Taco Hemingway - "Marmur"
KATEGORIA: Muzyka
Taco Hemingway, a właściwie Filip Szcześniak 2 listopada doczekał się pierwszego albumu długogrającego. Będący niejako kontynuacją 3 Epki pod tytułem „Wosk” wydanej jakieś 2 miesiące wcześniej „Marmur” jest albumem koncepcyjnym, a bohater całą płytę spędza w hotelu o tej samej nazwie. Taco zyskał popularność jako komentator codzienności – czy to klubowego życia Warszawy (Trójkąt Warszawski) czy podstawowych problemów naszego pokolenia (Umowa o dzieło). Obserwował rzeczywistość stroniąc od prywatnych szczegółów na temat swojego życia. Na Marmurze zaś jest zgoła inaczej. Artysta wychodzi niejako naprzeciw swoim fanom i skupia się głównie na swoich emocjach i biografii, nie pozostawiając dziennikarzom (od których zresztą stroni) za wielkiego pola do popisu.
Taco w tekstach skupia się na wewnętrznej walce pomiędzy sobą, a „pasażerem” które są po prostu dwiema stronami jego osobowości. Tą, która boi się „wyjść na scenę na Open’erze” i chce rzucić rap i tą, która „lubi brnąć w cyfry” jak sam opowiada na albumie. Mimo, że pasażer jest niejako jego siłą napędową i bez niego artysta nie osiągnąłby sukcesu, jest on także podatny na presję sławy i sukcesu chcąc wciąż coraz więcej. Między dywagacjami na temat stanu ducha wraca także to komentarzy na temat świata słynnych już imprez („Żyrandol” / „Tsunami Blond”) i uzależnienia od technologii („Niebieskie prostokąty”),a także zwierza się słuchaczom ze strachu przed nieubłaganie upływającym czasem („Siwe włosy”) czy ze skróconej biografii w rapowej oprawie („Żywot”).
Oprawą muzyczną zajął się tradycyjnie związany już z Taco od pierwszej epki Rumak po raz kolejny spełniając swoją funkcję muzycznego dopełniania rapera. Choć producent cały czas zachowuje swój oryginalny styl, w kompozycjach widać duży progres i wzrost kreatywności (a także nowe zamiłowanie w postaci samplowania chórów).
Subiektywnie, do najważniejszych pozycji zaliczył bym wprowadzający „Marmur” (przywodzący na myśl główny motyw ze "Stranger Things" bit i wyznania Taco na temat narastającej chciwości), Żyrandol (traktujący z pozycji obserwatora hotelowe prywatki, okraszony jedynym gościnnym występem na płycie – wokalem Katarzyny Kowalczyk z Coals) oraz energiczny Tsunami Blond (nostalgicznie przypominający imprezy z „Trójkąta Warszawskiego”).
Po kilkukrotnym przesłuchaniu „Marmuru” mogę jednoznacznie stwierdzić, że zachwyty nad albumem są w pełni uzasadnione. Choć nie jest może muzyczną rewolucją, prezentuje się jako świetna integralna całość trzymająca przy głośnikach słuchacza od początku do końca. Jest po prostu bardzo dobrze zaaranżowaną podróżą w głąb artysty, który stoi przed trudnym zadaniem poradzenia sobie z narastającą sławą. Pozostaje tylko stwierdzić, że Taco przekroczył wysoko postawioną poprzeczkę poprzednich wydawnictw i życzyć mu równowagi między nim, a „pasażerem”.
Jakub Haplicznik
Redaktor Muzyczny
Taco w tekstach skupia się na wewnętrznej walce pomiędzy sobą, a „pasażerem” które są po prostu dwiema stronami jego osobowości. Tą, która boi się „wyjść na scenę na Open’erze” i chce rzucić rap i tą, która „lubi brnąć w cyfry” jak sam opowiada na albumie. Mimo, że pasażer jest niejako jego siłą napędową i bez niego artysta nie osiągnąłby sukcesu, jest on także podatny na presję sławy i sukcesu chcąc wciąż coraz więcej. Między dywagacjami na temat stanu ducha wraca także to komentarzy na temat świata słynnych już imprez („Żyrandol” / „Tsunami Blond”) i uzależnienia od technologii („Niebieskie prostokąty”),a także zwierza się słuchaczom ze strachu przed nieubłaganie upływającym czasem („Siwe włosy”) czy ze skróconej biografii w rapowej oprawie („Żywot”).
Oprawą muzyczną zajął się tradycyjnie związany już z Taco od pierwszej epki Rumak po raz kolejny spełniając swoją funkcję muzycznego dopełniania rapera. Choć producent cały czas zachowuje swój oryginalny styl, w kompozycjach widać duży progres i wzrost kreatywności (a także nowe zamiłowanie w postaci samplowania chórów).
Subiektywnie, do najważniejszych pozycji zaliczył bym wprowadzający „Marmur” (przywodzący na myśl główny motyw ze "Stranger Things" bit i wyznania Taco na temat narastającej chciwości), Żyrandol (traktujący z pozycji obserwatora hotelowe prywatki, okraszony jedynym gościnnym występem na płycie – wokalem Katarzyny Kowalczyk z Coals) oraz energiczny Tsunami Blond (nostalgicznie przypominający imprezy z „Trójkąta Warszawskiego”).
Po kilkukrotnym przesłuchaniu „Marmuru” mogę jednoznacznie stwierdzić, że zachwyty nad albumem są w pełni uzasadnione. Choć nie jest może muzyczną rewolucją, prezentuje się jako świetna integralna całość trzymająca przy głośnikach słuchacza od początku do końca. Jest po prostu bardzo dobrze zaaranżowaną podróżą w głąb artysty, który stoi przed trudnym zadaniem poradzenia sobie z narastającą sławą. Pozostaje tylko stwierdzić, że Taco przekroczył wysoko postawioną poprzeczkę poprzednich wydawnictw i życzyć mu równowagi między nim, a „pasażerem”.
Jakub Haplicznik
Redaktor Muzyczny