OBSCURE SPHINX - Muzyczny rytuał w Poznaniu
KATEGORIA: Muzyka
Na taki koncert czekałem od dawna! Jeżeli napisałbym, że był to dobry występ - moglibyście mnie posądzić o zbytnią powściągliwość. Gdybym stwierdził, iż w czwartkowy wieczór klub "U Bazyla" wypełniony był po brzegi doszlifowanym, a także głębokim gitarowym brzmieniem - to jak nie powiedzieć nic. Szum w moich uszach, obolałe mięśnie oraz zdarte gardło najlepiej przypominają mi, z jak potężną i mistyczną energią musiałem się zmierzyć. To nie był tylko udany performance w wykonaniu headlinera tego wydarzenia - wszyscy zebrani uczestniczyli w swoistym muzycznym rytuale; mrocznej ceremonii, której ton nadawała jedna kapela. Obscure Sphinx to zespół świadomy, traktujący swoją twórczość z właściwym namaszczeniem, a ponadto zasługujący na uwagę nie tylko wśród miłośników ciężkiego grania z pogranicza doom i progressive metalu.
Zanim Zofia "Wielebna" Fraś i jej formacja zdominowali scenę poznańskiego klubu, mogliśmy zapoznać się z materiałem dwóch kapel supportujących. Punktualnie o 19:00 warszawskie trio o enigmatycznej nazwie [::] chwyciło za instrumenty. Panowie przytłoczyli zbierającą się w lokalu młodzież złożonymi kompozycjami oraz piorunująco ciężką i szorstką barwą gitary basowej. Z głośników, kolokwialnie rzecz ujmując, "sypało gruzem", co stanowiło siłę przekazu, jak również zbudowało solidny fundament dla reszty wykonawców. Po około trzydziestu minutach grania ustąpili miejsca innemu zespołowi prezentującemu instrumentalne utwory, czyli wywodzącemu się z Gdańska Sounds Like The End Of The World. Pierwsze, co przyszło mi do głowy po rozpoczęciu ich gigu to hasło - "stajnia Toola". Oczywiście - jest zdecydowana różnica w nastroju, czy charakterystyce poszczególnych kawałków, ale nie da się ukryć, że w brzmieniu gitar został ukryty kod genetyczny głównego projektu Maynarda Jamesa Keenana (nie jest to, rzecz jasna, żaden zarzut). Energia wydzielana przez muzyków rozsadzała od środka budynek przy ulicy Norwida. Mieliśmy okazję podziwiać prawdziwy żywioł, a swoboda, z jaką gdańszczanie poruszali się na scenie stanowi namacalny przykład szczerej radochy oraz dumy z prezentowanej autorskiej twórczości.
Chciałbym napisać więcej o [::] i Sounds Like The End Of The World, jednak z całym szacunkiem dla nietuzinkowej muzyki tych Panów - tego grudniowego wieczoru na deskach klubu "U Bazyla" niepodzielnie królowało Obscure Sphinx. Kiedy około godziny 20:40 salę zaczęła wypełniać melodia stanowiąca preludium nadchodzącego posępnego aktu, gęstniejący przy barierkach tłum fanów wyczekiwał z niecierpliwością pierwszego uderzenia. Po paru minutach na scenie objawili się Michał "Blady" Rejman (gitara basowa) i Mateusz "Werbel" Badacz (perkusja), a zaraz za nimi gitarzyści - Tomasz "Yony" Jońca oraz Aleksander "Olo" Łukomski. Po krótkim gitarowym intrze publiczność zgromadzona w klubie otrzymała cios o sile młota kowalskiego w postaci potężnego, wolnego riffu, który nie pozostawiał żadnych złudzeń w związku z atmosferą tego spotkania. Był to pierwszy singiel promujący najnowszą, trzecią płytę warszawskiego kwintetu, czyli "Nothing Left" z tegorocznego "Epitaphs". Zaraz przed wejściem partii wokalnych, naszym oczom ukazała się ONA - Wielebna - owinięta bandażami kapłanka ceremonii, która w swoim charakterystycznym makijażu uwodziła słuchaczy scenicznym ruchem i diabelsko agresywnym głosem. Intensywność ich majestatycznego spektaklu była dosłownie ogłuszająca, a moje ciało, niczym w transie, reagowało na każdy dźwięk wylewający się z głośników. Choć cały zespół był pochłonięty przez swoją muzykę, a estradową dynamiką demonstrował niebywałe zaangażowanie, to jednak niezaprzeczalna charyzma frontmenki była przewodnikiem, a także siewcą metafizycznej aury ulatniającej się ze sceny.
