"Co z ciebie za facet?", czyli jak rozwija się przemoc domowa wobec mężczyzn
KATEGORIA: Poznań
Zwykle zaczyna się niepozornie. Od drobnych potyczek słownych, lekkiego szturchnięcia, sprzeczek na różnych sferach życia. Czasem pomagają jej w tym okoliczności towarzyszące jak spożywanie alkoholu, chęć upustu nadmiaru negatywnych emocji po nieszczęśliwym wydarzeniu. Może pojawiać się raz na jakiś czas, ale może trwać codziennie. Przemoc w związku ma różne oblicza i często przez długi czas pozostaje niezauważona przez ofiarę.
– W ogóle nie byłem jej świadomy – przyznaje Kamil*. – Byłem absolutnie zmanipulowany i naiwny.
Teraz, gdy Kamil o tym wie, mówi, że doświadczył każdego z czterech rodzajów przemocy.
Powszechnie uważa się, że przemoc domowa dotyczy kobiet i w dużej mierze dzieci. O przemocy wobec mężczyzn mówi się mało albo wcale. Według statystyk policji przemocy doświadczają głównie kobiety – spośród około 88 tysięcy ofiar przemocy odnotowanych w ubiegłym roku ponad 65 tysięcy stanowiły kobiety. Spośród liczby osób podejrzewanych o przemoc domową na prawie 75 tysięcy osób przypadało 68 tysięcy mężczyzn. Te same dane mówią, że udział kobiet w przemocy domowej stanowi zaledwie kilka procent ogólnych, potwierdzonych przypadków.
Inne statystyki można znaleźć w raporcie CBOS z lutego 2019 roku na temat przemocy i konfliktów w domu. Średnio co dziesiąty ankietowany będący kiedykolwiek w stałym związku przyznał, że doświadczył przemocy fizycznej ze strony swojego partnera/partnerki. Kobiety częściej niż mężczyźni deklarowały, że były bite przez partnerów (12% wobec 8%), natomiast to mężczyźni częściej przyznawali, że doświadczali którejś z form przemocy psychicznej (nawet 16% w stosunku do 11% kobiet). Jak można zauważyć, różnice w punktach procentowych nie są duże. Sugeruje to, że przemoc domowa wobec mężczyzn jest dużo częstszym zjawiskiem niż wynikałoby z oficjalnych danych policji. Gdyby odzwierciedlić badanie CBOS w statystykach służb mundurowych, okazałoby się, że liczba ofiar-mężczyzn jest nawet trzykrotnie większa, niż mówią informacje na temat procedur niebieskiej karty.
Skąd wynikają różnice w statystykach? Przyczyn może być wiele. Większość pochodzi od sposobu myślenia. Od wieloletniego życia w powielanych stereotypach, wpajanym od pokoleń „tradycyjnym” modelu rodziny, przypisywania konkretnych cech każdej płci.
– To cały czas takie stereotypowe myślenie pt. „mamy silniejszą i słabszą płeć”. Ta „silniejsza” płeć, jeśli już doświadcza przemocy, bezradności, tego, że ktoś okazuje wobec niej siłę, to przez stereotypy bardzo trudno jej się do tego przyznać – mówi Marcin Grudzień, socjolog męskości z Akademii Pedagogiki Specjalnej, psychoterapeuta ośrodka Plaster Miodu w Warszawie, działacz Fundacji Masculinum dedykowanej mężczyznom. – To też trochę takie myślenie, że chłopaki nie płaczą, czyli: ja doświadczyłem czegoś niedobrego, ale otrząsnę się, poradzę sobie z tym, idę dalej i nie będę o tym nikomu mówił, bo mogę narazić się na śmieszność, krytykę, ocenę.
W przekazach ustnych podawanych z pokolenia na pokolenie mężczyzna kreowany był na silnego pana domu, „samca”. W opowieściach nie ma miejsca na okazywanie emocji, empatię, przyznanie się do problemów. Te cechy przypisuje się kobietom. Gdyby mężczyzna przyznał się do bycia wrażliwym, w społeczeństwie zostałby nazwany „babą”. Trzy krótkie słowa: „kobieta mnie bije”, szybciej wywołają uśmieszek na twarzy i skojarzenia z „Seksmisją” w reżyserii Machulskiego niż z prawdziwą przemocą, która spotyka niejednego mężczyznę.
– Ten problem jest obśmiewany i bagatelizowany. Mężczyźni, znowu myśląc stereotypowo, jako ci silniejsi, jeżeli w ogóle już są ofiarami przemocy, to traktuje się ich jako mniej poszkodowanych, a jeśli ktoś jest mniej poszkodowany, to stawia się to na równi z tym, że jest bardziej odpowiedzialny za swoją krzywdę – mówi Marcin Grudzień. – On dostał tym „wałkiem”, ale on na pewno sobie na to zasłużył, bo… bo coś tam. To taki rodzaj usprawiedliwiana przemocy kobiet wobec mężczyzn, bo jeśli ona się już na to zdecydowała, to znaczy, że miała ku temu powody.
Przemoc nie ma płci. Może dotyczyć każdego, bez względu na płeć czy wiek. Ofiara przemocy domowej nie powinna czuć wstydu za to, że jej doświadczyła – jedyną osobą, która powinna się tego wstydzić, jest oprawca. Rzeczywistość jednak pokazuje, że często jest odwrotnie, a odczuwany wstyd hamuje przed podjęciem poważnych kroków.
Gdy pytam swoich rozmówców czy zgłaszali bądź próbowali zgłosić doświadczaną przemoc na policję lub do innych ośrodków, zwykle zaprzeczają.
– Jestem dużym fizycznie facetem, ona o wiele mniejsza, więc po pierwsze było wstyd, po drugie – absolutnie nie przypuszczałem, że ktokolwiek uwierzy, a po trzecie – sama mi powiedziała, że jest mała, śliczna i niewinna, a ja potężny, silny i nikt mi nie uwierzy – tłumaczy Kamil. – Gdy odpowiedziałem, że przecież nigdy nie użyłem wobec niej siły fizycznej, odpowiedziała, że rozpędzi się, uderzy o mur, zrobi sobie siniaki i wszyscy jej uwierzą, a ja „jestem załatwiony”.
Arek również nie zgłaszał przemocy, bo nie sądził, że ktokolwiek mu uwierzy. Kiedyś w ogólnej rozmowie z funkcjonariuszem służb mundurowych usłyszał, że wygląda na takiego „silnego” i bardziej „niebezpiecznego”. Próbę zgłoszenia przemocy przez osobę swojej postury porównał do próby zgłoszenia przez boksera, że żona znęca się nad nim fizycznie – jak kobieta może pobić boksera? Kogoś, kto jest silny i zajmował się sztukami walki?
- Brak wiary w przemoc domową wobec mężczyzn pojawia się także na innych szczeblach. Sędziny w kolejnych sądach wyśmiewały mnie, nie uznawały dowodów, nie dopuszczały ich – mówi Damian. – Zeznania moich świadków, składne, spójne, poparte dowodami w postaci zdjęć i nagrań audio uznawano za niewiarygodne.
Nie powinno więc dziwić, że mężczyźni się wstydzą, obawiają ośmieszenia. O problemach w ogóle nie mówi się łatwo – im bardziej są to delikatne kwestie, tym trudniej przełamać w sobie wewnętrzne bariery i się wygadać. Trudno przyznać się bliskim, jeszcze trudniej – zupełnie obcym osobom. Mężczyznom, u których lata wpajania stereotypów zakorzeniły w głowie obraz silnego „samca”, w szczególności niełatwo przyznać się do czegoś, co – w ich mniemaniu – mogłoby obnażyć jakieś słabości. To między innymi dlatego wiele krzywd, które dzieją się w domu, nie jest zgłaszanych policji.
– Służby też są mało przygotowane na to, jak reagować na przemoc wobec mężczyzn. Zwykle w tym pierwszym kontakcie przyjmujący zgłoszenie, na przykład policjant, też jest mężczyzną i mężczyźnie trudno przyznać się przed innym mężczyzną, że jest ofiarą przemocy – tłumaczy ekspert. – To znowu też złe schematy funkcjonujące w męskim świecie, że trudno pokazać drugiemu mężczyźnie, że sobie z czymś nie radzę.
– Wydawało mi się, że właśnie łatwiej zwierzyć się z problemów osobom własnej płci – mówię.
– Trudno się przyznać i własnej płci, i drugiej też czasami. Trudno się wygadać, bo boimy się braku zrozumienia, że drugi mężczyzna nas nie zrozumie, chyba że trafi się na kogoś, kto też tego doświadczył. Myśląc bardzo schematycznie, to raczej drugi mężczyzna mnie wyśmieje i powie, że jesteś słaby, bo kobieta cię leje. To też może być schemat męskiej rywalizacji, która się włącza w „męskim świecie”, utrudnia stworzenie głębokich relacji z mężczyznami, ale takich prawdziwych, a nie, że siedzimy przy piwie i rozmawiamy o nieważnych tematach, tylko takich relacji, która pozwala na to, żeby powiedzieć o sobie tak uczciwe, od serca.
Na szczęście to myślenie powoli się zmienia. Mężczyźni zaczynają interesować się emocjonalną sferą życia i dostrzegają, że jest istotna w ich codziennym funkcjonowaniu i lepszym zrozumieniu otaczającego świata i ludzi. To jednak nadal tylko pewna garść osób.
Może gdyby myślenie społeczeństwa było mniej stereotypowe, a wychowanie bardziej nakierowane na inteligencję emocjonalną, uwzględnianie uczuć, przemoc stałaby się dla łatwiejsza do określenia i byłaby bardziej potępiana. Tymczasem ciężko stwierdzić, w którym momencie kończy się konflikt, a w którym zaczyna przemoc. To, co jedni odbiorą już za akt pewnej formy przemocy, dla drugich będzie co najwyżej czymś niemiłym, nieprzyjemnym, ale nadal nieistotnym. O ile przemoc fizyczna zdaje się być łatwa do określenia, bo sprawia faktyczny ból na ciele, granica między sprzeczką a przemocą psychiczną jest dużo trudniejsza do ustalenia. – Każdy ma indywidualnie wyznaczoną granicę. To bierze się z tego, gdzie się wychował, w jakim środowisku, czego doświadczył w dzieciństwie – mówi Marcin Grudzień. – To wszystko ma znaczenie dla naszych indywidualnych granic, czy my coś odbieramy jako upokorzenie, jakiś komunikat za poniżający, czy też nie.
Rozmówcy, którzy doświadczyli przemocy fizycznej, przyznali, że to było dla nich najłatwiejsze do określenia. To uderzenia ręką, różnymi przedmiotami, a nawet ryzyko oberwania rzuconym nożem. Z uwagi na posturę kobiet i fizyczną siłę, nie było to zwykle zbyt groźne. Przemoc psychiczna okazała się jednak znacznie trudniejsza do zidentyfikowania. Czasami były to tylko rzucane w gniewie wyzwiska. – Możesz sobie wpisać obojętnie jakie przekleństwo – od ch…, przez k…, dosłownie wszystko. Kto mnie urodził – i tak dalej, i tak dalej… – mówi Arek.
