Podsumowanie muzyczne 2020
KATEGORIA: Muzyka
Czas na podsumowanie muzyczne 2020 redakcji muzycznej Radia Afera.
Przepytaliśmy ich o najlepsze single i albumy w tym przedziwnym roku.
Więcej będziecie mogli usłyszeć w Sylwestra od 17 do 20!
__________________________________________
Alicja Dec:
Nie było wiadomo, czy Kevin Parker i spółka pójdą w stronę pierwszych albumów sprzed dekady, czy pójdą za ciosem sukcesu z „Currents”. Co z tego wyszło? Trochę wszystkiego naraz. Nie zabrakło osobistych, melancholijnych kawałków, jednak coś, co na tej płycie słychać wyraźnie, to utwory o brzmieniu pozytywnym, niosącym nadzieję, co nieco jednak kontrastuje z wizerunkiem Parkera, który do tej pory tworzył utwory raczej dla introwertyków, i to tych bardziej smutnych. Album zdecydowanie na vol +++. A ja już czekam na kolejny.
Ale nie mogło być inaczej. Dopracowane kawałki, bit, na który połaszą się zarówno entuzjaści rapu a.d.2020, jak i ci, którzy żadnego nazwiska z tego środowiska nie znają. Kolaboracje z schafterem czy Chloe Martini tylko dodają pikanterii. Rosalie
po raz kolejny udowadnia, że jest kimś więcej niż piękną dziewczyną śpiewającą refreny w kawałkach raperów.
I w tym przypadku nóżka sama chodzi (sprawdźcie Slow Dance czy Preach), ale co też trzeba przyznać, zespół wprowadza element zwolnienia i nostalgii, co jest u nich pewną nowością (utwór The Moment). Czekam na część trzecią tej nietypowej składanki.
Nic bardziej mylnego i nie jestem pewna, czy jest to zarzut, czy pochwała. Z pewnością smakowity kąsek dla tych, którzy potrzebują chillowych dźwięków lub chcieliby się przenieść za pomocą sprzętu grającego gdzieś pod parasol na słonecznej plaży lub na potańcówkę sprzed kilkudziesięciu lat, by zatańczyć przytulanego.
_________________________________________________
Julia Szymańska:
Trudno sobie wyobrazić lepszy debiut. Album jest bardzo różnorodny; zawierają się na nim spokojne, klimatyczne kawałki jak i te bardziej taneczne, w których słychać lata 80, przez co w ogóle się nie nudzi. Płyta została wydana w trzech częściach po pięć utworów - każda z nich jest tak samo dobra. Warstwa muzyczna, tekstowa i wizualna albumu daje poczucie czytania pamiętnika artystki, która często porusza temat zdrowia psychicznego i do większości utworów nagrała bardzo osobiste klipy pełne nagrań zza kulis.
Na najnowszym krążku duet z Moskwy kontynuuje tradycje i tworzy bardzo mroczną, momentami wręcz gotycką, atmosferę, a do tego porusza tematy polityczne, dzięki czemu zyskał popularność kilka lat temu. Album pełen jest charakterystycznego dla zespołu, smutnego i momentami agresywnego brzmienia. To ironiczne, że tak ponury album wyszedł w kwietniu.
Polecam z głębi serduszka. Bit na płycie jest prosty a przyjemny, zaś teksty trafiają w dziesiątkę, nawet jeśli nie są tak poważne jak w znanej wszem i wobec „Patointeligencji”.
Można się przy niej pobujać, wpaść w przyjemny stan melancholii albo dyskretnie popłakać (szczególnie przy słuchaniu utworu „Miasto”). Klubowe, alternatywne brzmienie i refleksyjne teksty tworzą mieszankę wybuchową.
_____________________________________________
Paulina Michnikowska:
W obliczu kolejnego już kryzysu dotyczącego praw społeczności afroamerykańskiej, powstało w mijającym roku wiele protest songów i protest albumów, większość osadzona jednak w klimacie muzyki rap. Grupa Sault poszła o krok dalej, sięgając również po funk, soul, afrobeat, americanę, elektronikę, żonglując stylami, ubierając je w formy właściwe dla przestrzeni między latami 70’ a 90’. Brawurowa zabawa gatunkami, tępem, czasem, klimatem oraz zaangażowane teksty czynią te bliźniacze albumy wyjątkowo atrakcyjnymi nie tylko pod względem muzycznym, ale również światopoglądowym.
Album ten jest nie tylko reinterpretacją, ale również pewnym domknięciem i zarazem epilogiem do bogatej i burzliwej kariery Gila Scotta Herona jako pisarza, poety i muzyka. McCraven osadza Herona w środowisku, które byłoby dla artysty naturalne i dobrze znane. Dzięki aranżacjom, które poruszają się w przestrzeni brudnego bluesa, błogiego uduchowionego jazzu i swobodnej gry na perkusji, McCraven stworzył rodzaj przeglądu Afroamerykańskiej muzyki XX wieku, która nie zwraca na siebie nadmiernej uwagi, nie mniej utwory żyją tam w symbiozie i harmonii.
Dystrofijny, niepokojący i zarazem pełen kreatywnej zabawy konwencją. Panna Antropocentryczna jako futurystka snującą ponurą, wizję przyszłości ludzkości na naszej planecie, zwraca uwagę (nie bezpośrednio) na problem zmian klimatycznych i ich konsekwencji. Album z przymrużeniem oka, traktujący o sprawach poważnych, przefiltrowany przez odjechaną i kreatywną osobowość artystki.
Tym razem jako kobieta dojrzała, w pełni świadoma siebie, mająca jeszcze wiele do powiedzenia taka, która tworzy swoje własne szczęśliwe zakończenia. Album jest luźno inspirowany klimatami disco późnych lat 70’ i 80’ z wyraźnymi akcentami muzyki house, dark wave, funk, soul oraz muzyki klubowej lat 90’.
Duet Murphy i Barratt po raz kolejny udowodnił, że da się zrobić ciekawą, świeżą i taneczną płytę od A do Z.
Ta kontrowersyjna i mocno odjechana postać doskonale znana fanom jazzu, nie wydawała się mi się łatwa do ponownego opracowania. W swoich czasach jego kosmiczne kompozycje, podobnie z resztą jak osobowość i wizerunek, wywoływały tak samo ogromną konsternację jak i entuzjazm. Z tym większą ciekawością nadstawiłam ucha w dniu premiery wydawnictwa Eabs. Panowie z właściwą sobie kreatywnością, po raz kolejny oddali piękny hołd kolejnej wielkiej postaci, bez jednoczesnego klękania na kolana. Discipline Of Sun Ra przynosi nowoczesne, otwarte i wielowymiarowe kompozycje. Nawiązuje do twórczości Sun Ra nie sili się na skrajne szaleństwa czy eksperymenty, zachowuje natomiast odjechanego ducha tego wybitnego indywidualisty, ubierając go we współczesną, właściwą energii Eabs formę.
_____________________________________________
Jakub 'Staff' Budner:
Album niejednokrotnie urzeka skomplikowaną rytmiką i precyzją – wszystko jest na swoim miejscu, idealnie zbalansowane. Ciężkie
uderzenia płynnie przeplatają się tu z melodyjnymi fragmentami, a całość okraszona jest mnogością nieszablonowych, elektronicznych
rozwiązań oraz charakterystycznym wokalem lidera formacji. Raz mocny, raz kruchy zaśpiew Daniela Gildenlöwa, a momentami melorecytacja wpadająca w rap przez cały album prowadzi słuchacza przez tematy tabu i trudne problemy społeczne.
Całość podzielona jest na dwie części odpowiadające dwóm dyskom.
Pierwsza (Human) łączy elementy metalu, muzyki poważnej, celtyckiego folku, a momentami rdzennej muzyki etnicznej. Kompozycje, pozwalają uwolnić potencjał jaki drzemie w głosie Floor - od potężnego rockowego zaśpiewu, przez delikatny kobiecy wokal, po wzniosłe partie operowe.
Druga część (Nature) dla kontrastu zawiera wyłącznie partie symfoniczne. Lider fromacji - Tuomas Holopainen daje w niej upust swoim
zdolnościom kompozytorskim.
Do tej pory stanowiła ona wyłącznie element składowy w twórczości Myrkur. Tym razem gra pierwsze skrzypce. Wychodzi to dzięki niezwykłym umiejętnościom artystki, która nie tylko umie zagrać na tradycyjnych ludowych instrumentach, nie tylko swoim głosem potrafi poruszyć serce nawet najbardziej brutalnego wikinga, ale też tworzy wokół swojej muzyki mityczną otoczkę. Dzięki tej, płyta
'Folkesange' przenosi słuchacza do pradawnej nordyckiej krainy i daje możliwość przeżycia czegoś prawdziwie duchowego.
Tytuł płyty, 'Royal Tea', mówi sporo o jej zawartości. Muzyka stworzona jest bowiem ze smakiem. Wyczuwalna jest nuta wyspiarskiej dostojności, ale pozostawia też hard rockowy posmak. Bonamassa przez lata wyrobił już sobie renomę na muzycznym rynku, ale jego głos też zyskał na wartości. O umiejętnościach gitarowych i kompozytorskich nie trzeba chyba wspominać. Wystarczy posłuchać najnowszego albumu.
„Pedrida” jest jak bezkresna oaza, pozwalająca zmyć z siebie doczesne troski, nie tylko słuchaczom, ale też jej twórcom. Tytuł (hiszp. utrata) nawiązuje do trudnych przejść muzyków związanych ze śmiercią dwóch liderów formacji. W niezwykle melancholijnym i akustycznym brzmieniu odnaleźć można jednak wiele nadziei, tak ważnej w obecnych czasach. Płyta jest zarazem dużym zaskoczeniem, gdyż mocno kontrastuje z garażowymi korzeniami zespołu.
_______________________________________________
Hubert Jóskowiak:
Zdecydowanie bardziej dojrzała i wyważona od debiutu płyta czerpie garściami z lat 70. - początków punk rocka oraz twórczości m.in. Joy Division. Przy tym wszystkim Fontaines D.C. zachowują jednak własny, charakterystyczny styl. Drugim albumem zrobili ogromny krok do przodu, na który nigdy nie zdobyli się np. The Libertines, do których jeszcze rok temu irlandczycy byli często porównywani.
Fiona Apple pokazała, że wielki album można stworzyć niemal w domowych warunkach ograniczając się do kilku instrumentów i uzupełniając je quasi-perkusyjnymi dźwiękami wydawanymi np. przez kuchenne akcesoria, oraz dodając do tego świetny wokal i poruszające, bardzo osobiste historie. "Fetch the Bolt Cutters" to płyta, do której bez wątpienia będę wracać.
Wielokulturowość tego miasta znajduje na drugim albumie J Husa idealne odzwierciedlenie. Znajdziemy tu wszystko, od rapu, przez jazz, soul, pop, gitarowe wstawki, afrykańskie beaty aż po jamajskie klimaty. Tą płytą J Hus udowodnił, że jest dzisiaj, obok Stormzy'ego i Slowthai'a, w pierwszej lidze brytyjskiego rapu.
Całość to świetna mieszanka popu, neo-soulu, R'n'B, która z pewnością przypadnie do gustu chociażby fanom Michaela Kiwanuki.
Trzeci album nagrany wspólnie przez klan Waglewskich, wydany po aż siedmioletniej przerwie od genialnego "Matka, Syn, Bóg", to przede wszystkim świetny komentarz do polskiej rzeczywistości ostatnich lat czy miesięcy. Refleksyjne i w większości melancholijne teksty zderzają się tu z świetnymi melodiami, zarówno takimi w których można się zatopić ("Chciałbym", "O liczeniu"), jak i takimi, które nuci się jeszcze długo po przesłuchaniu płyty ("Na księżyc").
________________________________________
Jakub Antkowiak:
Porcja nieoczywistego popu od sekstetu z Gdańska.
Co my tu mamy? Vaporwave, new wave, post-punk, muzykę klasyczną, artpop, progpop.
Muzyczny misz-masz utrzymany w piosenkowej konwencji, a to wszystko w nieco ponad trzy minuty.
Zachwyciło mnie za pierwszym razem i trzyma do dziś.
Nie spodziewałem się, że zespół, aspirujący do miana tych poznańskich grup, które zaczynają się przebijać do świadomości lokalnych słuchaczy, zrobi pop/rockowy album, którego aż tak często będę słuchać.
Znajdziemy na niej część 'kawiarnianych' klimatów, lecz moimi ulubionym utworami są żywsze odpowiedniki - singlowe 'A Co Jeśli', odświeżona 'Niemoc', a zwłaszcza 'Chaos' (metrum 7/8 w zwrotce!).
'stare wieżowce' ukazały się na początku marca i od razu zwróciły moją uwagę zwiewnym, nostalgicznym klimatem oraz chwytliwym refrenem, który często mi towarzyszył w 2020.
Dawniej o Muchach, a teraz o palmach można powiedzieć, że to 'najlepszy polski zespół bez wydanej płyty'.
Solowy projekt poznaniaka, Jędrzeja Szymanowskiego powinnien być szerzej znany, nawet wśród lokalnych słuchaczy.
Tworzy 'lofisti-pop', lecz niech was to nie zwiedzie.
'Kto Wie Ten Wie', to nieco ponad 2,5 minutowa, poddana z lekkim humorem, przyjemna popowa piosenka z zaraźliwym refrenem.
Miałem wielką przyjemność przeprowadzić wywiad z tym śląskim kwintetem w ramach Koncertowego Studia Radia Afera za, hm, starych, dobrych czasów - w lutym.
Po koncercie dostałem płytę, a sam krążek, stanowiący mix folku, rocka, popu, poezji śpiewanej i (dobrze rozumianej) piosenki studenckiej, długo nie wychodził z mojego odtwarzacza.
Sam tytuł dobrze obrazuje mijający rok.
__________________________________________
Tomasz Ziołek:
Dziwny rok to i dziwny wybór - hiphopowy Zdechły Osa który przy pomocy Aetherboya stworzył lekki, prosty i chwytliwy, a zarazem bardzo prześmiewczy i wręcz memiczny kawałek. Mimo tego, że wykonawca jest raperem, to chyba najbardziej punkowy polski kawałek który słyszałem w ciągu ostatnich paru lat. Wkręca się niesamowicie!
W tym wypadku moja płyta roku mimo że z polskim hip hopem mi nigdy po drodze nie było.
Ale to Unda! Polski Wu Tang Clan! Ucieleśnienie luzu, zajawki i morskiej bryzy. Pierwsze poważne wydawnictwo „Da Groovment”, debiut na serwisach streamingowych i po prostu świetny, bardzo równy(to ważne!) materiał z mega dobrymi gośćmi którzy ewidentnie na krążku nie pojawiali się z przypadków czy dla zasięgów. Ten rok ratuje Unda i oby udało się ich ściągnąć kiedyś do naszego Koncertowego Studia (zamawiam!)
Niestety trwa on ponad 8 minut, więc zwracam się w stronę innej bardzo ciekawej produkcji tego zdolnego producenta. Mowa o kolaboracji z hardcore punkowym zespołem Turnstile (również polecam!) i epce „Share a View” na której zmiksował on 3 kawałki z drugiego LP zespołu. Nie znajdziemy tu jednak punku, a charakterystyczne dla MG mieszanki trance'u, house’u czy disco. Warto posłuchać, a także porównać sobie z pierwowzorami od Turnstile.
Jeden z najpopularniejszych djów na świecie, hit za hitem i kolaboracje m.in. z Rihanną, Florence Welch czy Kelis. Kibicowałem mu na początku, gdy grał jeszcze disco, niestety później skręcił w stronę bardziej komercyjnej elektroniki. Nagle wrócił - jako Love Regenerator. Oldschoolowe brzmienie, inspiracje wczesnym rave'm,techno i housem, którymi Calvin jarał się w młodości. Odpoczynek od grania hitów i pokazanie, że w tym miejscu w którym się twórczo znajduję „może wszystko” - oj jak ja szanuję takie podejście!
___________________________________________
Jakub Jarosz:
Dostało się również branży myzycznej, która ucierpiała mocno m.in. przez odwołane koncerty. Ale muzycznie zapamiętamy ten rok również dzięki powrotom, niekiedy po wielu latach, wielkich zespołów takich jak np. AC/DC, Deep Purple czy Ozzy Osbourne.
Po ponad sześcioletniej przerwie z nowym krążkiem powróciła również legenda muzyki grunge – Pearl Jam. 26 marca ukazało się jedenaste wydawnictwo zatytułowane „GIGATON”.
Co ciekawe Panowie z Seattle, z Eddie Vedderem na czele, idealnie wpasowali się z tematyką zawartą na ich najnowszym krążku, w aktualną sytuację na świecie.
Lawirowali między poczuciem przerażenia i buntu, uderzając w czasy fake newsów, katastrof klimatycznych, dostało się również Donaldowi Trumpowi.
Jeśli chodzi o warstwę muzyczną „GIGATON” to najbardziej pomysłowy i wściekły album Pearl Jam od dawna.
Choć dla członków tego zespołu to nie pierwszyzna, bo chociażby za głos i gitarę w Hydrze odpowiada Dąbek - gitarzysta Red Scalp, to ich debiutancki materiał jest powiewem świeżości w mocno już wyeksploatowanym, szeroko pojętym stoner/doomie.
Znaleźć tu można i mocne odnoszenie się do klasyków gatunku, chociażby Black Sabbath, jak i grubo ciosane riffy, ale przede wszystkim zwraca uwagę przyjemna dla ucha melodyjność utworów, mimo ciężaru i surowości materiału.
Pozostaje mieć nadzieję, że uda się Hydrę zobaczyć na żywo w roku 2021, bo ich muzyka 'w plenerze' brzmi jeszcze lepiej.
Drugi studyjny album Brytyjczyków to 10 kawałków czystego gothic rocka z domieszką psychodelii a nawet punka.
Krążek to oczywiście inspiracja takimi klasykami jak Sisters of Mercy, The Cult, Bauhaus czy The Damned.
Utwory traktują tu o miłości, wszystko to zatopione w mrocznym klimacie z wpadającymi w ucho melodiami.