Po majestatycznym rozpoczęciu swojego koncertu, Obscure Sphinx zaserwowało nam małą niespodziankę - utwór "Feverish". Czwarty numer z albumu "Void Mother" z 2013 roku jest jednym z najlepiej zapadających w pamięci momentów tego krążka - zwiastował on zatem pojawienie się większej ilości materiału z poprzednich wydawnictw. Już zaledwie po tych dwóch (wykonanych z pietyzmem) kawałkach, wrażenia po występach zespołów supportujących zostały niemalże całkowicie zmyte. Nie świadczy to w żadnym wypadku o niskiej jakości ich muzyki - jest to jedynie dowód, jak niepowstrzymaną, niszczycielską mocą charakteryzują się duszne, a także gęste od emocji spektakle Obscure Sphinx. Osobiście nie jestem zwolennikiem takiego dystansowania się wykonawców od widowni - Wielebna miała znikomą interakcję z publicznością, żaden utwór nie został zapowiedziany, a całość robiła wrażenie patetycznego, obdartego z luzu performance'u. Cóż z tego, skoro ta formuła doskonale się sprawdza i po prostu "siedzi"! Wszystko - zarówno w muzyce, image'u, jak i klimacie panującym podczas tras promocyjnych - ma tu swoje uzasadnione miejsce, wyrażając pełną świadomość oraz artystyczną dojrzałość członków kapeli. Z jednej strony, słuchacze zgromadzeni w poznańskim klubie byli powaleni falą uderzeniową wywołaną przez niezrównaną sekcję rytmiczną połączoną z głębią nisko strojonych, ośmiostrunowych gitar, a z drugiej - hipnotyzowani przez obłąkany "taniec" i przeszywający wokal Wielebnej. Potwierdzenie tej tezy znalazłem choćby w zaprezentowanej podczas koncertu kompozycji "Nieprawota" lub w fenomenalnie brzmiącym na żywo - "Decimation".
Sludge metalowy rytuał warszawiaków kończył się przy akompaniamencie "Lunar Caustic", które - sądząc po aplauzie wywołanym już pierwszymi dźwiękami instrumentów - było chyba najbardziej wyczekiwanym utworem wieczoru. Zaledwie 70-minutowy spektakl okazał się wystarczającym dowodem profesjonalizmu muzyków oraz esencją ich twórczości. Szkoda, że to jeden z ostatnich występów z Mateuszem "Werblem" Badaczem na pokładzie - z jego udziałem grupa stworzyła niesamowity materiał, który w większych dawkach może być uzależniający. Reszcie składu życzę, aby znaleźli odpowiedniego człowieka, uzupełniającego lukę po dotychczasowym perkusiście i ruszyli w nowy rozdział działalności zespołu z taką energią, do jakiej nas przyzwyczaili. Określenie idealnie pasujące do tej formacji według słownikowej definicji brzmi: "taki, który niszczy lub przytłacza swoją siłą, gwałtownością, natężeniem lub rozmiarami". W generalnym skrócie - Obscure Sphinx MIAŻDŻY!
Marcin Pietrzakowski
Radio Afera
Zanim Zofia "Wielebna" Fraś i jej formacja zdominowali scenę poznańskiego klubu, mogliśmy zapoznać się z materiałem dwóch kapel supportujących. Punktualnie o 19:00 warszawskie trio o enigmatycznej nazwie [::] chwyciło za instrumenty. Panowie przytłoczyli zbierającą się w lokalu młodzież złożonymi kompozycjami oraz piorunująco ciężką i szorstką barwą gitary basowej. Z głośników, kolokwialnie rzecz ujmując, "sypało gruzem", co stanowiło siłę przekazu, jak również zbudowało solidny fundament dla reszty wykonawców. Po około trzydziestu minutach grania ustąpili miejsca innemu zespołowi prezentującemu instrumentalne utwory, czyli wywodzącemu się z Gdańska Sounds Like The End Of The World. Pierwsze, co przyszło mi do głowy po rozpoczęciu ich gigu to hasło - "stajnia Toola". Oczywiście - jest zdecydowana różnica w nastroju, czy charakterystyce poszczególnych kawałków, ale nie da się ukryć, że w brzmieniu gitar został ukryty kod genetyczny głównego projektu Maynarda Jamesa Keenana (nie jest to, rzecz jasna, żaden zarzut). Energia wydzielana przez muzyków rozsadzała od środka budynek przy ulicy Norwida. Mieliśmy okazję podziwiać prawdziwy żywioł, a swoboda, z jaką gdańszczanie poruszali się na scenie stanowi namacalny przykład szczerej radochy oraz dumy z prezentowanej autorskiej twórczości.