Zdarzają się jednak bardziej nieprzyjemne sytuacje. – Byle pretekst wystarczył, by [partnerka – red.] zaczynała awanturę. To nie były jakieś tam kłótnie, to było wycie, darcie się, wyrzucanie z siebie wulgaryzmów z taką nienawiścią, że nigdy nie spotkałem się z czymś podobnym – pisze w korespondencji Damian. – Nie było możliwości rozmawiać, dyskutować. Jedynie wyjście to zabrać dzieci i wyjść, przeczekać. Doprowadziło to do sytuacji, że do domu przychodziłem tylko na 3-4 godziny dziennie, aby się przespać.
Najgorsze jest jednak ciągłe obniżanie samooceny, podważanie pewności siebie. Nadmierne podkreślanie wszystkich niedociągnięć, braków, wymyślania nieraz nieistniejących problemów. Gdy słyszy się to po raz pierwszy – często się nie wierzy, słowa uznaje się za rzucone w gniewie, ale nawet to często wystarczy, by w głębi serca zostało zasiane ziarno niepokoju. Słysząc podobne określenia regularnie, zaczyna się w nie wierzyć, nawet jeśli oskarżenia były wymyślone, w myśl słów Goebbelsa: „kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”.
– Twoim obowiązkiem jest utrzymać rodzinę. Co z ciebie za facet? – usłyszał Damian, który pracował nawet po 16 godzin dziennie, 7 razy w tygodniu. Jeszcze nie tak dawno przeżył poważny udar, który skończył się pobytem na OIOMie i długą rehabilitacją.
– Jesteś prostakiem, idiotą, nie odzywaj się – mówiła partnerka Kamila, dodatkowo często wyśmiewając przy znajomych jego zdolności łóżkowe.
Do tego należy doliczyć wszelkiego rodzaju szantaże, straszenie policją, grożenie zrobieniem krzywdy sobie lub partnerowi. Chłód emocjonalny, poniżanie poprzez zdradzanie z kochankami. Kontrolowanie i izolowanie partnera – wymienianych smsów, czasu drogi z pracy do domu, ograniczanie wyjść ze znajomymi… Spektrum przemocy psychicznej zdaje się nie mieć końca i często łączy się z innymi rodzajami przemocy. Może przybierać bardzo różne odcienie i nie dla wszystkich będą tak samo bolesne. Każda przemoc psychiczna ma jednak jeden główny cel: upokorzyć, zniszczyć samoocenę, zabić pewność siebie.
Przemoc fizyczna i psychiczna to najbardziej powszechne rodzaje przemocy wobec bliźnich. Pierwsza z nich jest zdecydowanie łatwiejsza do zauważenia, druga – znacznie częściej stosowana i trudniejsza do określenia. Światowa Organizacja Zdrowia rozróżnia jeszcze dwa inne rodzaje przemocy: seksualną i ekonomiczną. W ramach pierwszej z nich mieści się nie tylko gwałt i molestowanie. Choć ten rodzaj dotyczy głównie kobiet, spotyka także mężczyzn, zwykle w formie werbalnej, obrażającej sprawy intymne czy emocjonalnego chłodu. – To także wszelkiego rodzaju niechciane uwagi, podteksty – mówi Marcin Grudzień.
Przemoc seksualna w związku – zwłaszcza małżeńskim – jest często usprawiedliwiana zarówno przez ofiary, jak i oprawców. Według wielu akt seksualny w małżeństwie, nawet jeśli odbył się wbrew woli partnera/ki, nie jest przemocą.
Oprawcy, osoby bliskie, a także zupełnie obce znajdują usprawiedliwienie dla niechcianych stosunków w związkach, na co zwrócono ostatnio uwagę w dość głośnej kampanii Stowarzyszenia Forgetmenot. Na zdjęciach, które można zobaczyć na Facebooku, ofiary przemocy seksualnej piszą na kartkach słowa, które usłyszały od swojego oprawcy oraz osób, którym przyznały się do przeżycia traumatycznego zdarzenia. „Jesteś moją żoną – mam prawo cię rżnąć, ile chcę!”, „jak można zgwałcić żonę? To mi się należy!” – usłyszały skrzywdzone kobiety. Te słowa przywodzą na myśl kpiny Andrzeja Leppera, który kilkanaście lat temu doniesienia o gwałcie europosła Bogdana Golika na prostytutce skwitował komentarzem, jaki zapisał się w historii polskiej polityki i liście powiedzonek: „no pierwsze, to jak można prostytutkę zgwałcić?”.
Ostatni rodzaj przemocy według klasyfikacji WHO stanowi przemoc ekonomiczna, często subtelna i niedostrzegalna. Na początku to czasem nadmierna, wręcz chorobliwa kontrola paragonów, bilingów. To też na przykład uzależnienia finansowe, branie zobowiązań kredytowych wbrew drugiej stronie. W przypadku mężczyzn być może to także podkreślanie niedociągnięć na sferze zawodowej, gdyż – według wpajanego od lat modelu rodziny – to mężczyzna ma być osobą, która zarabia na dom, jest żywicielem rodziny, realizuje się zawodowo. Pod tym kątem ta sytuacja jest podobna do stereotypu, według którego kobieta – analogicznie – ma się zajmować głównie dziećmi i domem, a nie interesować się pracą zawodową.
