Memy z "Januszem Nosaczem" przysłużyły się ochronie przyrody

KATEGORIA: Studia

W trakcie rozważań nad trudnościami w ochronie przyrody, często pojawia się jeden argument: zbyt dużo uwagi poświęcamy gatunkom znanym i lubianym. Dochodzi wręcz do bambizacji ochrony przyrody. Najwięcej środków gromadzi się na ochronę gatunków charyzmatycznych – szlachetnie wyglądających, o dużej głowie, dużymi oczyma, małym nosem. Takie zwierzęta wyglądają trochę jak ludzkie noworodki, co sprawia, że takie są określane jako „słodkie”, przykuwają wzrok, uwagę, patrzenie na niego sprawia przyjemność i… ludzie chcą je chronić. Jednak nie tak wygląda świat zagrożonych zwierząt. Tych wyglądających na brzydkie jest więcej i choć dziwne, też często potrzebują pomocy. Ale jak skierować na nie uwagę świata? 

Pytanie jest trudne, ale to nie znaczy, że znalezienie odpowiedzi bywa całkiem niemożliwe. Z pomocą czasami przychodzi przypadek, trzeba się tylko potrafić nad rzuconą okazją pochylić. Grupa naukowców podchwyciła i przebadała społeczny fenomen popularności „Janusza Nosacza”, czyli nosacza sundajskiego. Wyniki badania "Effects of amusing memes on concern for unappealing species" zostały właśnie opublikowane w znanym czasopiśmie Conservation Biology przez zespół specjalistów w dziedzinie ochrony przyrody i ekonomii potwierdzają starą prawdę „bawiąc uczyć”. 

Naukowcy w tych poważnych badaniach o śmiesznych memach pokazali, że śmiech to nie tylko zdrowie, ale i wymierna pomoc w ochronie przyrody. Jakiś czas temu (około roku 2016) Polskę obiegły memy z wizerunkiem bardzo specyficznej małpy - nosacza sundajskiego Nasalis larvatus. Badania pokazują, że memy z nosaczem cieszyły się w Polsce tak samo dużym zainteresowaniem, jak zdjęcia najbardziej popularnych na świecie gatunków, które były wykorzystywane w marketingu przez największe organizacje pozarządowe zajmujące się ochroną przyrody (WWF, Greenpeace) w tym samym czasie. Zainteresowanie śmiesznymi memami z nosaczem w mediach społecznościowych (Facebook) pozytywnie korelowało ze wzrostem zainteresowania nieatrakcyjnymi gatunkami, takimi jak Nosacz, Uakari czy Roxelana, mierzonym w Google Trends.

Zainteresowanie zabawnymi memami internetowymi było również skorelowane z indywidualnymi decyzjami o przekazaniu darowizn pieniężnych na amatorskie akcje ratowania nosaczy na Borneo, oddalonego o 10 tysięcy kilometrów. 

To co jest chyba długoterminowo, a niekoniecznie biznesowo, najciekawsze, to to, że nawet codzienne media – zarówno internetowe, jak i najbardziej tradycyjne nie pisały tylko o samych memach, nie naśmiewały się wyłącznie z nosaczowego wyglądu, a przyglądały się jego ekologii i biologii.

Małpa ta trafiła do świadomości wielu. Co z tego dla nas wynika?  Otóż to, że „nosaczowe” memy mogą być nie tylko odruchem na trudności otaczającego świata, ale całkiem niezłym narzędziem w ochronie przyrody. Marketing wykorzystujący memy rozpowszechniane w mediach społecznościowych, może stanowić wartościowe uzupełnienie tradycyjnych kampanii i wpływać na osoby, dla których tradycyjny przekaz informacyjny jest zwyczajnie nieatrakcyjny i nudny. 

W dzisiejszych czasach przekaz może mieć jeszcze inne, znacznie szersze znaczenie. Modele opisujące epidemie, pokazują, że część z nich, także COVID-19, kroczy przez świat niczym memy. Są one bronią powodującą nie tylko radość, ale czasem lęk i strach, te zaś prowadzą do chaotycznych rozwiązań. Co zatem robić? Badać rozprzestrzenianie memów, ich wpływu na nasza psychikę, zachować dawkę pewnego dystansu do otaczającej rzeczywistości… i przestać się bać. Tak jak przyklejanej łatki „Janusza”, jak i wielu innych rzeczy.

Źródło: Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu
fot. Melvin S.C. Har

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK