Jak w czasie pandemii Covid-19 działają telefony zaufania dla dzieci i młodzieży?
KATEGORIA: Poznań
Co założyć na imprezę? Podoba mi się chłopak z mojej szkoły, jak do niego zagadać? Dostałem piątkę z historii!
Większość ludzi uważa, że telefon zaufania dla dzieci i młodzieży to numer, pod który dzwoni się, aby zgłosić przemoc lub inny, poważny problem. Tymczasem nie jest to do końca prawda. – Nasz telefon nie jest telefonem interwencyjnym czy kryzysowym, to telefon zaufania – mówi Michalina Kulczykowska, specjalistka ds. pomocy telefonicznej i online z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. – Jesteśmy po to, aby z dziećmi porozmawiać. Na linii mówi się o wszystkim, nawet o tym, jak nakarmić chomika. Dzieci są bardzo kreatywne i potrzebują kontaktu. Są takie, które dzwonią, bo ich rodzice są ciągle w pracy, a one chcą opowiedzieć o czymś, co się przed chwilą wydarzyło, tylko nie mają się komu wygadać.
Słowo „zaufanie” kojarzy się poważnie. Większość osób wiąże to z intymnymi zwierzeniami, osobistymi problemami, czymś, czego nie powie nieznanej mu osobie. Słysząc określenie: „telefon zaufania”, automatycznie w myślach przypisuje się to zwykle mało przyjemnym tematom. Dorośli często uważają problemy dzieci za błahe. Zdają się czasem zapominać, z czym sami borykali się w nastoletnim wieku. Wtedy ich problemy były dla nich poważne, nawet jeśli była to wspomniana wyżej kwestia nakarmienia chomika. Od tamtych czasów pod tym kątem dużo się nie zmieniło – zarówno dzieci, jak i młodzież nadal borykają się z różnymi trudnościami. Z mniej i bardziej ważnymi. Problem w tym, że nie wszyscy dorośli chcą słuchać, co młoda osoba ma do powiedzenia. – Problemy dzieci są często bagatelizowane przez dorosłych, przez rodzinę. Nawet jeśli uzyskują pomoc w szkole, to rodzice nie chcą potem współpracować, nie chcą zapewnić specjalistycznej pomocy – dodaje Kulczykowska.
Rezultaty mogą być różne. Jedna osoba sama sobie poradzi z problemami, inna znajdzie pomoc wśród znajomych lub profesjonalistów. W skrajnych przypadkach kulminacja problemów i negatywnych emocji może jednak zakończyć się tragicznie – samobójstwem lub jego próbą. Według statystyk policji w ubiegłym roku aż 951 nastolatków próbowało odebrać sobie życie. 98 z nich się udało. To dane oficjalne. Jak wyglądają prawdziwe statystyki? Tego nikt nie wie. Według Światowej Organizacji Zdrowia dane oficjalne należałoby pomnożyć razy 10, a nawet 15, aby uzyskać prawdziwą wartość. O wielu próbach samobójczych się nie mówi, jeśli nie zakończyły się zgonem.
Nie jest też tak, że na telefon zaufania dzieci i młodzież dzwoni tylko w „błahych” sprawach. Zdarzają się poważne sytuacje. – Widzimy wzrost przemocy domowej: i wobec dzieci, i wobec rodziny. Teraz o wiele trudniej ofiarom przemocy domowej zgłosić tę przemoc. Trudno się rozmawia, gdy rodzic jest za ścianą, mówienie o problemach w ogóle nie jest łatwe. Wtedy pozostaje opcja wysłania wiadomości – mówi ekspertka z FDDS.
Dla porównania przytacza statystyki: w pierwszej połowie marca na ich skrzynkę przyszło 400 mailów. W drugiej połowie dwa razy więcej. W sumie 1200 w marcu, kiedy średnia miesięczna mieści się w przedziale od 700 do 800. Michalina Kulczykowska mówi też, że niektóre zgłoszone sytuacje wymagają późniejszej interwencji policji: – Interwencje podejmujemy w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia, w szczególnych i specyficznych okolicznościach, gdzie musimy podjąć działania, aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo. Od początku roku mieliśmy 210 takich sytuacji.
Zapewnia, że w pewnym stopniu FDDS otrzymuje informacje na temat rezultatów interwencji. Czy dzieci i młodzież za to dziękują? – Czasami jest tak, że dostajemy wiadomość, że ktoś napisał do nas na przykład pięć lat temu lub zadzwonił, została podjęta interwencja i dopiero teraz sobie uświadomił, że uratowaliśmy mu życie. Jest nam za to wdzięczny. Nie jest to mało wiadomości, jest ich sporo – dodaje Kulczykowska.
Na początku pandemii koronawirusa panował chaos. Wprowadzane kolejno przez rząd obostrzenia i restrykcje wymusiły reorganizację wielu placówek i ośrodków. Zmieniono formę prowadzenia zajęć, zakazano spotkań towarzyskich, a dzieci, które odbywały psychoterapię, utraciły kontakt ze specjalistą. Teraz wszyscy powoli odnajdują się w nowej rzeczywistości. Lekcje prowadzone są zdalnie, podobnie jak część terapii. Spotkania towarzyskie także przeniosły się do Internetu. To jednak za mało. – Mimo że młode osoby obecnie prowadzą życie na dwóch płaszczyznach: realnej i wirtualnej, to kiedy pozostaje tylko ta druga, okazuje się, że nadal potrzeba tego widzenia siebie „w realu” – dodaje Kulczykowska.
W trakcie pandemii pojawia się jednak inny ważny problem. Problem, który właściwie występuje od dawna, ale teraz jest szczególnie dobrze dostrzegalny. Brak dobrej komunikacji, jasnego przekazywania wiadomości. Dzieci i młodzież, bombardowana informacjami z telewizji, radia i Internetu, gubi się. Nie wie, co ma zrobić. Nie wie, co czeka ich samych, co czeka ich rodziców, rodzinę. Rzeczy nowe i nieznane budzą strach, zwłaszcza jeśli są podsycane negatywnie nacechowanymi słowami płynącymi z mass-mediów. Dzieci często nie rozumieją obecnej sytuacji, pytają o nią rodziców. Ci zaś nie wiedzą, jak to wszystko wytłumaczyć tak, aby nie siać większego niepokoju. – Dzieci boją się o to, czy rodzic będzie zdrowy. Słyszą informacje o tym, że ktoś zachorował, że ludzie umierają, że ktoś straci pracę. Widzą, że ta sytuacja jest nietypowa, inna. Towarzyszy temu obawia o to, co będzie. Dzieci to widzą, słyszą i też się boją – mówi Jolanta Graczyk-Ogdem, przewodnicząca Zarządu Terenowego Komitetu Ochrony Praw Dziecka w Poznaniu. – To od nas zależy, w jaki sposób im to wytłumaczymy. My, jako dorośli, musimy zadbać o to, żeby wśród nich nie zanikło poczucie bezpieczeństwa. Warto rozmawiać, tłumaczyć adekwatnie do wieku, odpowiadać na pytania. To jest potrzebne. Trzeba wyjaśniać te wiadomości, które pochodzą z mediów, nie mieć cały czas włączonego telewizora, aby te negatywne treści nie płynęły. Warto też szukać pozytywów.
Nie każdy rodzic jednak sobie z tym radzi. Nikt wcześniej nie miał takich problemów – albo nie tak nasilonych – jak teraz. Zamiast od nich uciekać, trzeba stawić im czoła. I zrobić wszystko, żeby najmłodszy człowiek nie zagubił się w ciężkich czasach.
W trudnej sytuacji znajdują się też dzieci, których rodzice są po rozwodzie lub w jego trakcie. Opieka nad potomkiem zwykle przypada na jedną osobę – druga ma wizyty, zabiera dziecko do siebie na jakiś czas lub kontaktuje się w inny, orzeczony przez sąd sposób. Panująca pandemia zaburzyła to uporządkowanie. Rodzic boi się przekazać swoje dziecko pod opiekę drugiej osobie. Nie wie, czy spotkanie z drugim rodzicem nie poskutkuje złapaniem wirusa. W rezultacie niektórzy odmawiają wizyt, nie chcą przekazać dziecka drugiemu opiekunowi. Stanowisko Biura Rzecznika Praw Dziecka jest w tej sprawie jednoznaczne.
– Stan epidemii i zalecenia władz sanitarnych nie mają wpływu na wykonalność orzeczeń sądowych, a zalecenie unikania kontaktów dotyczy skupisk ludzi osób obcych. Rodzic uprawniony do kontaktu na podstawie orzeczenia sądowego powinien mieć możliwość realizacji spotkania w sposób określony w orzeczeniu – oczywiście, w zgodzie z obecnymi zaleceniami sanitarnymi. Wyjątkiem są sytuacje, gdy dziecko lub rodzic objęci są kwarantanną – podaje BRPD.
