Mother!
KATEGORIA: Kultura
Mother!
scenariusz i reżyseria: Darren Aronofsky
premiera: 3.11.2017
Darren Aronofsky to wymagający twórca, którego filmy nigdy nie były czytelne na tyle, żeby być pewnym ich głównego przesłania czy motywu. W przypadku innych twórców ten brak czytelności mógłby być uznawany za wadę. Tymczasem amerykański reżyser poprzez tę nieczytelność funduje nam cały wachlarz emocji i nastrojów, które pozostają z nami na długo po wyjściu z sali kinowej. Nie inaczej jest z jego kolejnym filmem „Mother!”.
Na wstępie muszę zaznaczyć, że film nie jest horrorem, co najwyżej thrillerem, a to i tak tylko w niektórych fragmentach pierwszej części filmu. Przez to, że był on promowany jako film grozy wielu widzów mogło wyjść z kina zawiedzionych, co zresztą widać po ocenach niektórych krytyków. „Mother!” opowiada historię młodego małżeństwa, które żyje na odludziu w świeżo wyremontowanym domu. Przez pierwszą część filmu poznajemy relacje między nimi, On jest poetą, który zmaga się z twórczą niemocą. Ona zajmuje się domem i stara się aby mąż miał jak najlepsze warunki do tworzenia. Pewnego wieczoru w ich domu pojawia się tajemniczy mężczyzna. Do tego momentu można odnieść wrażenie, że to dom, w którym mieszka małżeństwo, jest bohaterem filmu. Tak, jak w tych wszystkich horrorach o opętanych domostwach, które mają w sobie jakąś krwawą tajemnicę. Jednak relacja jaka rodzi się między Mężem a przybyłym Mężczyzną zaczyna nas powoli niepokoić, a kolejne wydarzenia, jak przyjazd Kobiety będącej żoną lekarza, czy kłótnia rodzinna jaka wybucha w domu poety i jego żony wprowadzają nas w całkowitą dezorientację. Akcja coraz bardziej przyspiesza, a my zaczynamy powoli gubić się w tej historii. Ale to właśnie jest moment przełomowy filmu, w którym przechodzimy do jego drugiej części. Ostatecznie w domu bohaterów dzieją się wydarzenia wykraczające poza rzeczywistość, wciągające nas w coraz szybszą i bardziej zakręconą spiralę nawiązań rodem...z Biblii. I to właśnie jest największym zaskoczeniem jakie czeka nas w „Mother!”. Darren Aronofsky zapraszając nas do domu bohaterów, tak naprawdę zaprasza nas do wzięcia udziału w wydarzeniach zapisanych w Piśmie Świętym. Wszystko przedstawione bardzo dosłownie, brutalnie, w szalonym tempie. Dodatkowy chaos potęgują ujęcia - krótkie, szybkie, skupione na twarzach bohaterów i najważniejszych pomieszczeniach domu. Nie bez powodu tytuł filmu skupia naszą uwagę na matce. To ona jest główną bohaterką filmu, a powiązanie jej z postacią biblijnej Maryi jest kluczem do zrozumienia tej historii. Aronofsky całkowicie pozbawił ją religijnego blichtru, skupiając się przede wszystkim na człowieku, kobiecie, która poświęca siebie dla Męża. Tytułowa Matka pozostaje mu oddana do końca, a jej serce staje się dosłownym kamieniem węgielnym pod budowę nowego świata.
Darren Aronofsky w swoim najnowszym filmie przedstawia nam filozoficzną, pozbawioną religijnej otoczki historię biblijnej Maryi i robi to w sposób niesamowicie dosłowny. Mocny, odważny film (może nawet najodważniejszy w karierze reżysera?), który trzeba zobaczyć, ponieważ zostaje z nami po seansie i zmusza do refleksji. A o to przecież chodzi w dobrym kinie.
tekst: Bartek Stefaniak
scenariusz i reżyseria: Darren Aronofsky
premiera: 3.11.2017
Darren Aronofsky to wymagający twórca, którego filmy nigdy nie były czytelne na tyle, żeby być pewnym ich głównego przesłania czy motywu. W przypadku innych twórców ten brak czytelności mógłby być uznawany za wadę. Tymczasem amerykański reżyser poprzez tę nieczytelność funduje nam cały wachlarz emocji i nastrojów, które pozostają z nami na długo po wyjściu z sali kinowej. Nie inaczej jest z jego kolejnym filmem „Mother!”.
Na wstępie muszę zaznaczyć, że film nie jest horrorem, co najwyżej thrillerem, a to i tak tylko w niektórych fragmentach pierwszej części filmu. Przez to, że był on promowany jako film grozy wielu widzów mogło wyjść z kina zawiedzionych, co zresztą widać po ocenach niektórych krytyków. „Mother!” opowiada historię młodego małżeństwa, które żyje na odludziu w świeżo wyremontowanym domu. Przez pierwszą część filmu poznajemy relacje między nimi, On jest poetą, który zmaga się z twórczą niemocą. Ona zajmuje się domem i stara się aby mąż miał jak najlepsze warunki do tworzenia. Pewnego wieczoru w ich domu pojawia się tajemniczy mężczyzna. Do tego momentu można odnieść wrażenie, że to dom, w którym mieszka małżeństwo, jest bohaterem filmu. Tak, jak w tych wszystkich horrorach o opętanych domostwach, które mają w sobie jakąś krwawą tajemnicę. Jednak relacja jaka rodzi się między Mężem a przybyłym Mężczyzną zaczyna nas powoli niepokoić, a kolejne wydarzenia, jak przyjazd Kobiety będącej żoną lekarza, czy kłótnia rodzinna jaka wybucha w domu poety i jego żony wprowadzają nas w całkowitą dezorientację. Akcja coraz bardziej przyspiesza, a my zaczynamy powoli gubić się w tej historii. Ale to właśnie jest moment przełomowy filmu, w którym przechodzimy do jego drugiej części. Ostatecznie w domu bohaterów dzieją się wydarzenia wykraczające poza rzeczywistość, wciągające nas w coraz szybszą i bardziej zakręconą spiralę nawiązań rodem...z Biblii. I to właśnie jest największym zaskoczeniem jakie czeka nas w „Mother!”. Darren Aronofsky zapraszając nas do domu bohaterów, tak naprawdę zaprasza nas do wzięcia udziału w wydarzeniach zapisanych w Piśmie Świętym. Wszystko przedstawione bardzo dosłownie, brutalnie, w szalonym tempie. Dodatkowy chaos potęgują ujęcia - krótkie, szybkie, skupione na twarzach bohaterów i najważniejszych pomieszczeniach domu. Nie bez powodu tytuł filmu skupia naszą uwagę na matce. To ona jest główną bohaterką filmu, a powiązanie jej z postacią biblijnej Maryi jest kluczem do zrozumienia tej historii. Aronofsky całkowicie pozbawił ją religijnego blichtru, skupiając się przede wszystkim na człowieku, kobiecie, która poświęca siebie dla Męża. Tytułowa Matka pozostaje mu oddana do końca, a jej serce staje się dosłownym kamieniem węgielnym pod budowę nowego świata.
Darren Aronofsky w swoim najnowszym filmie przedstawia nam filozoficzną, pozbawioną religijnej otoczki historię biblijnej Maryi i robi to w sposób niesamowicie dosłowny. Mocny, odważny film (może nawet najodważniejszy w karierze reżysera?), który trzeba zobaczyć, ponieważ zostaje z nami po seansie i zmusza do refleksji. A o to przecież chodzi w dobrym kinie.
tekst: Bartek Stefaniak