– Mimo że o wiele więcej pracowałem, to wielokrotnie miałem liczone pieniądze: a to na wakacjach, a to na co dzień, że wydaję na papierosy, na swoje hobby – mówi Kamil i dodaje, że w którymś momencie partnerka kazała mu oddać swoją kartę bankową, by „nie rozwalał pieniędzy”.
Piotr przyznaje, że w sferze finansowej również miał problemy ze swoją partnerką. – Ona, kiedy pracowała, to nie dzieliła się pieniędzmi, a nawet wykradała mi z portfela i często nie miałem nawet za co jechać do pracy.
Każda przemoc ma inne oblicze. Choć rozróżnia się jej cztery rodzaje, nie zawsze występuje tylko jeden. Mogą występować wszystkie jednocześnie. Czasami granice między jednym rodzajem a drugim są bardzo cienkie i podobnie jak w przypadku granicy między konfliktem a przemocą – często jest to odbierane indywidualnie. Jednak już sam rzeczownik – przemoc – wystarczająco zaznacza, że to, co się dzieje, nie jest dobre.
Czy przemoc w związku da się „zwalczyć”? Można rzec, że to zależy od jej zaawansowania i chęci pary. Z niektórymi formami przemocy można sobie poradzić, z innymi – niekoniecznie. Niekiedy pary próbują radzić sobie tymczasową rozłąką i wracają do siebie po kilku tygodniach, miesiącach. Najpierw przemyśliwają swoje sprawy, później próbują zawalczyć o związek. Inni wybierają się do psychoterapeuty i tam szukają pomocy. Tak na przykład czasami postępują pary, które udają się na terapie małżeńskie.
– Żeby zacząć pracować z parą, to pierwsza z żelaznych zasad jest taka, że oni muszą zadeklarować, że nie ma przemocy fizycznej. Jeśli para nie jest w stanie tego zadeklarować albo ta przemoc pojawi się w trakcie pracy z nimi, terapia jest przerywana – mówi Marcin Grudzień. – Różnego rodzaju formy przemocy mogą być i często pewnie są przedmiotem terapii pary. Często jest tak, że para przychodzi z innym problemem, natomiast później okazuje się, że mamy do czynienia z tematami przemocy. Brak porozumienia między sobą, jakieś trudności w codziennym funkcjonowaniu – one wynikają też z tego, że właśnie różne takie elementy przemocy pojawiają się w związku.
Czasami terapia jest w stanie pomóc. Jeśli nie ma jednak postępu, przemoc w związku się nie kończy, pary zwykle się rozstają. W przypadku małżeństw, zwłaszcza jeśli para doczekała się dzieci, rozstanie jest trudniejsze. Oznacza często batalię przed sądem.
Nie jest tak, że rozstanie, rozwód zawsze oznacza uwolnienie się od przemocy. Być może w przypadku par, które nie doczekały się dziecka, w większości przypadków elementy przemocy znikają wraz z rozejściem (choć czasem zdarzają się jeszcze np. różne szantaże, nieprzyjemne wiadomości, itp.). Gdy jednak w grę wchodzą dzieci, pojawiają się nowe konflikty – dotyczące sprawowania opieki. Dawni małżonkowie nieraz kłócą się o opiekę w sądach, nie ufają, że dawny partner/ka może dobrze zajmować się dzieckiem. Czasem próbują przekupić w różny sposób potomstwo na swoją stronę. Nawet gdy wizyty z dzieckiem, opieka nad nim zostanie ustalona przez sąd, nie oznacza to końca konfliktu. Pojawiają się problemy przy egzekwowaniu wyroków. Dawni partnerzy potrafią szukać byle pretekstu, by utrudnić drugiemu rodzicowi kontakt z dzieckiem, uniemożliwić mu widzenia.
Część moich rozmówców zwracała uwagę na niesprawiedliwe podejście instytucji takich jak MOPS i RODK (a także wyżej wspomniane sądy), które z góry często są nastawione przeciwko mężczyznom i próbują zamiatać problemy pod dywan, uznając zwykle, że to kobieta jest ofiarą i bez względu na wszystko, to ją trzeba ratować w danej sytuacji. W rezultacie, oprócz dawnych małżonków, cierpią także dzieci, które widzą i czują, co się dzieje, są świadkami tych „batalii” i nie wiedzą, co mają zrobić. Na te kwestie zwrócił w 2014 roku uwagę Rzecznik Praw Obywatelskich w zleceniu badania pt. „Dyskryminacja osób płci męskiej przed sądami w zakresie spraw rodzinnych”. Jego celem miało być późniejsze przygotowanie propozycji zmian w prawie, które zwiększyłyby m.in. równouprawnienie obu płci w kontekście spraw rodzinnych w sądach. W uzasadnieniu podano, że wielu mężczyzn spotkało się z negatywnym podejściem do swojej osoby w sądach, gdzie przede wszystkim – a niekiedy tylko i wyłącznie – zasiadają kobiety. RPO wskazuje, że „sytuacja taka stwarza perfekcyjne warunki dla zaistnienia dyskryminacji mężczyzn i ma to miejsce”). Wtedy wracamy z powrotem do punktu wyjścia – stereotypów, które nawet mimowolnie oddziałują na nasze życie.
Na szczęście powoli myślenie społeczeństwa się zmienia – zarówno wobec przemocy w związkach, jak i podejścia do opieki nad dzieckiem. Trzeba jeszcze jednak wielu lat, by odstawić na bok stereotypy i zacząć na wszystko patrzeć z pełnym zrozumieniem. Przemoc wobec mężczyzn nie jest gorsza niż przemoc wobec kobiet czy dzieci. Problem w tym, że o przemocy wobec kobiet i dzieci mówi się dużo, a przemoc wobec mężczyzn wciąż pozostaje społecznym tematem tabu.
Dagmara Kendzior
*Imiona rozmówców zostały zmienione.
fot. Deposit Photos
– W ogóle nie byłem jej świadomy – przyznaje Kamil*. – Byłem absolutnie zmanipulowany i naiwny.
Teraz, gdy Kamil o tym wie, mówi, że doświadczył każdego z czterech rodzajów przemocy.
Powszechnie uważa się, że przemoc domowa dotyczy kobiet i w dużej mierze dzieci. O przemocy wobec mężczyzn mówi się mało albo wcale. Według statystyk policji przemocy doświadczają głównie kobiety – spośród około 88 tysięcy ofiar przemocy odnotowanych w ubiegłym roku ponad 65 tysięcy stanowiły kobiety. Spośród liczby osób podejrzewanych o przemoc domową na prawie 75 tysięcy osób przypadało 68 tysięcy mężczyzn. Te same dane mówią, że udział kobiet w przemocy domowej stanowi zaledwie kilka procent ogólnych, potwierdzonych przypadków.
Inne statystyki można znaleźć w raporcie CBOS z lutego 2019 roku na temat przemocy i konfliktów w domu. Średnio co dziesiąty ankietowany będący kiedykolwiek w stałym związku przyznał, że doświadczył przemocy fizycznej ze strony swojego partnera/partnerki. Kobiety częściej niż mężczyźni deklarowały, że były bite przez partnerów (12% wobec 8%), natomiast to mężczyźni częściej przyznawali, że doświadczali którejś z form przemocy psychicznej (nawet 16% w stosunku do 11% kobiet). Jak można zauważyć, różnice w punktach procentowych nie są duże. Sugeruje to, że przemoc domowa wobec mężczyzn jest dużo częstszym zjawiskiem niż wynikałoby z oficjalnych danych policji. Gdyby odzwierciedlić badanie CBOS w statystykach służb mundurowych, okazałoby się, że liczba ofiar-mężczyzn jest nawet trzykrotnie większa, niż mówią informacje na temat procedur niebieskiej karty.
Skąd wynikają różnice w statystykach? Przyczyn może być wiele. Większość pochodzi od sposobu myślenia. Od wieloletniego życia w powielanych stereotypach, wpajanym od pokoleń „tradycyjnym” modelu rodziny, przypisywania konkretnych cech każdej płci.
– To cały czas takie stereotypowe myślenie pt. „mamy silniejszą i słabszą płeć”. Ta „silniejsza” płeć, jeśli już doświadcza przemocy, bezradności, tego, że ktoś okazuje wobec niej siłę, to przez stereotypy bardzo trudno jej się do tego przyznać – mówi Marcin Grudzień, socjolog męskości z Akademii Pedagogiki Specjalnej, psychoterapeuta ośrodka Plaster Miodu w Warszawie, działacz Fundacji Masculinum dedykowanej mężczyznom. – To też trochę takie myślenie, że chłopaki nie płaczą, czyli: ja doświadczyłem czegoś niedobrego, ale otrząsnę się, poradzę sobie z tym, idę dalej i nie będę o tym nikomu mówił, bo mogę narazić się na śmieszność, krytykę, ocenę.
W przekazach ustnych podawanych z pokolenia na pokolenie mężczyzna kreowany był na silnego pana domu, „samca”. W opowieściach nie ma miejsca na okazywanie emocji, empatię, przyznanie się do problemów. Te cechy przypisuje się kobietom. Gdyby mężczyzna przyznał się do bycia wrażliwym, w społeczeństwie zostałby nazwany „babą”. Trzy krótkie słowa: „kobieta mnie bije”, szybciej wywołają uśmieszek na twarzy i skojarzenia z „Seksmisją” w reżyserii Machulskiego niż z prawdziwą przemocą, która spotyka niejednego mężczyznę.
– Ten problem jest obśmiewany i bagatelizowany. Mężczyźni, znowu myśląc stereotypowo, jako ci silniejsi, jeżeli w ogóle już są ofiarami przemocy, to traktuje się ich jako mniej poszkodowanych, a jeśli ktoś jest mniej poszkodowany, to stawia się to na równi z tym, że jest bardziej odpowiedzialny za swoją krzywdę – mówi Marcin Grudzień. – On dostał tym „wałkiem”, ale on na pewno sobie na to zasłużył, bo… bo coś tam. To taki rodzaj usprawiedliwiana przemocy kobiet wobec mężczyzn, bo jeśli ona się już na to zdecydowała, to znaczy, że miała ku temu powody.
Przemoc nie ma płci. Może dotyczyć każdego, bez względu na płeć czy wiek. Ofiara przemocy domowej nie powinna czuć wstydu za to, że jej doświadczyła – jedyną osobą, która powinna się tego wstydzić, jest oprawca. Rzeczywistość jednak pokazuje, że często jest odwrotnie, a odczuwany wstyd hamuje przed podjęciem poważnych kroków.
Gdy pytam swoich rozmówców czy zgłaszali bądź próbowali zgłosić doświadczaną przemoc na policję lub do innych ośrodków, zwykle zaprzeczają.
– Jestem dużym fizycznie facetem, ona o wiele mniejsza, więc po pierwsze było wstyd, po drugie – absolutnie nie przypuszczałem, że ktokolwiek uwierzy, a po trzecie – sama mi powiedziała, że jest mała, śliczna i niewinna, a ja potężny, silny i nikt mi nie uwierzy – tłumaczy Kamil. – Gdy odpowiedziałem, że przecież nigdy nie użyłem wobec niej siły fizycznej, odpowiedziała, że rozpędzi się, uderzy o mur, zrobi sobie siniaki i wszyscy jej uwierzą, a ja „jestem załatwiony”.
Arek również nie zgłaszał przemocy, bo nie sądził, że ktokolwiek mu uwierzy. Kiedyś w ogólnej rozmowie z funkcjonariuszem służb mundurowych usłyszał, że wygląda na takiego „silnego” i bardziej „niebezpiecznego”. Próbę zgłoszenia przemocy przez osobę swojej postury porównał do próby zgłoszenia przez boksera, że żona znęca się nad nim fizycznie – jak kobieta może pobić boksera? Kogoś, kto jest silny i zajmował się sztukami walki?
- Brak wiary w przemoc domową wobec mężczyzn pojawia się także na innych szczeblach. Sędziny w kolejnych sądach wyśmiewały mnie, nie uznawały dowodów, nie dopuszczały ich – mówi Damian. – Zeznania moich świadków, składne, spójne, poparte dowodami w postaci zdjęć i nagrań audio uznawano za niewiarygodne.
Nie powinno więc dziwić, że mężczyźni się wstydzą, obawiają ośmieszenia. O problemach w ogóle nie mówi się łatwo – im bardziej są to delikatne kwestie, tym trudniej przełamać w sobie wewnętrzne bariery i się wygadać. Trudno przyznać się bliskim, jeszcze trudniej – zupełnie obcym osobom. Mężczyznom, u których lata wpajania stereotypów zakorzeniły w głowie obraz silnego „samca”, w szczególności niełatwo przyznać się do czegoś, co – w ich mniemaniu – mogłoby obnażyć jakieś słabości. To między innymi dlatego wiele krzywd, które dzieją się w domu, nie jest zgłaszanych policji.
– Służby też są mało przygotowane na to, jak reagować na przemoc wobec mężczyzn. Zwykle w tym pierwszym kontakcie przyjmujący zgłoszenie, na przykład policjant, też jest mężczyzną i mężczyźnie trudno przyznać się przed innym mężczyzną, że jest ofiarą przemocy – tłumaczy ekspert. – To znowu też złe schematy funkcjonujące w męskim świecie, że trudno pokazać drugiemu mężczyźnie, że sobie z czymś nie radzę.
– Wydawało mi się, że właśnie łatwiej zwierzyć się z problemów osobom własnej płci – mówię.
– Trudno się przyznać i własnej płci, i drugiej też czasami. Trudno się wygadać, bo boimy się braku zrozumienia, że drugi mężczyzna nas nie zrozumie, chyba że trafi się na kogoś, kto też tego doświadczył. Myśląc bardzo schematycznie, to raczej drugi mężczyzna mnie wyśmieje i powie, że jesteś słaby, bo kobieta cię leje. To też może być schemat męskiej rywalizacji, która się włącza w „męskim świecie”, utrudnia stworzenie głębokich relacji z mężczyznami, ale takich prawdziwych, a nie, że siedzimy przy piwie i rozmawiamy o nieważnych tematach, tylko takich relacji, która pozwala na to, żeby powiedzieć o sobie tak uczciwe, od serca.
Na szczęście to myślenie powoli się zmienia. Mężczyźni zaczynają interesować się emocjonalną sferą życia i dostrzegają, że jest istotna w ich codziennym funkcjonowaniu i lepszym zrozumieniu otaczającego świata i ludzi. To jednak nadal tylko pewna garść osób.
Może gdyby myślenie społeczeństwa było mniej stereotypowe, a wychowanie bardziej nakierowane na inteligencję emocjonalną, uwzględnianie uczuć, przemoc stałaby się dla łatwiejsza do określenia i byłaby bardziej potępiana. Tymczasem ciężko stwierdzić, w którym momencie kończy się konflikt, a w którym zaczyna przemoc. To, co jedni odbiorą już za akt pewnej formy przemocy, dla drugich będzie co najwyżej czymś niemiłym, nieprzyjemnym, ale nadal nieistotnym. O ile przemoc fizyczna zdaje się być łatwa do określenia, bo sprawia faktyczny ból na ciele, granica między sprzeczką a przemocą psychiczną jest dużo trudniejsza do ustalenia. – Każdy ma indywidualnie wyznaczoną granicę. To bierze się z tego, gdzie się wychował, w jakim środowisku, czego doświadczył w dzieciństwie – mówi Marcin Grudzień. – To wszystko ma znaczenie dla naszych indywidualnych granic, czy my coś odbieramy jako upokorzenie, jakiś komunikat za poniżający, czy też nie.
Rozmówcy, którzy doświadczyli przemocy fizycznej, przyznali, że to było dla nich najłatwiejsze do określenia. To uderzenia ręką, różnymi przedmiotami, a nawet ryzyko oberwania rzuconym nożem. Z uwagi na posturę kobiet i fizyczną siłę, nie było to zwykle zbyt groźne. Przemoc psychiczna okazała się jednak znacznie trudniejsza do zidentyfikowania. Czasami były to tylko rzucane w gniewie wyzwiska. – Możesz sobie wpisać obojętnie jakie przekleństwo – od ch…, przez k…, dosłownie wszystko. Kto mnie urodził – i tak dalej, i tak dalej… – mówi Arek.
Zdarzają się jednak bardziej nieprzyjemne sytuacje. – Byle pretekst wystarczył, by [partnerka – red.] zaczynała awanturę. To nie były jakieś tam kłótnie, to było wycie, darcie się, wyrzucanie z siebie wulgaryzmów z taką nienawiścią, że nigdy nie spotkałem się z czymś podobnym – pisze w korespondencji Damian. – Nie było możliwości rozmawiać, dyskutować. Jedynie wyjście to zabrać dzieci i wyjść, przeczekać. Doprowadziło to do sytuacji, że do domu przychodziłem tylko na 3-4 godziny dziennie, aby się przespać.
Najgorsze jest jednak ciągłe obniżanie samooceny, podważanie pewności siebie. Nadmierne podkreślanie wszystkich niedociągnięć, braków, wymyślania nieraz nieistniejących problemów. Gdy słyszy się to po raz pierwszy – często się nie wierzy, słowa uznaje się za rzucone w gniewie, ale nawet to często wystarczy, by w głębi serca zostało zasiane ziarno niepokoju. Słysząc podobne określenia regularnie, zaczyna się w nie wierzyć, nawet jeśli oskarżenia były wymyślone, w myśl słów Goebbelsa: „kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”.
– Twoim obowiązkiem jest utrzymać rodzinę. Co z ciebie za facet? – usłyszał Damian, który pracował nawet po 16 godzin dziennie, 7 razy w tygodniu. Jeszcze nie tak dawno przeżył poważny udar, który skończył się pobytem na OIOMie i długą rehabilitacją.
– Jesteś prostakiem, idiotą, nie odzywaj się – mówiła partnerka Kamila, dodatkowo często wyśmiewając przy znajomych jego zdolności łóżkowe.
Do tego należy doliczyć wszelkiego rodzaju szantaże, straszenie policją, grożenie zrobieniem krzywdy sobie lub partnerowi. Chłód emocjonalny, poniżanie poprzez zdradzanie z kochankami. Kontrolowanie i izolowanie partnera – wymienianych smsów, czasu drogi z pracy do domu, ograniczanie wyjść ze znajomymi… Spektrum przemocy psychicznej zdaje się nie mieć końca i często łączy się z innymi rodzajami przemocy. Może przybierać bardzo różne odcienie i nie dla wszystkich będą tak samo bolesne. Każda przemoc psychiczna ma jednak jeden główny cel: upokorzyć, zniszczyć samoocenę, zabić pewność siebie.
Przemoc fizyczna i psychiczna to najbardziej powszechne rodzaje przemocy wobec bliźnich. Pierwsza z nich jest zdecydowanie łatwiejsza do zauważenia, druga – znacznie częściej stosowana i trudniejsza do określenia. Światowa Organizacja Zdrowia rozróżnia jeszcze dwa inne rodzaje przemocy: seksualną i ekonomiczną. W ramach pierwszej z nich mieści się nie tylko gwałt i molestowanie. Choć ten rodzaj dotyczy głównie kobiet, spotyka także mężczyzn, zwykle w formie werbalnej, obrażającej sprawy intymne czy emocjonalnego chłodu. – To także wszelkiego rodzaju niechciane uwagi, podteksty – mówi Marcin Grudzień.
Przemoc seksualna w związku – zwłaszcza małżeńskim – jest często usprawiedliwiana zarówno przez ofiary, jak i oprawców. Według wielu akt seksualny w małżeństwie, nawet jeśli odbył się wbrew woli partnera/ki, nie jest przemocą.
Oprawcy, osoby bliskie, a także zupełnie obce znajdują usprawiedliwienie dla niechcianych stosunków w związkach, na co zwrócono ostatnio uwagę w dość głośnej kampanii Stowarzyszenia Forgetmenot. Na zdjęciach, które można zobaczyć na Facebooku, ofiary przemocy seksualnej piszą na kartkach słowa, które usłyszały od swojego oprawcy oraz osób, którym przyznały się do przeżycia traumatycznego zdarzenia. „Jesteś moją żoną – mam prawo cię rżnąć, ile chcę!”, „jak można zgwałcić żonę? To mi się należy!” – usłyszały skrzywdzone kobiety. Te słowa przywodzą na myśl kpiny Andrzeja Leppera, który kilkanaście lat temu doniesienia o gwałcie europosła Bogdana Golika na prostytutce skwitował komentarzem, jaki zapisał się w historii polskiej polityki i liście powiedzonek: „no pierwsze, to jak można prostytutkę zgwałcić?”.
Ostatni rodzaj przemocy według klasyfikacji WHO stanowi przemoc ekonomiczna, często subtelna i niedostrzegalna. Na początku to czasem nadmierna, wręcz chorobliwa kontrola paragonów, bilingów. To też na przykład uzależnienia finansowe, branie zobowiązań kredytowych wbrew drugiej stronie. W przypadku mężczyzn być może to także podkreślanie niedociągnięć na sferze zawodowej, gdyż – według wpajanego od lat modelu rodziny – to mężczyzna ma być osobą, która zarabia na dom, jest żywicielem rodziny, realizuje się zawodowo. Pod tym kątem ta sytuacja jest podobna do stereotypu, według którego kobieta – analogicznie – ma się zajmować głównie dziećmi i domem, a nie interesować się pracą zawodową.
– Mimo że o wiele więcej pracowałem, to wielokrotnie miałem liczone pieniądze: a to na wakacjach, a to na co dzień, że wydaję na papierosy, na swoje hobby – mówi Kamil i dodaje, że w którymś momencie partnerka kazała mu oddać swoją kartę bankową, by „nie rozwalał pieniędzy”.
Piotr przyznaje, że w sferze finansowej również miał problemy ze swoją partnerką. – Ona, kiedy pracowała, to nie dzieliła się pieniędzmi, a nawet wykradała mi z portfela i często nie miałem nawet za co jechać do pracy.
Każda przemoc ma inne oblicze. Choć rozróżnia się jej cztery rodzaje, nie zawsze występuje tylko jeden. Mogą występować wszystkie jednocześnie. Czasami granice między jednym rodzajem a drugim są bardzo cienkie i podobnie jak w przypadku granicy między konfliktem a przemocą – często jest to odbierane indywidualnie. Jednak już sam rzeczownik – przemoc – wystarczająco zaznacza, że to, co się dzieje, nie jest dobre.
Czy przemoc w związku da się „zwalczyć”? Można rzec, że to zależy od jej zaawansowania i chęci pary. Z niektórymi formami przemocy można sobie poradzić, z innymi – niekoniecznie. Niekiedy pary próbują radzić sobie tymczasową rozłąką i wracają do siebie po kilku tygodniach, miesiącach. Najpierw przemyśliwają swoje sprawy, później próbują zawalczyć o związek. Inni wybierają się do psychoterapeuty i tam szukają pomocy. Tak na przykład czasami postępują pary, które udają się na terapie małżeńskie.
– Żeby zacząć pracować z parą, to pierwsza z żelaznych zasad jest taka, że oni muszą zadeklarować, że nie ma przemocy fizycznej. Jeśli para nie jest w stanie tego zadeklarować albo ta przemoc pojawi się w trakcie pracy z nimi, terapia jest przerywana – mówi Marcin Grudzień. – Różnego rodzaju formy przemocy mogą być i często pewnie są przedmiotem terapii pary. Często jest tak, że para przychodzi z innym problemem, natomiast później okazuje się, że mamy do czynienia z tematami przemocy. Brak porozumienia między sobą, jakieś trudności w codziennym funkcjonowaniu – one wynikają też z tego, że właśnie różne takie elementy przemocy pojawiają się w związku.
Czasami terapia jest w stanie pomóc. Jeśli nie ma jednak postępu, przemoc w związku się nie kończy, pary zwykle się rozstają. W przypadku małżeństw, zwłaszcza jeśli para doczekała się dzieci, rozstanie jest trudniejsze. Oznacza często batalię przed sądem.
Nie jest tak, że rozstanie, rozwód zawsze oznacza uwolnienie się od przemocy. Być może w przypadku par, które nie doczekały się dziecka, w większości przypadków elementy przemocy znikają wraz z rozejściem (choć czasem zdarzają się jeszcze np. różne szantaże, nieprzyjemne wiadomości, itp.). Gdy jednak w grę wchodzą dzieci, pojawiają się nowe konflikty – dotyczące sprawowania opieki. Dawni małżonkowie nieraz kłócą się o opiekę w sądach, nie ufają, że dawny partner/ka może dobrze zajmować się dzieckiem. Czasem próbują przekupić w różny sposób potomstwo na swoją stronę. Nawet gdy wizyty z dzieckiem, opieka nad nim zostanie ustalona przez sąd, nie oznacza to końca konfliktu. Pojawiają się problemy przy egzekwowaniu wyroków. Dawni partnerzy potrafią szukać byle pretekstu, by utrudnić drugiemu rodzicowi kontakt z dzieckiem, uniemożliwić mu widzenia.
Część moich rozmówców zwracała uwagę na niesprawiedliwe podejście instytucji takich jak MOPS i RODK (a także wyżej wspomniane sądy), które z góry często są nastawione przeciwko mężczyznom i próbują zamiatać problemy pod dywan, uznając zwykle, że to kobieta jest ofiarą i bez względu na wszystko, to ją trzeba ratować w danej sytuacji. W rezultacie, oprócz dawnych małżonków, cierpią także dzieci, które widzą i czują, co się dzieje, są świadkami tych „batalii” i nie wiedzą, co mają zrobić. Na te kwestie zwrócił w 2014 roku uwagę Rzecznik Praw Obywatelskich w zleceniu badania pt. „Dyskryminacja osób płci męskiej przed sądami w zakresie spraw rodzinnych”. Jego celem miało być późniejsze przygotowanie propozycji zmian w prawie, które zwiększyłyby m.in. równouprawnienie obu płci w kontekście spraw rodzinnych w sądach. W uzasadnieniu podano, że wielu mężczyzn spotkało się z negatywnym podejściem do swojej osoby w sądach, gdzie przede wszystkim – a niekiedy tylko i wyłącznie – zasiadają kobiety. RPO wskazuje, że „sytuacja taka stwarza perfekcyjne warunki dla zaistnienia dyskryminacji mężczyzn i ma to miejsce”). Wtedy wracamy z powrotem do punktu wyjścia – stereotypów, które nawet mimowolnie oddziałują na nasze życie.
Na szczęście powoli myślenie społeczeństwa się zmienia – zarówno wobec przemocy w związkach, jak i podejścia do opieki nad dzieckiem. Trzeba jeszcze jednak wielu lat, by odstawić na bok stereotypy i zacząć na wszystko patrzeć z pełnym zrozumieniem. Przemoc wobec mężczyzn nie jest gorsza niż przemoc wobec kobiet czy dzieci. Problem w tym, że o przemocy wobec kobiet i dzieci mówi się dużo, a przemoc wobec mężczyzn wciąż pozostaje społecznym tematem tabu.
Dagmara Kendzior
*Imiona rozmówców zostały zmienione.
fot. Deposit Photos