Ted Nemeth
KATEGORIA: Muzyka
Koncerty to nie tylko ogranie "na żywo" materiału, który można znaleźć na płycie. Można je porównać do czterech żywiołów. Ziemia, czyli klimat miejsca, w którym jesteśmy. Wiatr, czyli atmosfera tworzona przez odbiorców. To także ogień płynący z muzyków. Jednak to wszystko byłoby na nic, jeśli nie istniałby przepływ emocji między tymi dwiema grupami. Na koncercie Ted Nemeth w piątek 22 stycznia spotkały się wszystkie te czynniki.
Kilka minut po godzinie 20 na scenie pojawił się support w postaci grupy Nimfo, wcześniej występującej jako Nimfofunk. Nowa nazwa, nowy repertuar i częściowo nowy skład. Sala koncertowa w Dragonie ma swój specyficzny klimat, który motywuje ludzi do zalegania po "turecku" na podłodze i wsłuchiwanie się w muzykę. Tak było i tym razem. Półgodzinny koncert zawierał w sobie kawałki starsze, starsze w nowej aranżacji i całkowite nowości, jak np. Para Psychologiczna, częściowo akustyczny kawałek, który moim zdaniem może stać się ich kluczem do ogólnopolskiego sukcesu. Trzymamy kciuki.
W okolicach 21 sala była już pełna. Co ciekawe, wydawało się, że średnia wieku widowni nie pozwala im na spożywanie napojów wyskokowych. Dawno nie widziałem tak wielu młodych ludzi na koncercie. Myślałem, że gatunek szalonych nastolatków krzyczących pod sceną już wymarł. Przecież nikt już nie płaci za muzykę, a zamiast na koncert lepiej wybrać się na domówkę. A oni stali, dumnie stłoczeni przed głośnikami. To był dopiero początek zaskoczeń.
W 2015 roku ukazał się debiutancki album grupy - "Ostatni Krzyk Mody". Bardzo eklektyczna, świetna lirycznie, niby buntownicza, ale także dostępna dla wymagających fanów melodii. W stu procentach subiektywnie oceniam ten krążek jako najlepszy rockowy debiut minionego roku. Mogliśmy zatem usłyszeć cały nowy album, ale też pochodzącą z EPki Dyskotekę..
Ted Nemeth nie brało na tym występie jeńców. Ze sceny obrywaliśmy falą energii, ale znalazły się także melancholijne momenty. Wszystko z pełnym zaangażowaniem. Jak mówił wokalista - Patryk Pietrzak - Uwielbiamy grać ten materiał. Było to widać. Mimo małej sceny, artyści "skakali jak pacynki". Do tego należy docenić ludzkie podejście. Kreowanie dialogu z publiką, wyrywanie z ich ciał sił do tańca, częstowanie trunkami, traktowanie ich jak najlepszych kumpli. Ich świetny humor był zaraźliwy. Największe wrażenie zrobiło na mnie, chyba na zespole również, wyśpiewywanie z pełni gardeł tekstów piosenek. Kiedy wokalista na chwilę milkł, pod sceną tworzyła się grupa wsparcia, zagłuszająca instrumenty. Coś, czego dawno nie widziałem w tak drobnej sali, na koncercie formacji, wydawałoby się, dopiero zaczynającej swoją drogę w stronę wielkiej kariery. To było coś tak niespodziewanie pięknego, że człowieka natychmiast przechodziły dreszcze. Nie wierzyłem, że istnieją jeszcze tak zaangażowani młodzi ludzie. Myślałem, że taki klimat umarł 10 lat temu. Zostałem wyprowadzony z tego błędnego myślenia i szczerze mówiąc, chciałbym się częściej mylić w ten sposób. Cały czas jednak kołacze się w mojej głowie pytanie, skąd do jasnej ciasnej tylu młodych ludzi dowiedziało się o istnieniu tej kapeli? Przecież na koncertach wielu innych zespołów cały czas świecą pustki. Chyba Panowie powinni dawać korepetycje w tej dziedzinie.
Dorzucając do tego klimat sali, małej, ciemnej, z nieotynkowanej cegły, ze sceną na poziomie parkietu, poczułem się jakby to był pierwszy koncert grupy, która ma stać się kiedyś legendarna. Jak cześć historii, której im życzę z całego serca.
Wywiad z Ted Nemeth będzie można usłyszeć podczas Aferytmu w czwartek 28 stycznia, jak zwykle po godzinie 19.
Już teraz możecie głosować na ich kawałek "Umówiony Znak" w Aferzastej.
Wojciech "Kazior" Dymaczewski - dziennikarz muzyczny Radia Afera
Kilka minut po godzinie 20 na scenie pojawił się support w postaci grupy Nimfo, wcześniej występującej jako Nimfofunk. Nowa nazwa, nowy repertuar i częściowo nowy skład. Sala koncertowa w Dragonie ma swój specyficzny klimat, który motywuje ludzi do zalegania po "turecku" na podłodze i wsłuchiwanie się w muzykę. Tak było i tym razem. Półgodzinny koncert zawierał w sobie kawałki starsze, starsze w nowej aranżacji i całkowite nowości, jak np. Para Psychologiczna, częściowo akustyczny kawałek, który moim zdaniem może stać się ich kluczem do ogólnopolskiego sukcesu. Trzymamy kciuki.
W okolicach 21 sala była już pełna. Co ciekawe, wydawało się, że średnia wieku widowni nie pozwala im na spożywanie napojów wyskokowych. Dawno nie widziałem tak wielu młodych ludzi na koncercie. Myślałem, że gatunek szalonych nastolatków krzyczących pod sceną już wymarł. Przecież nikt już nie płaci za muzykę, a zamiast na koncert lepiej wybrać się na domówkę. A oni stali, dumnie stłoczeni przed głośnikami. To był dopiero początek zaskoczeń.
W 2015 roku ukazał się debiutancki album grupy - "Ostatni Krzyk Mody". Bardzo eklektyczna, świetna lirycznie, niby buntownicza, ale także dostępna dla wymagających fanów melodii. W stu procentach subiektywnie oceniam ten krążek jako najlepszy rockowy debiut minionego roku. Mogliśmy zatem usłyszeć cały nowy album, ale też pochodzącą z EPki Dyskotekę..
Ted Nemeth nie brało na tym występie jeńców. Ze sceny obrywaliśmy falą energii, ale znalazły się także melancholijne momenty. Wszystko z pełnym zaangażowaniem. Jak mówił wokalista - Patryk Pietrzak - Uwielbiamy grać ten materiał. Było to widać. Mimo małej sceny, artyści "skakali jak pacynki". Do tego należy docenić ludzkie podejście. Kreowanie dialogu z publiką, wyrywanie z ich ciał sił do tańca, częstowanie trunkami, traktowanie ich jak najlepszych kumpli. Ich świetny humor był zaraźliwy. Największe wrażenie zrobiło na mnie, chyba na zespole również, wyśpiewywanie z pełni gardeł tekstów piosenek. Kiedy wokalista na chwilę milkł, pod sceną tworzyła się grupa wsparcia, zagłuszająca instrumenty. Coś, czego dawno nie widziałem w tak drobnej sali, na koncercie formacji, wydawałoby się, dopiero zaczynającej swoją drogę w stronę wielkiej kariery. To było coś tak niespodziewanie pięknego, że człowieka natychmiast przechodziły dreszcze. Nie wierzyłem, że istnieją jeszcze tak zaangażowani młodzi ludzie. Myślałem, że taki klimat umarł 10 lat temu. Zostałem wyprowadzony z tego błędnego myślenia i szczerze mówiąc, chciałbym się częściej mylić w ten sposób. Cały czas jednak kołacze się w mojej głowie pytanie, skąd do jasnej ciasnej tylu młodych ludzi dowiedziało się o istnieniu tej kapeli? Przecież na koncertach wielu innych zespołów cały czas świecą pustki. Chyba Panowie powinni dawać korepetycje w tej dziedzinie.
Dorzucając do tego klimat sali, małej, ciemnej, z nieotynkowanej cegły, ze sceną na poziomie parkietu, poczułem się jakby to był pierwszy koncert grupy, która ma stać się kiedyś legendarna. Jak cześć historii, której im życzę z całego serca.
Wywiad z Ted Nemeth będzie można usłyszeć podczas Aferytmu w czwartek 28 stycznia, jak zwykle po godzinie 19.
Już teraz możecie głosować na ich kawałek "Umówiony Znak" w Aferzastej.
Wojciech "Kazior" Dymaczewski - dziennikarz muzyczny Radia Afera