Afera miłosna
KATEGORIA: Afera
Takiego oto maila otrzymaliśmy od Jakuba. Przeczytajcie. Wzruszcie się.
"Równy rok temu rozpoczęła się piękna historia mojego życia.Historia ta nadal trwa, a za sprawą wszystkich wydarzeń i splotu różnych ciekawych sytuacji jakie miały miejsce chciałem Wam podziękować, ponieważ odegraliście w nich fundamentalną rolę.
365 dni temu, kiedy moje nowo nabyte mieszkanie było już skończone przez "fachową" ekipę monterską przystąpiłem do położenia 3 warstw farby akrylowej na ścianach i sufitach.
Mieszkanie nie jest małe, ale tez nie jest duże.
'Walka' - bo nijak inaczej można określić przedsięwzięcie związane z malowaniem powierzchni płaskich w pojedynkę była dość zażarta i trudna. W dodatku ambitnie została ograniczona czasowo ponieważ 'na za tydzień' musiałem już się wprowadzać - wygasała umowa najmu M2 w jakim dotąd mieszkałem.
Jest cel, jest czas, siły też by ły, ale z każdym dniem intensywnych działań co raz mniejsze.
Nakładając tak kolejną warstwę, malując kolejny wieczór oświeca mnie, że przecież nic tak dobrze nie działa jak nuta dobrej, energicznej muzyki.
Odkopuję starą wieżę HiFi w ogromie wszystkich stopniowo przewożonych rzeczy do nowego mieszkania.
Włączam radio.
Okazuje się, że komercyjne stacje pełne reklam i po 2-3h słuchania sprawiające wrażenie zaprogramowanych na odtwarzanie tych samych utworów przynoszą efekt odwrotny do zamierzonego.
Wyłączam odbiornik.
Mija kilkadziesiąt minut kiedy podczas machania wałkiem z białą farbą przypominam sobie o Was - AFERA. Oczywiście!
Pomijam fakt, że wstępuje we mnie nowa energia, a praca pomimo późnego popołudnia umyka, efekty widoczne są natychmiast.
Zmierzam do sedna.
Tego wieczora wsłuchując się w audycję poznaję twórczość śląskiej artystk i tworzącej instrumentalną i elektroniczną muzykę etniczną.
Prowadzący podczas wejść na antenę opisują jej osobę - pochodzenie, motywy powstania utworów i obiecującą przyszłość jaka szeroko się przed nią otwiera.
Jednocześnie zapraszają słuchaczy do wzięcia udziału w konkursie, w którym nagrodą jest podwójna wejściówka na koncert Erith w Poznaniu 8 stycznia.
Wykręcam numer.
15 min później wygrywam bilety.
Cieszę się jak dziecko, podskakując jak na trampolinie wrzeszcząc wniebogłosy w pustym mieszkaniu z zachwytu. Chyba to zrozumiałe - nigdy dotąd nic nie wygrałem.
Dzień koncertu.
Klub zapełniony nietłumnie, cieszy mnie to.
Występ po misternych przygotowaniach artystki rozpoczyna się punktualnie przykuwając nie tylko uwagę przybyłych na koncert.
Muzyka okazała się dla mnie trafiona w gust, zawierała sporo elektroniki, wokalu, wysm akowanych efektów dźwiękowych.
Publiczności koncert się podobał, świadczyły o tym owacje i prośby o bis.
W trakcie jego trwania, stojąc oparty o filar zauważam Ją.
Wchodzi w tłum zainteresowana brzmieniem muzyki dobywającej się ze sceny. Nie mogłem przestać się w Nią wpatrywać, czując osobiście, że moje zachowanie robi się niesmaczne i niestosowne.
Koncert kończy się, ja trace Ją z pola widzenia.
Jest.
Dołącza do grona znajomych spędzających wspólny wieczór w loży.
Zgiełk i tłoczność po koncercie, wyjście Erith z klubu powoduje, że tracę Ją znów z oczu - bezpowrotnie. Mija kilka, kilkanaście minut - nie ma, zniknęła.
Tłumaczę sobie w myślach, że pewnie wyszła.
Wstaję, idę do szatni, ubrany zmierzam do wyjścia. Nieoczekiwanie mijam Ją pod drodze.
Wyszedłem, na świeżym powietrzu, idąc Św. Marcinem nagle jakaś siła każe mi się zatrzymać.
Kłębiące się myśli, obrazy w głowie i zachwyt Nią kierują mnie z powrotem do klubu.
Wracam.
Siadam na swoim wcześniejszym miejscu.
Nie mija chwila ruszam w Jej kierunku.
Zapraszam do dołączenia się do mnie i spędzenia wspólnie wieczoru.
Odmawia, jest na przyjęciu urodzinowym organizowanym przez przyjaciółkę.
Moje nowe argumenty nic nie powodują, jedynie utwierdzenie się Jej w przekonaniu, że będzie to niestosowne.
Po moim ponagleniu zgadza się na dosłownie 'chwilę'.
Ma na imię Aleksandra.
Nasze spotkanie zakończyło się sporo po zakończeniu przyjęcia urodzinowego na które została zaproszona. Byliśmy jednymi z ostatnich opuszczających lokal przed zamknięciem.
Odprowadziłem Ją do taksówki.
Spotkałem ponownie po dwóch tygodniach.
2 maj a poprosiłem Ją o rękę.
7 października wzięliśmy ślub.
Dziś Ola jest moją Żoną, kocham Ją bezgranicznie, jak nigdy nikogo.