Bardzo przyjemna, a zarazem największa tegoroczna muzyczna niespodzianka.
Jeszcze przedpremierowo, kilkukrotnie prezentowany na antenie Afery, zaskoczył swoim bogactwem i różnorodnością.
Klimatycznie ale z mocnym uderzeniem - "Saturnine & Iron Jaw"; balladowo - "Everest"; psychodelicznie - "See You Next Fall";
melodyjnie i spokojnie - "The Children of Coyote Woman" i "Rats in Ruin"; rewelacyjna sekcja rytmiczna i nerw - "41".
Jest tu miejsce praktycznie dla wszystkiego, jednocześnie jest to spójne i idealnie współgrające.
Nie można wydawać aż tak dobrych albumów, szczególnie na początku roku, bo każdy następny album ma zbyt wysoko zawieszoną poprzeczkę.
Niestety, a może i stety, UMMON to najepsze co zdarzyło się muzyce w tym roku. Slift to tegoroczni królowie space rocka i przesteru.
Jest ich tylko trzech ale energia, którą prezentują na tym krążku jest iście kosmiczna. Nie znaczy to, że ich muzyka to tylko ściana przesterowanych gitar.
Znajdzie się tu miejsce również dla kosmicznych przestrzeni i fantastycznych kompozycji żywcem wyjętych z jamowych sesji.
Warto rzucić okiem na serwisy streamingowe, gdzie można znaleźć zapisy z ich koncertów, które udało im się wykonać w tym roku. Energia Panów z Tuluzy powala.
Zdecydowanie album roku.
________________________________________________
Witold Regulski:
Ten album był dla mnie tym przyjemniejszą niespodzianką, że trafiłem na niego zupełnym przypadkiem. Wszystko na „Inner Song” jest fantastyczne – od otwierającego coveru Radiohead „Arpeggi”, przez singlowe „On”, po „Corner of My Sky” z gościnnym udziałem Johna Cale’a z The Velvet Underground. Doskonała mieszanka elektroniki, techno i dream popu.
Z perspektywy czasu muszę jednak uderzyć się w pierś – „Crack-Up” był albumem przekombinowanym i chyba jednak zbyt ambitnym. Tym bardziej cieszę się, że na jesiennym albumie-niespodziance Robin Pecknold i spółka wrócili do klimatów bliższych pierwszym dokonaniom grupy z Seattle. „Shore” łączy w sobie pewną powagę z „Crack-Up” z lekkością i melodyjnością znaną choćby z debiutu. W tym dziwnym i niespokojnym roku nowa płyta Fleet Foxes była jak kojący powiew świeżego powietrza.
Gdybym ja miał wskazać największych wygranych 2020 roku w polskiej muzyce, postawiłbym na ekipę z Astigmatic Records.
Wyróżniam Błoto i świetny, jazzowo-hip-hopowy album „Kwiatostan”, ale tak naprawdę na pochwałę zasługuje cała wytwórnia. Dwie płyty Błota, ekscytująca płyta EABS reinterpretujących wielkiego Sun Ra i odkrywający na nowo postać Renaty Lewandowskiej, wydany w kooperacji z Polskim Radiem i The Very Polish Cuts Out album „Dotyk”…
Szacun!
Właściwie sytuacja z tym albumem jest podobna do „Shore” Fleet Foxes – z tym, że Amerykanka to jednak większy kaliber, no i to ona swoją płytą zaskoczyła pierwsza. Nigdy nie należałem do swifties, ale jej nowe wcielenie kupuję w całości. „folklore” imponuje popowymi melodiami, folkową delikatnością i subtelnymi, artystycznymi eksperymentami, w których dużo zasług miał Aaron Dessner z The National. Przy tych wszystkich smaczkach płyta brzmi po prostu szczerze, a wydany na początku grudnia „evermore” tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że warto było dać Taylor Swift szansę.
Prym wiodły w tym przede wszystkim Dua Lipa i Jessie Ware. Zarówno „Future Nostalgia”, jak i „What’s Your Pleasure?” to albumy, które stanowią fantastyczny i niezwykle współczesny hołd dla popu, disco i funku lat 80. Z tych dwóch płyt wybieram jednak album Jessie Ware, bo wydaje mi się bardziej… wstrzemięźliwy? O ile Dua Lipa raz za razem uderza w nas kolejnym singlowym hitem, o tyle Jessie Ware doskonale wie, że od czasu do czasu trzeba nieco spuścić z tonu. Po imprezie u Dua Lipy byłem nieco zmęczony, a po zabawie z „What’s Your Pleasure?” miałem ochotę na więcej.
_______________________________________________
Jaki będzie rok 2021?
'Życzymy sobie i wam', by był bardziej przewidywalny niż jego odchodzący w niebyt historii poprzednik.
Redakcja Muzyczna Radia Afera
Przepytaliśmy ich o najlepsze single i albumy w tym przedziwnym roku.
Więcej będziecie mogli usłyszeć w Sylwestra od 17 do 20!
__________________________________________
Alicja Dec:
- Tame Impala – The Slow Rush (LP)
Nie było wiadomo, czy Kevin Parker i spółka pójdą w stronę pierwszych albumów sprzed dekady, czy pójdą za ciosem sukcesu z „Currents”. Co z tego wyszło? Trochę wszystkiego naraz. Nie zabrakło osobistych, melancholijnych kawałków, jednak coś, co na tej płycie słychać wyraźnie, to utwory o brzmieniu pozytywnym, niosącym nadzieję, co nieco jednak kontrastuje z wizerunkiem Parkera, który do tej pory tworzył utwory raczej dla introwertyków, i to tych bardziej smutnych. Album zdecydowanie na vol +++. A ja już czekam na kolejny.
- Rosalie. – IDeal (LP)
Ale nie mogło być inaczej. Dopracowane kawałki, bit, na który połaszą się zarówno entuzjaści rapu a.d.2020, jak i ci, którzy żadnego nazwiska z tego środowiska nie znają. Kolaboracje z schafterem czy Chloe Martini tylko dodają pikanterii. Rosalie
po raz kolejny udowadnia, że jest kimś więcej niż piękną dziewczyną śpiewającą refreny w kawałkach raperów.
- Saint Motel – The Original Motion Picture Soundtrack: Pt.2 (soundtrack)
I w tym przypadku nóżka sama chodzi (sprawdźcie Slow Dance czy Preach), ale co też trzeba przyznać, zespół wprowadza element zwolnienia i nostalgii, co jest u nich pewną nowością (utwór The Moment). Czekam na część trzecią tej nietypowej składanki.
- Alfie Templeman – Happiness in Liquid Form (EP)
- Feng Suave – Warping Youth (EP)
Nic bardziej mylnego i nie jestem pewna, czy jest to zarzut, czy pochwała. Z pewnością smakowity kąsek dla tych, którzy potrzebują chillowych dźwięków lub chcieliby się przenieść za pomocą sprzętu grającego gdzieś pod parasol na słonecznej plaży lub na potańcówkę sprzed kilkudziesięciu lat, by zatańczyć przytulanego.
_________________________________________________
Julia Szymańska:
- HAYLEY WILLIAMS - Petals for Armour (LP)
Trudno sobie wyobrazić lepszy debiut. Album jest bardzo różnorodny; zawierają się na nim spokojne, klimatyczne kawałki jak i te bardziej taneczne, w których słychać lata 80, przez co w ogóle się nie nudzi. Płyta została wydana w trzech częściach po pięć utworów - każda z nich jest tak samo dobra. Warstwa muzyczna, tekstowa i wizualna albumu daje poczucie czytania pamiętnika artystki, która często porusza temat zdrowia psychicznego i do większości utworów nagrała bardzo osobiste klipy pełne nagrań zza kulis.
- PRO8L3M - Art Brut 2 (LP)
- IC3PEAK – до свидания / Goodbye (LP)
Na najnowszym krążku duet z Moskwy kontynuuje tradycje i tworzy bardzo mroczną, momentami wręcz gotycką, atmosferę, a do tego porusza tematy polityczne, dzięki czemu zyskał popularność kilka lat temu. Album pełen jest charakterystycznego dla zespołu, smutnego i momentami agresywnego brzmienia. To ironiczne, że tak ponury album wyszedł w kwietniu.
- MATA - 100 Dni Do Matury (LP)
Polecam z głębi serduszka. Bit na płycie jest prosty a przyjemny, zaś teksty trafiają w dziesiątkę, nawet jeśli nie są tak poważne jak w znanej wszem i wobec „Patointeligencji”.
- Baasch – Noc (LP)
Można się przy niej pobujać, wpaść w przyjemny stan melancholii albo dyskretnie popłakać (szczególnie przy słuchaniu utworu „Miasto”). Klubowe, alternatywne brzmienie i refleksyjne teksty tworzą mieszankę wybuchową.
_____________________________________________
Paulina Michnikowska:
- Sault: Untitled (Rise) / Untitled (Black Is) (LP)
W obliczu kolejnego już kryzysu dotyczącego praw społeczności afroamerykańskiej, powstało w mijającym roku wiele protest songów i protest albumów, większość osadzona jednak w klimacie muzyki rap. Grupa Sault poszła o krok dalej, sięgając również po funk, soul, afrobeat, americanę, elektronikę, żonglując stylami, ubierając je w formy właściwe dla przestrzeni między latami 70’ a 90’. Brawurowa zabawa gatunkami, tępem, czasem, klimatem oraz zaangażowane teksty czynią te bliźniacze albumy wyjątkowo atrakcyjnymi nie tylko pod względem muzycznym, ale również światopoglądowym.
- Gil Scott Heron / Makaya Mc Craven - We’re New Again: A Reimagining by Makaya McCraven (LP)
Album ten jest nie tylko reinterpretacją, ale również pewnym domknięciem i zarazem epilogiem do bogatej i burzliwej kariery Gila Scotta Herona jako pisarza, poety i muzyka. McCraven osadza Herona w środowisku, które byłoby dla artysty naturalne i dobrze znane. Dzięki aranżacjom, które poruszają się w przestrzeni brudnego bluesa, błogiego uduchowionego jazzu i swobodnej gry na perkusji, McCraven stworzył rodzaj przeglądu Afroamerykańskiej muzyki XX wieku, która nie zwraca na siebie nadmiernej uwagi, nie mniej utwory żyją tam w symbiozie i harmonii.
- Grimes - Miss Antropocene (LP)
Dystrofijny, niepokojący i zarazem pełen kreatywnej zabawy konwencją. Panna Antropocentryczna jako futurystka snującą ponurą, wizję przyszłości ludzkości na naszej planecie, zwraca uwagę (nie bezpośrednio) na problem zmian klimatycznych i ich konsekwencji. Album z przymrużeniem oka, traktujący o sprawach poważnych, przefiltrowany przez odjechaną i kreatywną osobowość artystki.
- Roisin Murphy - Roisin Machine (LP)
Tym razem jako kobieta dojrzała, w pełni świadoma siebie, mająca jeszcze wiele do powiedzenia taka, która tworzy swoje własne szczęśliwe zakończenia. Album jest luźno inspirowany klimatami disco późnych lat 70’ i 80’ z wyraźnymi akcentami muzyki house, dark wave, funk, soul oraz muzyki klubowej lat 90’.
Duet Murphy i Barratt po raz kolejny udowodnił, że da się zrobić ciekawą, świeżą i taneczną płytę od A do Z.
- Eabs - Discipline Of Sun Ra (LP)
Ta kontrowersyjna i mocno odjechana postać doskonale znana fanom jazzu, nie wydawała się mi się łatwa do ponownego opracowania. W swoich czasach jego kosmiczne kompozycje, podobnie z resztą jak osobowość i wizerunek, wywoływały tak samo ogromną konsternację jak i entuzjazm. Z tym większą ciekawością nadstawiłam ucha w dniu premiery wydawnictwa Eabs. Panowie z właściwą sobie kreatywnością, po raz kolejny oddali piękny hołd kolejnej wielkiej postaci, bez jednoczesnego klękania na kolana. Discipline Of Sun Ra przynosi nowoczesne, otwarte i wielowymiarowe kompozycje. Nawiązuje do twórczości Sun Ra nie sili się na skrajne szaleństwa czy eksperymenty, zachowuje natomiast odjechanego ducha tego wybitnego indywidualisty, ubierając go we współczesną, właściwą energii Eabs formę.
