"Heads Up"
KATEGORIA: Muzyka
Mieszanka dream popu, trochę rockowej alternatywy z odrobiną nowoczesnej psychodelii a to wszystko dopieszczone bardzo dziewczęcym, kojącym, damskim wokalem. Gdy w 2011 r. przyjechały na OFF Festival, miały na koncie jeden minialbum i debiutancki longplay "The Fool". Teraz w swojej dyskografii mają już dwa długogrające albumy, mnóstwo koncertów, a jutro - 23 września nakładem wytwórni Rough Trade Records do sprzedaży trafi trzeci album dziewczęcego kwartetu zatytułowany „Heads Up”. Mowa oczywiście o Warpaint.
Grają bardzo specyficznie. Utwory snują się gdzieś w tle nawiązując nieśmiało jakiś motyw, który powoli się rozwija, przeszywa nas każdym dźwiękiem bardzo intensywnie, następnie topi się w fali pogłosów i efektów gitarowych. Partie wokalne śpiewane są jakby od niechcenia, momentami wręcz dziecięco, ale cały czas bardzo zmysłowo, kobieco, niekiedy z erotycznym pazurem…
Od ostatniej płyty minęły dwa lata, lecz w tym czasie dziewczyny wcale się nie nudziły. Jenny Lee Lindberg zdążyła wydać solowy album, Stella Mozgawa pojawiła się na EP-ce Kurta Vile’a, Theresa Wayman pracowała nad solowym projektem BOSS, a Emily Kokal zaczęła współpracować m. in. Z Saulem Williamsem i Paulem Bergmannem. To był bardzo pracowity okres dla dziewczyn, jednak udało im się znaleźć trochę czasu, by pracować nad nowym materiałem. Jako przedsmak albumu już w sierpniu mogliśmy posłuchać pierwszego promującego singla „New Song”, jednego z najbardziej energicznych kawałków Warpaint, Od kilku dni możemy też posłuchać drugiego utworu z nowej płyty – „Whiteout”. Dużo bardziej stonowany, typowo „Warpaintowy” utwór. Po takiej zapowiedzi album zwyczajnie nie ma prawa nie być dobry... Głęboki bas, rozlane gitary podsycone elektronicznymi wstawkami, a wszystko dawkowane z ogromnym wyczuciem… tak jednym zdaniem można podsumować ich muzykę, ale zdecydowanie lepiej po prostu posłuchać.
Grają bardzo specyficznie. Utwory snują się gdzieś w tle nawiązując nieśmiało jakiś motyw, który powoli się rozwija, przeszywa nas każdym dźwiękiem bardzo intensywnie, następnie topi się w fali pogłosów i efektów gitarowych. Partie wokalne śpiewane są jakby od niechcenia, momentami wręcz dziecięco, ale cały czas bardzo zmysłowo, kobieco, niekiedy z erotycznym pazurem…
Od ostatniej płyty minęły dwa lata, lecz w tym czasie dziewczyny wcale się nie nudziły. Jenny Lee Lindberg zdążyła wydać solowy album, Stella Mozgawa pojawiła się na EP-ce Kurta Vile’a, Theresa Wayman pracowała nad solowym projektem BOSS, a Emily Kokal zaczęła współpracować m. in. Z Saulem Williamsem i Paulem Bergmannem. To był bardzo pracowity okres dla dziewczyn, jednak udało im się znaleźć trochę czasu, by pracować nad nowym materiałem. Jako przedsmak albumu już w sierpniu mogliśmy posłuchać pierwszego promującego singla „New Song”, jednego z najbardziej energicznych kawałków Warpaint, Od kilku dni możemy też posłuchać drugiego utworu z nowej płyty – „Whiteout”. Dużo bardziej stonowany, typowo „Warpaintowy” utwór. Po takiej zapowiedzi album zwyczajnie nie ma prawa nie być dobry... Głęboki bas, rozlane gitary podsycone elektronicznymi wstawkami, a wszystko dawkowane z ogromnym wyczuciem… tak jednym zdaniem można podsumować ich muzykę, ale zdecydowanie lepiej po prostu posłuchać.