Jakub"
Dziękujemy :)
"Równy rok temu rozpoczęła się piękna historia mojego życia.Historia ta nadal trwa, a za sprawą wszystkich wydarzeń i splotu różnych ciekawych sytuacji jakie miały miejsce chciałem Wam podziękować, ponieważ odegraliście w nich fundamentalną rolę.
365 dni temu, kiedy moje nowo nabyte mieszkanie było już skończone przez "fachową" ekipę monterską przystąpiłem do położenia 3 warstw farby akrylowej na ścianach i sufitach.
Mieszkanie nie jest małe, ale tez nie jest duże.
'Walka' - bo nijak inaczej można określić przedsięwzięcie związane z malowaniem powierzchni płaskich w pojedynkę była dość zażarta i trudna. W dodatku ambitnie została ograniczona czasowo ponieważ 'na za tydzień' musiałem już się wprowadzać - wygasała umowa najmu M2 w jakim dotąd mieszkałem.
Jest cel, jest czas, siły też by ły, ale z każdym dniem intensywnych działań co raz mniejsze.
Nakładając tak kolejną warstwę, malując kolejny wieczór oświeca mnie, że przecież nic tak dobrze nie działa jak nuta dobrej, energicznej muzyki.
Odkopuję starą wieżę HiFi w ogromie wszystkich stopniowo przewożonych rzeczy do nowego mieszkania.
Włączam radio.
Okazuje się, że komercyjne stacje pełne reklam i po 2-3h słuchania sprawiające wrażenie zaprogramowanych na odtwarzanie tych samych utworów przynoszą efekt odwrotny do zamierzonego.
Wyłączam odbiornik.
Mija kilkadziesiąt minut kiedy podczas machania wałkiem z białą farbą przypominam sobie o Was - AFERA. Oczywiście!
Pomijam fakt, że wstępuje we mnie nowa energia, a praca pomimo późnego popołudnia umyka, efekty widoczne są natychmiast.
Zmierzam do sedna.
Tego wieczora wsłuchując się w audycję poznaję twórczość śląskiej artystk i tworzącej instrumentalną i elektroniczną muzykę etniczną.
Prowadzący podczas wejść na antenę opisują jej osobę - pochodzenie, motywy powstania utworów i obiecującą przyszłość jaka szeroko się przed nią otwiera.
Jednocześnie zapraszają słuchaczy do wzięcia udziału w konkursie, w którym nagrodą jest podwójna wejściówka na koncert Erith w Poznaniu 8 stycznia.
Wykręcam numer.
15 min później wygrywam bilety.
Cieszę się jak dziecko, podskakując jak na trampolinie wrzeszcząc wniebogłosy w pustym mieszkaniu z zachwytu. Chyba to zrozumiałe - nigdy dotąd nic nie wygrałem.
Dzień koncertu.
Klub zapełniony nietłumnie, cieszy mnie to.
Występ po misternych przygotowaniach artystki rozpoczyna się punktualnie przykuwając nie tylko uwagę przybyłych na koncert.
Muzyka okazała się dla mnie trafiona w gust, zawierała sporo elektroniki, wokalu, wysm akowanych efektów dźwiękowych.
Publiczności koncert się podobał, świadczyły o tym owacje i prośby o bis.
W trakcie jego trwania, stojąc oparty o filar zauważam Ją.
Wchodzi w tłum zainteresowana brzmieniem muzyki dobywającej się ze sceny. Nie mogłem przestać się w Nią wpatrywać, czując osobiście, że moje zachowanie robi się niesmaczne i niestosowne.
Koncert kończy się, ja trace Ją z pola widzenia.
Jest.
Dołącza do grona znajomych spędzających wspólny wieczór w loży.
Zgiełk i tłoczność po koncercie, wyjście Erith z klubu powoduje, że tracę Ją znów z oczu - bezpowrotnie. Mija kilka, kilkanaście minut - nie ma, zniknęła.
Tłumaczę sobie w myślach, że pewnie wyszła.
Wstaję, idę do szatni, ubrany zmierzam do wyjścia. Nieoczekiwanie mijam Ją pod drodze.
Wyszedłem, na świeżym powietrzu, idąc Św. Marcinem nagle jakaś siła każe mi się zatrzymać.
Kłębiące się myśli, obrazy w głowie i zachwyt Nią kierują mnie z powrotem do klubu.
Wracam.
Siadam na swoim wcześniejszym miejscu.
Nie mija chwila ruszam w Jej kierunku.
Zapraszam do dołączenia się do mnie i spędzenia wspólnie wieczoru.
Odmawia, jest na przyjęciu urodzinowym organizowanym przez przyjaciółkę.
Moje nowe argumenty nic nie powodują, jedynie utwierdzenie się Jej w przekonaniu, że będzie to niestosowne.
Po moim ponagleniu zgadza się na dosłownie 'chwilę'.
Ma na imię Aleksandra.
Nasze spotkanie zakończyło się sporo po zakończeniu przyjęcia urodzinowego na które została zaproszona. Byliśmy jednymi z ostatnich opuszczających lokal przed zamknięciem.
Odprowadziłem Ją do taksówki.
Spotkałem ponownie po dwóch tygodniach.
2 maj a poprosiłem Ją o rękę.
7 października wzięliśmy ślub.
Dziś Ola jest moją Żoną, kocham Ją bezgranicznie, jak nigdy nikogo.
Jakub"
Dziękujemy :)