_____________________________________________
Jakub 'Staff' Budner:
- PAIN OF SALVATION – PANTHER (LP)
Album niejednokrotnie urzeka skomplikowaną rytmiką i precyzją – wszystko jest na swoim miejscu, idealnie zbalansowane. Ciężkie
uderzenia płynnie przeplatają się tu z melodyjnymi fragmentami, a całość okraszona jest mnogością nieszablonowych, elektronicznych
rozwiązań oraz charakterystycznym wokalem lidera formacji. Raz mocny, raz kruchy zaśpiew Daniela Gildenlöwa, a momentami melorecytacja wpadająca w rap przez cały album prowadzi słuchacza przez tematy tabu i trudne problemy społeczne.
- NIGHTWISH –HUMAN. :||: NATURE. (LP)
Całość podzielona jest na dwie części odpowiadające dwóm dyskom.
Pierwsza (Human) łączy elementy metalu, muzyki poważnej, celtyckiego folku, a momentami rdzennej muzyki etnicznej. Kompozycje, pozwalają uwolnić potencjał jaki drzemie w głosie Floor - od potężnego rockowego zaśpiewu, przez delikatny kobiecy wokal, po wzniosłe partie operowe.
Druga część (Nature) dla kontrastu zawiera wyłącznie partie symfoniczne. Lider fromacji - Tuomas Holopainen daje w niej upust swoim
zdolnościom kompozytorskim.
- MYRKUR – FOLKESANGE (LP)
Do tej pory stanowiła ona wyłącznie element składowy w twórczości Myrkur. Tym razem gra pierwsze skrzypce. Wychodzi to dzięki niezwykłym umiejętnościom artystki, która nie tylko umie zagrać na tradycyjnych ludowych instrumentach, nie tylko swoim głosem potrafi poruszyć serce nawet najbardziej brutalnego wikinga, ale też tworzy wokół swojej muzyki mityczną otoczkę. Dzięki tej, płyta
'Folkesange' przenosi słuchacza do pradawnej nordyckiej krainy i daje możliwość przeżycia czegoś prawdziwie duchowego.
- JOE BONAMASSA – ROYAL TEA (LP)
Tytuł płyty, 'Royal Tea', mówi sporo o jej zawartości. Muzyka stworzona jest bowiem ze smakiem. Wyczuwalna jest nuta wyspiarskiej dostojności, ale pozostawia też hard rockowy posmak. Bonamassa przez lata wyrobił już sobie renomę na muzycznym rynku, ale jego głos też zyskał na wartości. O umiejętnościach gitarowych i kompozytorskich nie trzeba chyba wspominać. Wystarczy posłuchać najnowszego albumu.
- STONE TEMPLE PILOTS - PERDIDA (LP)
„Pedrida” jest jak bezkresna oaza, pozwalająca zmyć z siebie doczesne troski, nie tylko słuchaczom, ale też jej twórcom. Tytuł (hiszp. utrata) nawiązuje do trudnych przejść muzyków związanych ze śmiercią dwóch liderów formacji. W niezwykle melancholijnym i akustycznym brzmieniu odnaleźć można jednak wiele nadziei, tak ważnej w obecnych czasach. Płyta jest zarazem dużym zaskoczeniem, gdyż mocno kontrastuje z garażowymi korzeniami zespołu.
_______________________________________________
Hubert Jóskowiak:
- Fontaines D.C. - A HERO'S DEATH (LP)
Zdecydowanie bardziej dojrzała i wyważona od debiutu płyta czerpie garściami z lat 70. - początków punk rocka oraz twórczości m.in. Joy Division. Przy tym wszystkim Fontaines D.C. zachowują jednak własny, charakterystyczny styl. Drugim albumem zrobili ogromny krok do przodu, na który nigdy nie zdobyli się np. The Libertines, do których jeszcze rok temu irlandczycy byli często porównywani.
- Fiona Apple - FETCH THE BOLT CUTTERS (LP)
Fiona Apple pokazała, że wielki album można stworzyć niemal w domowych warunkach ograniczając się do kilku instrumentów i uzupełniając je quasi-perkusyjnymi dźwiękami wydawanymi np. przez kuchenne akcesoria, oraz dodając do tego świetny wokal i poruszające, bardzo osobiste historie. "Fetch the Bolt Cutters" to płyta, do której bez wątpienia będę wracać.
- J Hus - BIG CONSPIRACY (LP)
Wielokulturowość tego miasta znajduje na drugim albumie J Husa idealne odzwierciedlenie. Znajdziemy tu wszystko, od rapu, przez jazz, soul, pop, gitarowe wstawki, afrykańskie beaty aż po jamajskie klimaty. Tą płytą J Hus udowodnił, że jest dzisiaj, obok Stormzy'ego i Slowthai'a, w pierwszej lidze brytyjskiego rapu.
- Lianne La Havas - LIANNE LA HAVAS (LP)
Całość to świetna mieszanka popu, neo-soulu, R'n'B, która z pewnością przypadnie do gustu chociażby fanom Michaela Kiwanuki.
- Waglewski Fisz Emade - DUCHY LUDZI I ZWIERZĄT (LP)
Trzeci album nagrany wspólnie przez klan Waglewskich, wydany po aż siedmioletniej przerwie od genialnego "Matka, Syn, Bóg", to przede wszystkim świetny komentarz do polskiej rzeczywistości ostatnich lat czy miesięcy. Refleksyjne i w większości melancholijne teksty zderzają się tu z świetnymi melodiami, zarówno takimi w których można się zatopić ("Chciałbym", "O liczeniu"), jak i takimi, które nuci się jeszcze długo po przesłuchaniu płyty ("Na księżyc").
________________________________________
Jakub Antkowiak:
- Alfah Femmes - Don't Stop (singiel)
Porcja nieoczywistego popu od sekstetu z Gdańska.
Co my tu mamy? Vaporwave, new wave, post-punk, muzykę klasyczną, artpop, progpop.