Problem w tym, że zalecenia sanepidu nie obejmują sytuacji związanych z opieką naprzemienną. Wytyczne są ogólne. I choć minął ponad miesiąc od ogłoszenia stanu epidemii w kraju, nadal brakuje konkretnego wskazania, jak zapewnić to bezpieczeństwo, jak zrealizować spotkanie w taki sposób, aby nikomu nie groziło ewentualnym zakażeniem. Nie powinno więc dziwić, że rodzice są sceptycznie nastawieni do wszelkich odwiedzin i spotkań. BRPD informuje, że w przypadku wątpliwości rodzica co do bezpieczeństwa podczas kontaktu dziecka z drugim rodzicem, opiekun może zwrócić się do sądu z prośbą o zmianę sposobu realizacji kontaktów na czas stanu zagrożenia wraz z wnioskiem o zabezpieczenie. Sprawy te, włącznie wnioskiem, są traktowanie jako pilne (zgodnie z par. 2 regulaminu urzędowania sądów powszechnych) i rozpatrywane mimo ograniczenia rozpoznania innych spraw.
– Rzecznik Praw Dziecka apeluje do rodziców, którzy rozstali się i teraz osobno sprawują opiekę nad dziećmi, by w tym wyjątkowo trudnym czasie okazali sobie wyrozumiałość i nie przysparzali dzieciom dodatkowego stresu – podaje BRPD. – Niestety, w ostatnich tygodniach Rzecznik otrzymał zgłoszenia w sprawie ograniczania kontaktów z dzieckiem przez rodzica drugiemu rodzicowi pod pretekstem zagrożenia koronawirusem. Tak nie wolno postępować i jest to naruszenie praw dziecka.
Niektórym rodzicom udaje się zaadaptować do obecnych czasów. Są też tacy, którzy silnie chcą trzymać się postanowień sądowych, także tych trudnych w egzekwowaniu, np. spotkań w obecności kuratora. Gdy mają problemy w realizacji kontaktu, szukają porady – także prawnej – w organizacjach. – My każdą sprawę traktujemy indywidualnie i tam, gdzie możemy, staramy się szukać wspólnie z rodzicami rozwiązań. To się zwykle udaje. Rodzice siadają do rozmowy online, przez Internet, szukają rozwiązań na ten czas. Jedni próbują się dogadać, a inni pozostają w sporze i pozostawiają wszelkie decyzje do podejmowania przez sąd – mówi Graczyk-Ogdem.
Ostatnim, nadal nierozwiązanym problemem jest opieka nad dzieckiem w przypadku samotnych matek, ojców, którzy chodzić do pracy. Większość z nich przeszła na zasiłek opiekuńczy, który przysługuje w przypadku posiadania dzieci do ósmego roku życia. Co w przypadku, gdy rodzic posiada starsze dziecko i nie może zapewnić mu opieki, bo po prostu nie ma do tego warunków, nie ma nikogo, kto mógłby mu pomóc? Ma zostawić je samo w domu i iść na pół dnia do pracy? Jeśli wydarzy się nieszczęśliwy wypadek, cała odpowiedzialność spadnie na rodzica – bo zostawił dziecko bez opieki. W takim razie ma odejść z pracy i zająć się dzieckiem? Skąd wtedy weźmie pieniądze na opłatę rachunków?
Rodzice postawieni w takiej sytuacji nie wiedzą, co mają zrobić. Otwarcia żłobków, przedszkoli i klas 1-3 w szkołach podstawowych są przewidziane dopiero na III etap odmrażania gospodarki. Nie wiadomo, kiedy zostanie on wdrożony. Co robić do tego czasu? Rodzice nie wiedzą. Szukają rady u różnych fundacji, organizacji. Pytają resort zdrowia. I póki co nikt nie jest w stanie udzielić im odpowiedzi.
Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę
Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży (całodobowy): 116 111
Kontakt online: 116111.pl
Telefon dla Rodziców i Nauczycieli: 800 100 100
Kontakt online: 800100100.pl
Komitet Obrony Praw Dziecka w Poznaniu
Telefon: 61 855 22 78 | +48 509 913 992 (pn-pt, 9-17)
Mail: sekretariat@kopd.poznan.pl | poradnictwo@kopd.poznan.pl
Dagmara Kendzior
fot. Deposit Photos
Większość ludzi uważa, że telefon zaufania dla dzieci i młodzieży to numer, pod który dzwoni się, aby zgłosić przemoc lub inny, poważny problem. Tymczasem nie jest to do końca prawda. – Nasz telefon nie jest telefonem interwencyjnym czy kryzysowym, to telefon zaufania – mówi Michalina Kulczykowska, specjalistka ds. pomocy telefonicznej i online z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. – Jesteśmy po to, aby z dziećmi porozmawiać. Na linii mówi się o wszystkim, nawet o tym, jak nakarmić chomika. Dzieci są bardzo kreatywne i potrzebują kontaktu. Są takie, które dzwonią, bo ich rodzice są ciągle w pracy, a one chcą opowiedzieć o czymś, co się przed chwilą wydarzyło, tylko nie mają się komu wygadać.
Słowo „zaufanie” kojarzy się poważnie. Większość osób wiąże to z intymnymi zwierzeniami, osobistymi problemami, czymś, czego nie powie nieznanej mu osobie. Słysząc określenie: „telefon zaufania”, automatycznie w myślach przypisuje się to zwykle mało przyjemnym tematom. Dorośli często uważają problemy dzieci za błahe. Zdają się czasem zapominać, z czym sami borykali się w nastoletnim wieku. Wtedy ich problemy były dla nich poważne, nawet jeśli była to wspomniana wyżej kwestia nakarmienia chomika. Od tamtych czasów pod tym kątem dużo się nie zmieniło – zarówno dzieci, jak i młodzież nadal borykają się z różnymi trudnościami. Z mniej i bardziej ważnymi. Problem w tym, że nie wszyscy dorośli chcą słuchać, co młoda osoba ma do powiedzenia. – Problemy dzieci są często bagatelizowane przez dorosłych, przez rodzinę. Nawet jeśli uzyskują pomoc w szkole, to rodzice nie chcą potem współpracować, nie chcą zapewnić specjalistycznej pomocy – dodaje Kulczykowska.
Rezultaty mogą być różne. Jedna osoba sama sobie poradzi z problemami, inna znajdzie pomoc wśród znajomych lub profesjonalistów. W skrajnych przypadkach kulminacja problemów i negatywnych emocji może jednak zakończyć się tragicznie – samobójstwem lub jego próbą. Według statystyk policji w ubiegłym roku aż 951 nastolatków próbowało odebrać sobie życie. 98 z nich się udało. To dane oficjalne. Jak wyglądają prawdziwe statystyki? Tego nikt nie wie. Według Światowej Organizacji Zdrowia dane oficjalne należałoby pomnożyć razy 10, a nawet 15, aby uzyskać prawdziwą wartość. O wielu próbach samobójczych się nie mówi, jeśli nie zakończyły się zgonem.
Nie jest też tak, że na telefon zaufania dzieci i młodzież dzwoni tylko w „błahych” sprawach. Zdarzają się poważne sytuacje. – Widzimy wzrost przemocy domowej: i wobec dzieci, i wobec rodziny. Teraz o wiele trudniej ofiarom przemocy domowej zgłosić tę przemoc. Trudno się rozmawia, gdy rodzic jest za ścianą, mówienie o problemach w ogóle nie jest łatwe. Wtedy pozostaje opcja wysłania wiadomości – mówi ekspertka z FDDS.
Dla porównania przytacza statystyki: w pierwszej połowie marca na ich skrzynkę przyszło 400 mailów. W drugiej połowie dwa razy więcej. W sumie 1200 w marcu, kiedy średnia miesięczna mieści się w przedziale od 700 do 800. Michalina Kulczykowska mówi też, że niektóre zgłoszone sytuacje wymagają późniejszej interwencji policji: – Interwencje podejmujemy w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia, w szczególnych i specyficznych okolicznościach, gdzie musimy podjąć działania, aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo. Od początku roku mieliśmy 210 takich sytuacji.
Zapewnia, że w pewnym stopniu FDDS otrzymuje informacje na temat rezultatów interwencji. Czy dzieci i młodzież za to dziękują? – Czasami jest tak, że dostajemy wiadomość, że ktoś napisał do nas na przykład pięć lat temu lub zadzwonił, została podjęta interwencja i dopiero teraz sobie uświadomił, że uratowaliśmy mu życie. Jest nam za to wdzięczny. Nie jest to mało wiadomości, jest ich sporo – dodaje Kulczykowska.