Chciałbym napisać więcej o [::] i Sounds Like The End Of The World, jednak z całym szacunkiem dla nietuzinkowej muzyki tych Panów - tego grudniowego wieczoru na deskach klubu "U Bazyla" niepodzielnie królowało Obscure Sphinx. Kiedy około godziny 20:40 salę zaczęła wypełniać melodia stanowiąca preludium nadchodzącego posępnego aktu, gęstniejący przy barierkach tłum fanów wyczekiwał z niecierpliwością pierwszego uderzenia. Po paru minutach na scenie objawili się Michał "Blady" Rejman (gitara basowa) i Mateusz "Werbel" Badacz (perkusja), a zaraz za nimi gitarzyści - Tomasz "Yony" Jońca oraz Aleksander "Olo" Łukomski. Po krótkim gitarowym intrze publiczność zgromadzona w klubie otrzymała cios o sile młota kowalskiego w postaci potężnego, wolnego riffu, który nie pozostawiał żadnych złudzeń w związku z atmosferą tego spotkania. Był to pierwszy singiel promujący najnowszą, trzecią płytę warszawskiego kwintetu, czyli "Nothing Left" z tegorocznego "Epitaphs". Zaraz przed wejściem partii wokalnych, naszym oczom ukazała się ONA - Wielebna - owinięta bandażami kapłanka ceremonii, która w swoim charakterystycznym makijażu uwodziła słuchaczy scenicznym ruchem i diabelsko agresywnym głosem. Intensywność ich majestatycznego spektaklu była dosłownie ogłuszająca, a moje ciało, niczym w transie, reagowało na każdy dźwięk wylewający się z głośników. Choć cały zespół był pochłonięty przez swoją muzykę, a estradową dynamiką demonstrował niebywałe zaangażowanie, to jednak niezaprzeczalna charyzma frontmenki była przewodnikiem, a także siewcą metafizycznej aury ulatniającej się ze sceny.
Po majestatycznym rozpoczęciu swojego koncertu, Obscure Sphinx zaserwowało nam małą niespodziankę - utwór "Feverish". Czwarty numer z albumu "Void Mother" z 2013 roku jest jednym z najlepiej zapadających w pamięci momentów tego krążka - zwiastował on zatem pojawienie się większej ilości materiału z poprzednich wydawnictw. Już zaledwie po tych dwóch (wykonanych z pietyzmem) kawałkach, wrażenia po występach zespołów supportujących zostały niemalże całkowicie zmyte. Nie świadczy to w żadnym wypadku o niskiej jakości ich muzyki - jest to jedynie dowód, jak niepowstrzymaną, niszczycielską mocą charakteryzują się duszne, a także gęste od emocji spektakle Obscure Sphinx. Osobiście nie jestem zwolennikiem takiego dystansowania się wykonawców od widowni - Wielebna miała znikomą interakcję z publicznością, żaden utwór nie został zapowiedziany, a całość robiła wrażenie patetycznego, obdartego z luzu performance'u. Cóż z tego, skoro ta formuła doskonale się sprawdza i po prostu "siedzi"! Wszystko - zarówno w muzyce, image'u, jak i klimacie panującym podczas tras promocyjnych - ma tu swoje uzasadnione miejsce, wyrażając pełną świadomość oraz artystyczną dojrzałość członków kapeli. Z jednej strony, słuchacze zgromadzeni w poznańskim klubie byli powaleni falą uderzeniową wywołaną przez niezrównaną sekcję rytmiczną połączoną z głębią nisko strojonych, ośmiostrunowych gitar, a z drugiej - hipnotyzowani przez obłąkany "taniec" i przeszywający wokal Wielebnej. Potwierdzenie tej tezy znalazłem choćby w zaprezentowanej podczas koncertu kompozycji "Nieprawota" lub w fenomenalnie brzmiącym na żywo - "Decimation".
Sludge metalowy rytuał warszawiaków kończył się przy akompaniamencie "Lunar Caustic", które - sądząc po aplauzie wywołanym już pierwszymi dźwiękami instrumentów - było chyba najbardziej wyczekiwanym utworem wieczoru. Zaledwie 70-minutowy spektakl okazał się wystarczającym dowodem profesjonalizmu muzyków oraz esencją ich twórczości. Szkoda, że to jeden z ostatnich występów z Mateuszem "Werblem" Badaczem na pokładzie - z jego udziałem grupa stworzyła niesamowity materiał, który w większych dawkach może być uzależniający. Reszcie składu życzę, aby znaleźli odpowiedniego człowieka, uzupełniającego lukę po dotychczasowym perkusiście i ruszyli w nowy rozdział działalności zespołu z taką energią, do jakiej nas przyzwyczaili. Określenie idealnie pasujące do tej formacji według słownikowej definicji brzmi: "taki, który niszczy lub przytłacza swoją siłą, gwałtownością, natężeniem lub rozmiarami". W generalnym skrócie - Obscure Sphinx MIAŻDŻY!
Marcin Pietrzakowski
Radio Afera