Pixies
KATEGORIA: Muzyka
Pixies wrócili ze swoim nowym materiałem „Head Carrier” po 16 latach. Ten założony w 1986 roku amerykański reprezentant alternatywnego rocka na swój cel podczas europejskiej trasy koncertowej wybrał także Poznań.
16.11.2016 roku można uznać za kluczowy dla polskich fanów Pixies. Band, którym inspirowała się Nirvana, Radiohead, The Strokes, czy Blur odwiedził Halę Arena. Na miejscu mogliśmy zobaczyć ok. 1500 osób. Na scenie za to pojawił się oczywiście z oryginalnego składu Frank Black, David Lovering i Joey Santiago. Miejsce basistki zajęła jednak Paz Lenchantin. Na koncercie można było usłyszeć oczywiście klasyki jak „Where is my mind”, czy „Gauge Away”, ale tez fragmenty nowego krążka – „Tenement Song” i „Classic Masher”. Warto wspomnieć, że wiele kompozycji odbiegało od swoich albumowych wersji. Trzeba też zaznaczyć, że Frank zabijał (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) swoimi ostrymi screamami.
Koncert mógł się niektórym podobać, a niektórzy pewnie czują niedosyt. Brak kontaktu z publiką, znikome oświetlenie i wizualizacje. Część fanów jednak bawiła się nieźle, tańcząc do swoich ulubionych przebojów. Jedno jest pewne. Nowa płyta nie działa na nich tak hipnotyzująco jak klasyki.
Wojciech Dymaczewski
Redakcja muzyczna
16.11.2016 roku można uznać za kluczowy dla polskich fanów Pixies. Band, którym inspirowała się Nirvana, Radiohead, The Strokes, czy Blur odwiedził Halę Arena. Na miejscu mogliśmy zobaczyć ok. 1500 osób. Na scenie za to pojawił się oczywiście z oryginalnego składu Frank Black, David Lovering i Joey Santiago. Miejsce basistki zajęła jednak Paz Lenchantin. Na koncercie można było usłyszeć oczywiście klasyki jak „Where is my mind”, czy „Gauge Away”, ale tez fragmenty nowego krążka – „Tenement Song” i „Classic Masher”. Warto wspomnieć, że wiele kompozycji odbiegało od swoich albumowych wersji. Trzeba też zaznaczyć, że Frank zabijał (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) swoimi ostrymi screamami.
Koncert mógł się niektórym podobać, a niektórzy pewnie czują niedosyt. Brak kontaktu z publiką, znikome oświetlenie i wizualizacje. Część fanów jednak bawiła się nieźle, tańcząc do swoich ulubionych przebojów. Jedno jest pewne. Nowa płyta nie działa na nich tak hipnotyzująco jak klasyki.
Wojciech Dymaczewski
Redakcja muzyczna