Na początku pandemii koronawirusa panował chaos. Wprowadzane kolejno przez rząd obostrzenia i restrykcje wymusiły reorganizację wielu placówek i ośrodków. Zmieniono formę prowadzenia zajęć, zakazano spotkań towarzyskich, a dzieci, które odbywały psychoterapię, utraciły kontakt ze specjalistą. Teraz wszyscy powoli odnajdują się w nowej rzeczywistości. Lekcje prowadzone są zdalnie, podobnie jak część terapii. Spotkania towarzyskie także przeniosły się do Internetu. To jednak za mało. – Mimo że młode osoby obecnie prowadzą życie na dwóch płaszczyznach: realnej i wirtualnej, to kiedy pozostaje tylko ta druga, okazuje się, że nadal potrzeba tego widzenia siebie „w realu” – dodaje Kulczykowska.
W trakcie pandemii pojawia się jednak inny ważny problem. Problem, który właściwie występuje od dawna, ale teraz jest szczególnie dobrze dostrzegalny. Brak dobrej komunikacji, jasnego przekazywania wiadomości. Dzieci i młodzież, bombardowana informacjami z telewizji, radia i Internetu, gubi się. Nie wie, co ma zrobić. Nie wie, co czeka ich samych, co czeka ich rodziców, rodzinę. Rzeczy nowe i nieznane budzą strach, zwłaszcza jeśli są podsycane negatywnie nacechowanymi słowami płynącymi z mass-mediów. Dzieci często nie rozumieją obecnej sytuacji, pytają o nią rodziców. Ci zaś nie wiedzą, jak to wszystko wytłumaczyć tak, aby nie siać większego niepokoju. – Dzieci boją się o to, czy rodzic będzie zdrowy. Słyszą informacje o tym, że ktoś zachorował, że ludzie umierają, że ktoś straci pracę. Widzą, że ta sytuacja jest nietypowa, inna. Towarzyszy temu obawia o to, co będzie. Dzieci to widzą, słyszą i też się boją – mówi Jolanta Graczyk-Ogdem, przewodnicząca Zarządu Terenowego Komitetu Ochrony Praw Dziecka w Poznaniu. – To od nas zależy, w jaki sposób im to wytłumaczymy. My, jako dorośli, musimy zadbać o to, żeby wśród nich nie zanikło poczucie bezpieczeństwa. Warto rozmawiać, tłumaczyć adekwatnie do wieku, odpowiadać na pytania. To jest potrzebne. Trzeba wyjaśniać te wiadomości, które pochodzą z mediów, nie mieć cały czas włączonego telewizora, aby te negatywne treści nie płynęły. Warto też szukać pozytywów.
Nie każdy rodzic jednak sobie z tym radzi. Nikt wcześniej nie miał takich problemów – albo nie tak nasilonych – jak teraz. Zamiast od nich uciekać, trzeba stawić im czoła. I zrobić wszystko, żeby najmłodszy człowiek nie zagubił się w ciężkich czasach.
W trudnej sytuacji znajdują się też dzieci, których rodzice są po rozwodzie lub w jego trakcie. Opieka nad potomkiem zwykle przypada na jedną osobę – druga ma wizyty, zabiera dziecko do siebie na jakiś czas lub kontaktuje się w inny, orzeczony przez sąd sposób. Panująca pandemia zaburzyła to uporządkowanie. Rodzic boi się przekazać swoje dziecko pod opiekę drugiej osobie. Nie wie, czy spotkanie z drugim rodzicem nie poskutkuje złapaniem wirusa. W rezultacie niektórzy odmawiają wizyt, nie chcą przekazać dziecka drugiemu opiekunowi. Stanowisko Biura Rzecznika Praw Dziecka jest w tej sprawie jednoznaczne.
– Stan epidemii i zalecenia władz sanitarnych nie mają wpływu na wykonalność orzeczeń sądowych, a zalecenie unikania kontaktów dotyczy skupisk ludzi osób obcych. Rodzic uprawniony do kontaktu na podstawie orzeczenia sądowego powinien mieć możliwość realizacji spotkania w sposób określony w orzeczeniu – oczywiście, w zgodzie z obecnymi zaleceniami sanitarnymi. Wyjątkiem są sytuacje, gdy dziecko lub rodzic objęci są kwarantanną – podaje BRPD.
