Inne światy, czyli czym jest schizofrenia paranoidalna

KATEGORIA: Poznań

Jacek* niedawno skończył studia. Patryk czeka na powrót do Polski i spotkanie się z ukochaną. Jan pisze bloga, gdzie dzieli się swoimi przemyśleniami. Markowi dokucza brak znajomych. Alicję prześladują myśli samobójcze. Każdy z nich mieszka w innym miejscu, wiedzie swoje życie. Wszystkich łączy jeden wspólny punkt – schizofrenia paranoidalna. Jacek ma ataki paniki. Boi się wtedy, że wszyscy wokół chcą zrobić mu krzywdę. Patryk obawia się kosmitów, którzy chcą go porwać. Głosy, które słyszy Jan i zapisuje w swoich notatkach, ironicznie komentują codzienność. Marek sądzi, że wszyscy i wszystko mówi tylko o nim i do niego. Alicja boi się swojej dawnej „przyjaciółki”.

Pierwsze objawy wystąpiły w wieku 11 lat. Rodzice nie wiedzieli, co się ze mną dzieje, bo byłem apatyczny, wyalienowany, wymyślałem nowe słowa – wspomina Jacek. – Jak mnie zaprowadzili do psychologa, to usłyszałem obcy głos w głowie, że pani psycholog będzie mnie molestować, jeśli nie będę udawać normalnego. 

Przez pierwszy rok [głosy – red.] mówiły, że biorę udział w konkursie na imperatora planety. Przez drugi i trzeci nabijały się, że d… ze mnie, a nie imperator – mówi Patryk, u którego pierwsze objawy schizofrenii pojawiły się, gdy miał 28 lat. – Wtedy postanowiłem mianować się najpierw królem Polski, potem imperatorem planety, a na końcu imperatorem wszechświata. Wtedy głosy zaczęły mi wmawiać, że są kosmitami i grubo im podpadłem, straszyli mnie torturami. 

Schizofrenia to głównie choroba ludzi młodych. Większość pierwszych epizodów u mężczyzn pojawia się między 21. a 24. rokiem życia, u kobiet 2-4 lata później. Początkowe objawy mogą jednak pojawić się jeszcze wcześniej, nawet w dzieciństwie. Dorota, matka Alicji, mówi, że u jej córki pojawiły się, gdy miała pięć lat. – Wszystko zaczęło się od niewidzialnej "przyjaciółki". Córka mi ją przedstawiła, robiła z nią wszystko. Bawiła się, jadła, pomagała wstać, jak upadła – wspomina Dorota. – Już na tym etapie byłam z nią u psychologa. Pani stwierdziła, że dzieci często tak mają i żeby się nie martwić, jednak zaczęły dochodzić sytuacje, że córka zaczęła się jej bać. Jak to powiadała: „>>przyjaciółka<< ściąga sobie skórę z twarzy i widzę kości”, do tego doszły omamy wzrokowe i słuchowe. Córka widziała rośliny z zębami i gadające poduszki. Potem doszły samookaleczenia. 

Ze względu na wiek literatura wyróżnia m.in. schizofrenię o bardzo wczesnym początku, tj. very early onset schizophrenia (VEOS), z początkiem przed 13. rokiem życia oraz early onset schizophrenia (EOS) – z początkiem między 13. a 18. r.ż. – Pierwszy epizod jest poprzedzony kilkuletnim okresem prodromalnym – mówi prof. dr hab. n. med. Jerzy Samochowiec, kierownik Katedry i Kliniki Psychiatrii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. – Rozpoznanie jest trudne nie tylko z powodu problemów różnicowania samych objawów z zachowaniami mieszczącymi się jeszcze w rozwojowej normie, lecz także z powodu odmienności całego obrazu klinicznego epizodu. Te podtypy mogą przyjmować obraz rzekomonerwicowy, obsesyjno-kompulsywny, pseudopsychopatyczny. Tym tematem zajmują się psychiatrzy dzieci i młodzieży. 

Schizofrenia może mieć różne objawy i nie wszystkie muszą występować jednocześnie. Najczęściej występują tak zwane objawy pozytywne i negatywne. Pierwsze z nich to między innymi urojenia, omamy wzrokowe czy słuchowe, a także halucynacje. Chory może widzieć rzeczy, które nie istnieją, być przekonany, że jest obserwowany i omawiany przez otoczenie, a także słyszeć głosy komentujące jego codzienne czynności. Te objawy są łatwe do zauważenia – znacznie trudniej jest, gdy u chorego dominują objawy negatywne. To problemy z okazywaniem emocji, wycofanie się z życia społecznego, izolacja od ludzi, alogia i anhedonia. Chory jest apatyczny, nie widzi potrzeby w wyjściu ze swojego pokoju, czasem nawet we wstaniu z łóżka. Te objawy wielu ludzi szybciej skojarzyłoby z lenistwem, typem charakteru lub depresją. – Jest część wspólnych objawów, ale dla wprawnego klinicysty są one do wychwycenia – zaznacza ekspert. 