Muzyczny misz-masz utrzymany w piosenkowej konwencji, a to wszystko w nieco ponad trzy minuty.
Zachwyciło mnie za pierwszym razem i trzyma do dziś.
- Part of the Kitchen - Echokosmos (LP)
Nie spodziewałem się, że zespół, aspirujący do miana tych poznańskich grup, które zaczynają się przebijać do świadomości lokalnych słuchaczy, zrobi pop/rockowy album, którego aż tak często będę słuchać.
Znajdziemy na niej część 'kawiarnianych' klimatów, lecz moimi ulubionym utworami są żywsze odpowiedniki - singlowe 'A Co Jeśli', odświeżona 'Niemoc', a zwłaszcza 'Chaos' (metrum 7/8 w zwrotce!).
- palmy - stare wieżowce (singiel)
'stare wieżowce' ukazały się na początku marca i od razu zwróciły moją uwagę zwiewnym, nostalgicznym klimatem oraz chwytliwym refrenem, który często mi towarzyszył w 2020.
Dawniej o Muchach, a teraz o palmach można powiedzieć, że to 'najlepszy polski zespół bez wydanej płyty'.
- Egipcjanie - Kto Wie Ten Wie (singiel)
Solowy projekt poznaniaka, Jędrzeja Szymanowskiego powinnien być szerzej znany, nawet wśród lokalnych słuchaczy.
Tworzy 'lofisti-pop', lecz niech was to nie zwiedzie.
'Kto Wie Ten Wie', to nieco ponad 2,5 minutowa, poddana z lekkim humorem, przyjemna popowa piosenka z zaraźliwym refrenem.
- IKSY - Piękno Chaosu (LP)
Miałem wielką przyjemność przeprowadzić wywiad z tym śląskim kwintetem w ramach Koncertowego Studia Radia Afera za, hm, starych, dobrych czasów - w lutym.
Po koncercie dostałem płytę, a sam krążek, stanowiący mix folku, rocka, popu, poezji śpiewanej i (dobrze rozumianej) piosenki studenckiej, długo nie wychodził z mojego odtwarzacza.
Sam tytuł dobrze obrazuje mijający rok.
__________________________________________
Tomasz Ziołek:
- ZDECHŁY OSA - ZAKOCHAŁEM SIĘ W TWOJEJ MATCE (PROD. AETHERBOY1) (singiel)
Dziwny rok to i dziwny wybór - hiphopowy Zdechły Osa który przy pomocy Aetherboya stworzył lekki, prosty i chwytliwy, a zarazem bardzo prześmiewczy i wręcz memiczny kawałek. Mimo tego, że wykonawca jest raperem, to chyba najbardziej punkowy polski kawałek który słyszałem w ciągu ostatnich paru lat. Wkręca się niesamowicie!
- UNDADASEA — ZAPALNICZKA (singiel)
W tym wypadku moja płyta roku mimo że z polskim hip hopem mi nigdy po drodze nie było.
Ale to Unda! Polski Wu Tang Clan! Ucieleśnienie luzu, zajawki i morskiej bryzy. Pierwsze poważne wydawnictwo „Da Groovment”, debiut na serwisach streamingowych i po prostu świetny, bardzo równy(to ważne!) materiał z mega dobrymi gośćmi którzy ewidentnie na krążku nie pojawiali się z przypadków czy dla zasięgów. Ten rok ratuje Unda i oby udało się ich ściągnąć kiedyś do naszego Koncertowego Studia (zamawiam!)
- Mall Grab / Turnstile – I Wanna Be Blind (singiel)
Niestety trwa on ponad 8 minut, więc zwracam się w stronę innej bardzo ciekawej produkcji tego zdolnego producenta. Mowa o kolaboracji z hardcore punkowym zespołem Turnstile (również polecam!) i epce „Share a View” na której zmiksował on 3 kawałki z drugiego LP zespołu. Nie znajdziemy tu jednak punku, a charakterystyczne dla MG mieszanki trance'u, house’u czy disco. Warto posłuchać, a także porównać sobie z pierwowzorami od Turnstile.
- Love Regenerator - Hypnagogic (I Can't Wait) (singiel)
Jeden z najpopularniejszych djów na świecie, hit za hitem i kolaboracje m.in. z Rihanną, Florence Welch czy Kelis. Kibicowałem mu na początku, gdy grał jeszcze disco, niestety później skręcił w stronę bardziej komercyjnej elektroniki. Nagle wrócił - jako Love Regenerator. Oldschoolowe brzmienie, inspiracje wczesnym rave'm,techno i housem, którymi Calvin jarał się w młodości. Odpoczynek od grania hitów i pokazanie, że w tym miejscu w którym się twórczo znajduję „może wszystko” - oj jak ja szanuję takie podejście!
- Cool Kids Of Death - Nagle Zapomnieć Wszystko (singiel)
___________________________________________
Jakub Jarosz:
- PEARL JAM – GIGATON (LP)
Dostało się również branży myzycznej, która ucierpiała mocno m.in. przez odwołane koncerty. Ale muzycznie zapamiętamy ten rok również dzięki powrotom, niekiedy po wielu latach, wielkich zespołów takich jak np. AC/DC, Deep Purple czy Ozzy Osbourne.
Po ponad sześcioletniej przerwie z nowym krążkiem powróciła również legenda muzyki grunge – Pearl Jam. 26 marca ukazało się jedenaste wydawnictwo zatytułowane „GIGATON”.
Co ciekawe Panowie z Seattle, z Eddie Vedderem na czele, idealnie wpasowali się z tematyką zawartą na ich najnowszym krążku, w aktualną sytuację na świecie.
Lawirowali między poczuciem przerażenia i buntu, uderzając w czasy fake newsów, katastrof klimatycznych, dostało się również Donaldowi Trumpowi.
Jeśli chodzi o warstwę muzyczną „GIGATON” to najbardziej pomysłowy i wściekły album Pearl Jam od dawna.
- HYDRA - FROM LIGHT TO THE ABYSS (LP)
Choć dla członków tego zespołu to nie pierwszyzna, bo chociażby za głos i gitarę w Hydrze odpowiada Dąbek - gitarzysta Red Scalp, to ich debiutancki materiał jest powiewem świeżości w mocno już wyeksploatowanym, szeroko pojętym stoner/doomie.
Znaleźć tu można i mocne odnoszenie się do klasyków gatunku, chociażby Black Sabbath, jak i grubo ciosane riffy, ale przede wszystkim zwraca uwagę przyjemna dla ucha melodyjność utworów, mimo ciężaru i surowości materiału.
Pozostaje mieć nadzieję, że uda się Hydrę zobaczyć na żywo w roku 2021, bo ich muzyka 'w plenerze' brzmi jeszcze lepiej.
- BLACK ANGEL - KISS OF DEATH (LP)
Drugi studyjny album Brytyjczyków to 10 kawałków czystego gothic rocka z domieszką psychodelii a nawet punka.
Krążek to oczywiście inspiracja takimi klasykami jak Sisters of Mercy, The Cult, Bauhaus czy The Damned.
Utwory traktują tu o miłości, wszystko to zatopione w mrocznym klimacie z wpadającymi w ucho melodiami.
Bardzo przyjemna, a zarazem największa tegoroczna muzyczna niespodzianka.
- ALL THEM WITCHES - NOTHING AS THE IDEAL (LP)
Jeszcze przedpremierowo, kilkukrotnie prezentowany na antenie Afery, zaskoczył swoim bogactwem i różnorodnością.
Klimatycznie ale z mocnym uderzeniem - "Saturnine & Iron Jaw"; balladowo - "Everest"; psychodelicznie - "See You Next Fall";
melodyjnie i spokojnie - "The Children of Coyote Woman" i "Rats in Ruin"; rewelacyjna sekcja rytmiczna i nerw - "41".
Jest tu miejsce praktycznie dla wszystkiego, jednocześnie jest to spójne i idealnie współgrające.
- SLIFT - UMMON (LP)
Nie można wydawać aż tak dobrych albumów, szczególnie na początku roku, bo każdy następny album ma zbyt wysoko zawieszoną poprzeczkę.
Niestety, a może i stety, UMMON to najepsze co zdarzyło się muzyce w tym roku. Slift to tegoroczni królowie space rocka i przesteru.
Jest ich tylko trzech ale energia, którą prezentują na tym krążku jest iście kosmiczna. Nie znaczy to, że ich muzyka to tylko ściana przesterowanych gitar.
Znajdzie się tu miejsce również dla kosmicznych przestrzeni i fantastycznych kompozycji żywcem wyjętych z jamowych sesji.
Warto rzucić okiem na serwisy streamingowe, gdzie można znaleźć zapisy z ich koncertów, które udało im się wykonać w tym roku. Energia Panów z Tuluzy powala.
Zdecydowanie album roku.
________________________________________________
Witold Regulski:
- Kelly Lee Owens – Inner Song (LP)
Ten album był dla mnie tym przyjemniejszą niespodzianką, że trafiłem na niego zupełnym przypadkiem. Wszystko na „Inner Song” jest fantastyczne – od otwierającego coveru Radiohead „Arpeggi”, przez singlowe „On”, po „Corner of My Sky” z gościnnym udziałem Johna Cale’a z The Velvet Underground. Doskonała mieszanka elektroniki, techno i dream popu.
- Fleet Foxes – Shore (LP)
Z perspektywy czasu muszę jednak uderzyć się w pierś – „Crack-Up” był albumem przekombinowanym i chyba jednak zbyt ambitnym. Tym bardziej cieszę się, że na jesiennym albumie-niespodziance Robin Pecknold i spółka wrócili do klimatów bliższych pierwszym dokonaniom grupy z Seattle. „Shore” łączy w sobie pewną powagę z „Crack-Up” z lekkością i melodyjnością znaną choćby z debiutu. W tym dziwnym i niespokojnym roku nowa płyta Fleet Foxes była jak kojący powiew świeżego powietrza.
- Błoto – Kwiatostan (LP)
Gdybym ja miał wskazać największych wygranych 2020 roku w polskiej muzyce, postawiłbym na ekipę z Astigmatic Records.
Wyróżniam Błoto i świetny, jazzowo-hip-hopowy album „Kwiatostan”, ale tak naprawdę na pochwałę zasługuje cała wytwórnia. Dwie płyty Błota, ekscytująca płyta EABS reinterpretujących wielkiego Sun Ra i odkrywający na nowo postać Renaty Lewandowskiej, wydany w kooperacji z Polskim Radiem i The Very Polish Cuts Out album „Dotyk”…
Szacun!
- Taylor Swift – folklore (LP)
Właściwie sytuacja z tym albumem jest podobna do „Shore” Fleet Foxes – z tym, że Amerykanka to jednak większy kaliber, no i to ona swoją płytą zaskoczyła pierwsza. Nigdy nie należałem do swifties, ale jej nowe wcielenie kupuję w całości. „folklore” imponuje popowymi melodiami, folkową delikatnością i subtelnymi, artystycznymi eksperymentami, w których dużo zasług miał Aaron Dessner z The National. Przy tych wszystkich smaczkach płyta brzmi po prostu szczerze, a wydany na początku grudnia „evermore” tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że warto było dać Taylor Swift szansę.
- Jessie Ware – What’s Your Pleasure? (LP)
Prym wiodły w tym przede wszystkim Dua Lipa i Jessie Ware. Zarówno „Future Nostalgia”, jak i „What’s Your Pleasure?” to albumy, które stanowią fantastyczny i niezwykle współczesny hołd dla popu, disco i funku lat 80. Z tych dwóch płyt wybieram jednak album Jessie Ware, bo wydaje mi się bardziej… wstrzemięźliwy? O ile Dua Lipa raz za razem uderza w nas kolejnym singlowym hitem, o tyle Jessie Ware doskonale wie, że od czasu do czasu trzeba nieco spuścić z tonu. Po imprezie u Dua Lipy byłem nieco zmęczony, a po zabawie z „What’s Your Pleasure?” miałem ochotę na więcej.
_______________________________________________
Jaki będzie rok 2021?
'Życzymy sobie i wam', by był bardziej przewidywalny niż jego odchodzący w niebyt historii poprzednik.
Redakcja Muzyczna Radia Afera