Problem w tym, że zalecenia sanepidu nie obejmują sytuacji związanych z opieką naprzemienną. Wytyczne są ogólne. I choć minął ponad miesiąc od ogłoszenia stanu epidemii w kraju, nadal brakuje konkretnego wskazania, jak zapewnić to bezpieczeństwo, jak zrealizować spotkanie w taki sposób, aby nikomu nie groziło ewentualnym zakażeniem. Nie powinno więc dziwić, że rodzice są sceptycznie nastawieni do wszelkich odwiedzin i spotkań. BRPD informuje, że w przypadku wątpliwości rodzica co do bezpieczeństwa podczas kontaktu dziecka z drugim rodzicem, opiekun może zwrócić się do sądu z prośbą o zmianę sposobu realizacji kontaktów na czas stanu zagrożenia wraz z wnioskiem o zabezpieczenie. Sprawy te, włącznie wnioskiem, są traktowanie jako pilne (zgodnie z par. 2 regulaminu urzędowania sądów powszechnych) i rozpatrywane mimo ograniczenia rozpoznania innych spraw.
– Rzecznik Praw Dziecka apeluje do rodziców, którzy rozstali się i teraz osobno sprawują opiekę nad dziećmi, by w tym wyjątkowo trudnym czasie okazali sobie wyrozumiałość i nie przysparzali dzieciom dodatkowego stresu – podaje BRPD. – Niestety, w ostatnich tygodniach Rzecznik otrzymał zgłoszenia w sprawie ograniczania kontaktów z dzieckiem przez rodzica drugiemu rodzicowi pod pretekstem zagrożenia koronawirusem. Tak nie wolno postępować i jest to naruszenie praw dziecka.
Niektórym rodzicom udaje się zaadaptować do obecnych czasów. Są też tacy, którzy silnie chcą trzymać się postanowień sądowych, także tych trudnych w egzekwowaniu, np. spotkań w obecności kuratora. Gdy mają problemy w realizacji kontaktu, szukają porady – także prawnej – w organizacjach. – My każdą sprawę traktujemy indywidualnie i tam, gdzie możemy, staramy się szukać wspólnie z rodzicami rozwiązań. To się zwykle udaje. Rodzice siadają do rozmowy online, przez Internet, szukają rozwiązań na ten czas. Jedni próbują się dogadać, a inni pozostają w sporze i pozostawiają wszelkie decyzje do podejmowania przez sąd – mówi Graczyk-Ogdem.
Ostatnim, nadal nierozwiązanym problemem jest opieka nad dzieckiem w przypadku samotnych matek, ojców, którzy chodzić do pracy. Większość z nich przeszła na zasiłek opiekuńczy, który przysługuje w przypadku posiadania dzieci do ósmego roku życia. Co w przypadku, gdy rodzic posiada starsze dziecko i nie może zapewnić mu opieki, bo po prostu nie ma do tego warunków, nie ma nikogo, kto mógłby mu pomóc? Ma zostawić je samo w domu i iść na pół dnia do pracy? Jeśli wydarzy się nieszczęśliwy wypadek, cała odpowiedzialność spadnie na rodzica – bo zostawił dziecko bez opieki. W takim razie ma odejść z pracy i zająć się dzieckiem? Skąd wtedy weźmie pieniądze na opłatę rachunków?
Rodzice postawieni w takiej sytuacji nie wiedzą, co mają zrobić. Otwarcia żłobków, przedszkoli i klas 1-3 w szkołach podstawowych są przewidziane dopiero na III etap odmrażania gospodarki. Nie wiadomo, kiedy zostanie on wdrożony. Co robić do tego czasu? Rodzice nie wiedzą. Szukają rady u różnych fundacji, organizacji. Pytają resort zdrowia. I póki co nikt nie jest w stanie udzielić im odpowiedzi.
Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę
Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży (całodobowy): 116 111
Kontakt online: 116111.pl
Telefon dla Rodziców i Nauczycieli: 800 100 100
Kontakt online: 800100100.pl
Komitet Obrony Praw Dziecka w Poznaniu
Telefon: 61 855 22 78 | +48 509 913 992 (pn-pt, 9-17)
Mail: sekretariat@kopd.poznan.pl | poradnictwo@kopd.poznan.pl
Dagmara Kendzior
fot. Deposit Photos