Psychiatrzy rozpoznają schizofrenię na podstawie osobistych badań psychiatrycznych pacjenta, opartych głównie na obserwacji i rozmowie z chorym, a także z jego rodziną. Sprawdza się m.in. jak wcześniej funkcjonował oraz czy zaburzenia psychiczne pojawiały się w jego rodzinie. Wraz ze schizofrenią czasem występują inne choroby, a także uzależnienia – od papierosów, alkoholu czy substancji psychoaktywnych. Niektóre łączą się ze schizofrenią, utrudniają leczenie. Chorzy na schizofrenię często doświadczają epizodów psychotycznych, nazywanych również „psychozą” lub „atakiem”. – Mój syn jest aktualnie w psychozie od początku lutego – mówi mama Marka. – „Ludzie” o nim mówią na ulicy, w telewizji (choć telewizora nie mamy), słyszy głosy, rozmawia z nimi, zwierzęta do niego mówią… Myśli, że potrafi zrobić tuning malucha (to jego obsesja), rysuje samochody i twierdzi, że „oni” nie chcą pokazać auta, które robili z jego projektu, i tak dalej… 

Chorzy na schizofrenię powinni brać odpowiednio dopasowane przez psychiatrę leki, które likwidują lub znacząco łagodzą objawy choroby. Wyciszają głosy w głowie, zmniejszają lub niwelują omamy. Pozwalają łatwiej funkcjonować w społeczeństwie. Nieraz chorzy wymagają okresowej hospitalizacji. Wielu z nich w szpitalu psychiatrycznym bywa kilkukrotnie. – Na początku nie było za fajnie, bo byłem na dwóch oddziałach zamkniętych. Nie mogłem wychodzić nigdzie, jedynie na dwór, na papierosa – mówi Patryk, przebywający aktualnie w szpitalu w Niemczech. – Teraz jestem na oddziale otwartym, mam przepustkę na 8 godzin wyjścia, chociaż chwilowo nas ograniczyli przez pandemię. Dostaję kasę na jedzenie, sam sobie gotuję, chodzę do pracy do ogrodów, mam telefon z Internetem, telewizor, laptopa. Nie narzekam. 

Powszechnie szpital psychiatryczny kojarzy się z czymś strasznym, na co zapewne wpływ mają obrazy prezentowane w różnych filmach, w szczególności horrorach. Rozmówcy jednak zwykle nie wspominają tych miejsc traumatycznie. – Zależy od szpitala – mówi Jacek, pytany o to, jak wyglądały dotychczas jego pobyty. – W dwóch był całkowity zakaz sztućców metalowych (tylko plastikowe), brak pasków, rączek u toreb, sprzęt ładować można było tylko w określonych porach oraz w specjalnym miejscu. W tym, w którym teraz jestem, jest możliwość ładowania, kiedy się chce. Sztućce metalowe, można mieć pasek, leki od razu po posiłkach. Teraz jest całkowity zakaz wychodzenia [przez pandemię – red.]. W pierwszym można było wyjść na godzinę na teren szpitala, w drugim tylko pod opieką i z przepustką. 

Zachorowanie na schizofrenię często jest równoznaczne z utratą pracy, czego obawia się wielu pacjentów. Według raportu „Schizofrenia. Perspektywa społeczna. Sytuacja w Polsce” z 2014 roku w momencie diagnozy pracowało 47% spośród 1010 pacjentów, ale ¾ z nich wraz z postępowaniem choroby utraciło pracę. Ich liczba rosła wraz z kolejnymi hospitalizacjami, które potrafiły być dłuższe, niż wynosi całkowity czas urlopu wypoczynkowego według prawa pracy. – To wynika z różnych przyczyn, np. braku nowoczesnej farmakoterapii, złej organizacji opieki psychiatrycznej – mówi prof. Jerzy Samochowiec. 

Według danych doktora Jakuba Gierczyńskiego z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie choroby psychiczne są pierwszą przyczyną niezdolności do pracy w Polsce, zaś osoby, u których zdiagnozowano schizofrenię, stanowią 10% wszystkich rencistów. Narodowy Fundusz Zdrowia w 2017 roku wydał 600 milionów złotych na leczenie schizofrenii, a ZUS wypłacił dwa razy więcej pieniędzy z powodu absencji i niezdolności do pracy osób cierpiących na tę chorobę. – Moim zdaniem i według opinii wielu autorytetów w psychiatrii na rentach mogłoby być mniej osób – dodaje prof. Samochowiec. – Mniej osób trafiałoby też do szpitala, gdyby chorzy mieli zarówno dostęp do nowoczesnej farmakoterapii, jak i odpowiednie wsparcie środowiskowe.

Schizofrenia nie oznacza końca pracy zawodowej. Wiele osób z tą chorobą zapisało się na kartach historii. Nie bez powodu Antoni Kępiński nazwał schizofrenię „chorobą królewską”. To na nią cierpiał między innymi laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii John Forbes Nash, a także filozofowie Friedrich Nietzsche i Immanuel Kant. O chorowanie na schizofrenię podejrzewa się także malarza van Gogha i pisarza Philipa K. Dicka. 

Diagnoza schizofrenii nie oznacza więc pożegnania się z pracą. Jan pracuje w branży ekologicznej. Patryk zamierza otworzyć własną działalność i sprzedawać zrobione przez siebie grawery. Każdy z nich przyjmuje odpowiednio dopasowane leki i wiedzie normalne życie. Jan ma dziecko, Patryk – ukochaną w Polsce. Jacek czeka na wyjście ze szpitala, koniec pandemii i powrót do codzienności. 

Jako społeczeństwo obawiamy się osób chorych na schizofrenię. Określenie: „schizofrenik” powszechnie kojarzy się z osobą nieprzewidywalną, nieraz z rozdwojeniem jaźni, „sterowaną” przez omamy wzrokowe i słuchowe. Optymizmem nie napawają także wyniki ogólnopolskiego badania opinii społecznej „Stosunek Polaków do osób chorych na schizofrenię”, przeprowadzonego w ubiegłym roku w ramach kampanii „Życie bez nawrotów”. Choć większość Polaków (59%) ma świadomość, że przy odpowiednim leczeniu osoby chore na schizofrenię mogą prowadzić takie samo życie jak osoby zdrowe, czyli być aktywnym zawodowo i społecznie, to jedynie 26% Polaków przyznało, że zaakceptowałoby sytuację, w której ich bliski sąsiad byłby schizofrenikiem. 30% tolerowałoby przyjaciela z taką diagnozą. Współpracę ze schizofrenikiem zaakceptowałoby zaledwie 17% Polaków. 9% naszego społeczeństwa uważa, że osoby chore na schizofrenię powinny być wykluczone z „normalnego życia”. Na postrzeganie schizofreników nie wpływają też dobrze filmy i literatura, w których często określenie „schizofrenik” jest traktowane jako synonim, wręcz równoważnik „psychopaty” czy „mordercy”. – Istnieją twarde dane, które wskazują, że wśród pacjentów ze schizofrenią jest znacząco mniej czynów zabronionych. Są to dane polskie i dane opisane przez Europejskie Towarzystwo Psychiatryczne – mówi prof. Samochowiec. 

Według danych policji jedynie 3% zabójstw jest dokonywanych przez osoby niepoczytalne. Pozostałe 97% to osoby bez choroby psychicznej. Schizofrenik nie musi być więc osobą niebezpieczną, wręcz rzadko kiedy nią jest. Jednak osoby chorujące dla własnego komfortu psychicznego i bezpieczeństwa często nie przyznają się do tego, na co cierpią. – Rodzina mnie wspiera, ale nie mówię im o wszystkim, bo by dziwnie na mnie patrzyli i mogliby się odsunąć – mówi Jacek. – Znajomi rzadko kiedy odsuwali się z tego powodu. W całości mógłbym policzyć te przypadki na jednej ręce. 

Dużo jednak zależy od indywidualnego przypadku, zaawansowania poziomu schizofrenii i działania przyjmowanych leków. Niektórzy schizofrenicy nie godzą się z własną chorobą i właśnie to utrudnia im funkcjonowanie w społeczeństwie. – Syn nigdy nie miał znajomych tak na poważnie – mówi matka Marka, u którego oprócz schizofrenii zdiagnozowano upośledzenie umysłowe. – Równych mu (niepełnosprawnych) odrzuca, gdyż nie chce się z nimi utożsamiać, nie rozumie do końca i nie godzi się z tym, że jest chory. Ciężko jest wbić się w skórę chłopaka pełnoletniego, który nigdy nie miał kumpli, dziewczyny. Zawsze szkoła specjalna, brak towarzystwa, wspólnych wyjść na miasto, przybicia piątki z kolegą, własnego prywatnego życia. Brak doświadczeń w sferze seksualności, życie z mamusią, zakaz poruszania się samemu po mieście (oprócz wyćwiczonego dojazdu do szkoły), a jednocześnie świadomość różnic między jego życiem, a życiem innych w jego wieku. Osobiście sama popadłabym w chorobę psychiczną z jego ścieżką losu. 

Według szacowań na schizofrenię choruje jeden procent społeczeństwa. W Polsce może być to nawet 400 tysięcy osób. Jedynie 180 tysięcy z nich leczy się farmakologicznie i korzysta ze świadczeń opieki zdrowotnej. 

*Imiona rozmówców zostały zmienione. 

Dagmara Kendzior

fot. Deposit Photos

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK