędzie i czuwa nad nami. Walcz z Babilonem. To jedne z najczęściej padających haseł w muzyce reggae. Nie inaczej jest z twórczością Otto Tilmanna, szerzej znanego jako Gentleman. Jego wyjątkowy występ pod nazwą "Symphonical" odbył się w Sali Ziemi MTP, 30 kwietnia.
Otto przyjechał do Poznania 2 dni przed koncertem, by porozmawiać z dziennikarzami i odbyć próby. Przed przybyciem artysty na spotkanie z prasą, miała miejsce ciekawa sytuacja. Dwóch reporterów starszego pokolenia rozmawiało ze sobą w ten sposób:
- Musisz zrobić sporo dobrych zdjęć tego Gentlemana.
- Ale którego gentlemana?
W tym momencie do lokalu wparował rzeczony Gentleman i problem się rozwiązał. Opowiedział o trudnych, ale bardzo ciekawych przygotowaniach, o spotkaniu z Jackiem Sykulskim, który dyryguje chłopięcym chórem i poznańską orkiestrą kameralną oraz o swojej miłości do Polski. Był bardzo otwarty i poświęcał swój czas każdemu kto o to poprosił. W prywatnej rozmowie Tilmann wspominał o tym, że cały czas poszukuje Boga, wierzy w idee One Love, mimo że za jego życia nie dojdzie do jej spełnienia oraz o trudach ciągłego życia w podróży. Na pytanie, czego powinniśmy się spodziewać po jego występie, stwierdził że sam jeszcze tego nie wie, bo w trakcie koncertów działa bardzo spontanicznie. W czwartek okazało się to stu procentową prawdą.
Już na godzinę przed planowanym rozpoczęciem spektaklu, w okolicach ulic Roosvelta, Głogowskiej i Śniadeckich roiło się od ludzi. Przy wejściu na Targi można było zobaczyć wielu reprezentantów polskiej sceny reggae, czy ludzi związanych z poznańską sferą kulturalną. To tylko wzmacniało apetyt. Atmosfera aż krzyczała - tam naprawdę zdarzy się coś niesamowitego.Równo o 20:34 na scenę zaczęli wchodzić muzycy. Trwało to dobre 10 minut. Na początku poznańska orkiestra kameralna, później chór chłopięcy, zespół Evolution, z którym Otto Tilman gra na całym świecie, a na końcu dwie najważniejsze postacie. Przywódcy tej małej armii - Gentleman i Jacek Sykulski.
Podczas występu mogliśmy usłyszeć prawie wszystkie kompozycje znane nam już z płyty Unplugged wydanej w ubiegłym roku. Superior, Your Remember,Memories, Send a Prayer, No Solidarity, To the Top, a jako ostatni z czterech bisów, wielki utwór Roberta Nesta Marleya - Redemption Song. Podczas koncertu Otto utrzymywał świetną relację z publicznością i innymi muzykami. Nie pragnął błysku reflektorów na swojej twarzy. Powtarzał wiele razy ile dla niego znaczy obecność młodych chórzystów z Poznania i Jacka Sykulskiego, bez których całe
przedstawienie nie mogłoby się odbyć. Bardzo często po skończeniu utworu zaczynał nucić sobie jeszcze raz ich refreny, a muzycy dołączali do niego, by wspólnie poczuć dobre wibracje. Gentleman prosił również muzyków o krótkie przedstawienie swoich umiejętności. Nie chciał by kogokolwiek pominięto. W międzyczasie przekomarzał się z Jackiem, prosił go do tańca i pożyczał batutę, która nazywał "magicznym kijkiem z małym ziemniaczkiem na końcu", by samemu pobawić się w dyrygenta. Później postanowił zejść ze sceny i przez cały utwór chodzić między słuchaczami i przybijać im piątki.
Występ mógł się bardzo podobać.Otwartość i chęć wspólnej zabawy z odbiorcami Tilmanna, były bardzo zauważalne. Do tego akustyka, z której znana jest Sala Ziemi, tym razem również nie zawiodła.
Jedynym minusem spektaklu było małe wyeksploatowanie kompozycyjne zarówno orkiestry jak i chóru. Czasami można było poczuć niedosyt. Mogło to wynikać z krótkiego czasu wspólnych przygotowań. Mam nadzieję, że następnym razem, a taki został obiecany, będzie to polepszone.
Takich wydarzeń na co dzień brakuje w naszym mieście. Miejmy nadzieję, że tak jak przy tym projekcie, współpraca promotorów, artystów i miasta już niedługo zaowocuje podobnymi inicjatywami.
Otto przyjechał do Poznania 2 dni przed koncertem, by porozmawiać z dziennikarzami i odbyć próby. Przed przybyciem artysty na spotkanie z prasą, miała miejsce ciekawa sytuacja. Dwóch reporterów starszego pokolenia rozmawiało ze sobą w ten sposób:
- Musisz zrobić sporo dobrych zdjęć tego Gentlemana.
- Ale którego gentlemana?
W tym momencie do lokalu wparował rzeczony Gentleman i problem się rozwiązał. Opowiedział o trudnych, ale bardzo ciekawych przygotowaniach, o spotkaniu z Jackiem Sykulskim, który dyryguje chłopięcym chórem i poznańską orkiestrą kameralną oraz o swojej miłości do Polski. Był bardzo otwarty i poświęcał swój czas każdemu kto o to poprosił. W prywatnej rozmowie Tilmann wspominał o tym, że cały czas poszukuje Boga, wierzy w idee One Love, mimo że za jego życia nie dojdzie do jej spełnienia oraz o trudach ciągłego życia w podróży. Na pytanie, czego powinniśmy się spodziewać po jego występie, stwierdził że sam jeszcze tego nie wie, bo w trakcie koncertów działa bardzo spontanicznie. W czwartek okazało się to stu procentową prawdą.
Już na godzinę przed planowanym rozpoczęciem spektaklu, w okolicach ulic Roosvelta, Głogowskiej i Śniadeckich roiło się od ludzi. Przy wejściu na Targi można było zobaczyć wielu reprezentantów polskiej sceny reggae, czy ludzi związanych z poznańską sferą kulturalną. To tylko wzmacniało apetyt. Atmosfera aż krzyczała - tam naprawdę zdarzy się coś niesamowitego.Równo o 20:34 na scenę zaczęli wchodzić muzycy. Trwało to dobre 10 minut. Na początku poznańska orkiestra kameralna, później chór chłopięcy, zespół Evolution, z którym Otto Tilman gra na całym świecie, a na końcu dwie najważniejsze postacie. Przywódcy tej małej armii - Gentleman i Jacek Sykulski.
Podczas występu mogliśmy usłyszeć prawie wszystkie kompozycje znane nam już z płyty Unplugged wydanej w ubiegłym roku. Superior, Your Remember,Memories, Send a Prayer, No Solidarity, To the Top, a jako ostatni z czterech bisów, wielki utwór Roberta Nesta Marleya - Redemption Song. Podczas koncertu Otto utrzymywał świetną relację z publicznością i innymi muzykami. Nie pragnął błysku reflektorów na swojej twarzy. Powtarzał wiele razy ile dla niego znaczy obecność młodych chórzystów z Poznania i Jacka Sykulskiego, bez których całe
przedstawienie nie mogłoby się odbyć. Bardzo często po skończeniu utworu zaczynał nucić sobie jeszcze raz ich refreny, a muzycy dołączali do niego, by wspólnie poczuć dobre wibracje. Gentleman prosił również muzyków o krótkie przedstawienie swoich umiejętności. Nie chciał by kogokolwiek pominięto. W międzyczasie przekomarzał się z Jackiem, prosił go do tańca i pożyczał batutę, która nazywał "magicznym kijkiem z małym ziemniaczkiem na końcu", by samemu pobawić się w dyrygenta. Później postanowił zejść ze sceny i przez cały utwór chodzić między słuchaczami i przybijać im piątki.
Występ mógł się bardzo podobać.Otwartość i chęć wspólnej zabawy z odbiorcami Tilmanna, były bardzo zauważalne. Do tego akustyka, z której znana jest Sala Ziemi, tym razem również nie zawiodła.
Jedynym minusem spektaklu było małe wyeksploatowanie kompozycyjne zarówno orkiestry jak i chóru. Czasami można było poczuć niedosyt. Mogło to wynikać z krótkiego czasu wspólnych przygotowań. Mam nadzieję, że następnym razem, a taki został obiecany, będzie to polepszone.
Takich wydarzeń na co dzień brakuje w naszym mieście. Miejmy nadzieję, że tak jak przy tym projekcie, współpraca promotorów, artystów i miasta już niedługo zaowocuje podobnymi inicjatywami.