Fest Festiwal 2021
KATEGORIA: Muzyka
Fest jest festiwalem organizowanym na terenie Parku Śląskiego w Chorzowie, którego pierwsza edycja odbyła się w 2019 roku. Pomimo, że od marca 2020 pandemia trwa w najlepsze i większość, zwłaszcza dużych wydarzeń kulturalnych jest odwoływana, agencji Follow the Step udało się zorganizować imprezę po raz drugi. Ważne jest to, że pojawili się również zagraniczni wykonawcy, co w dzisiejszych czasach jest nie lada wyczynem. Patrząc rokrocznie po line-up’ach jest to wydarzenie świeże, skierowane do ludzi młodych, których się słucha wybierając i układając listę zaproszonych artystów. Siatka muzyków została zbudowana tak, że na liście obecności są nie tylko największe pewniaki ostatniej dekady, ale także zespoły, cieszące się największą popularnością i zapewniające najlepszą zabawę w tym sezonie lub maksymalnie przez ostatnie dwa lata. Muzycznie na festiwalu możemy posmakować muzyki popowej, hip-hopowej, rockowej, ale prym wiedzie nurt muzyki elektronicznej. Niestety, pandemia w ostatnim momencie pokrzyżowała kilka planów i na chwilę przed rozpoczęciem festiwalu muzycy albo nie pojawili się wcale (Fisher) lub pojawili się w okrojonym składzie (Mura Masa – tylko dj set), lecz koniec końców na Fest Festiwal przyjechało około 90% zaproszonych artystów. Wszystko zaczęło się w środę 11 sierpnia i miało trwać do wczesnych godzin rannych z soboty na niedzielę.
Po wejściu: od razu co rzuciło się w oczy to Main Stage, który był naprawdę solidnie przygotowany z dużym rozmachem, choć pierwsze koncerty na nim miały odbyć się dopiero w czwartek. Druga sprawa to multum kolorów, które wypełniły Park Śląski. Świetnie przygotowana strefa gastro pozwalała nabrać sił, żeby pokonać dystans, który dzielił główną część festiwalu od sceny Drum ’n’ Bass (a trochę kroków trzeba było zrobić). Scen było kilka, ale my w podsumowaniu skoncentrujemy się na 4 głównych (Main, Tent, Silesia i Arena).
- Środa
Julia Pośniak – młoda artystka, która w tym roku próbuje wedrzeć się na polską scenę muzyki popowej. Barwą głosu przypomina mi Darię Zawiałow, na swoim koncie ma kilka miłych piosenek, które zaczynają zaczynają zdobywać coraz szersze grono odbiorców. Pomimo że set koncertowy oraz sama Julia wysłali ze sceny mnóstwo energii, to jednak słychać, że występy na żywo wymagają pewnego doszlifowania, ponieważ dało się jeszcze usłyszeć kilka niedoskonałości, Rasmentalism – najlepszy występ pierwszego dnia, a w tym roku panowie po 15 latach wspólnego grania kończą karierę. „Po raz ostatni na Śląsku” – co chwilę ze sceny krzyczał Ras. Szkoda! Wielka Szkoda! Ale jeśli kończyć karierę to tylko takimi występami – było tu wszystko: doskonałe piosenki z przekroju całej twórczości, instrumenty na żywo, wokalista w świetnej formie i energia, która na długo zostanie w pamięci, Baasch – drugi najlepszy koncert tego dnia, razem z zespołem w świetnej formie, choć sam występ powinien być sporo dłuższy. Obsługa syntezatorów – klasa, podbicie bitu przez perkusję na żywo dało dodatkową ilość mocy, a sam Baasch szalał na scenie i widać, że brakowało mu występów na scenie, gdzie nareszcie mógł zaprezentować materiał z pierwszej polskojęzycznej płyty, Chocolate Puma – panowie obchodzą 30-lecie działalności w tym roku, ale nic się nie zestarzeli. To był godny polecenia dj set, który zapewnił dobre „baunsy” kilkutysięcznemu tłumowi.
- Czwartek
Kwiat Jabłoni (otwierał Main Stage), Sanah (najliczniejszy koncert, jeśli chodzi o widownię), Jan-rapowanie i Zdechły Osa (młody polski hip-hop, ale z dwóch różnych biegunów), Kacperczyk (electropop) – tym właśnie teraz żyje polska młodzież i tych artystów można było posłuchać w czwartkowe popołudnie.
Na dokładkę KAMP!, Pezet i Krzysztof Zalewski – to już bardziej uznane marki na naszym rynku. Laureat czterech Fryderyków za rok 2020 dał niejednoznaczny koncert. Pomocnym gitarowym początku, można było odczuć solidny zjazd i występ w pewnym momencie bardziej przypominał manifest polityczny niż muzyczne show, po czym nastąpił szczęśliwy powrót do poziomu z początku. Bass Astral x Igo – ostatni koncert tego projektu na dużym festiwalu po 6 latach wspólnego grania.
Na jesień planowana jest jeszcze ostatnia trasa koncertowa projektu. Pomimo tego, że na scenie nie ma już chemii między oboma panami, to pozostała część zaproszonych muzyków zrobiła taką robotę, że spokojnie mogę polecić, żeby na koncert trasy pożegnalnej się wybrać, Kerala Dust – dla mnie największe odkrycie wydarzenia, serdecznie polecam zapoznać się z twórczością tego projektu, jeśli ktoś lubi takich producentów jak Bonobo czy Parov Stelar – panowie pokazują, że można się świetnie odnaleźć między oboma gatunkami muzycznymi, Purple Disco Machine – najbardziej taneczny występ na Feście, jeśli ktoś lubi tańczyć, polecam się wybrać na występ tego producenta. Zabawa do białego rana gwarantowana.
- Piątek
Kayah i Bregović na dużej scenie – pomimo, że ich wspólna płyta ma już 22 lata, wcale się nie zestarzała i można o niej powiedzieć, że jest ponadczasowa i łączy pokolenia – jeden z najlepszych koncertów tego festiwalu, Mata – chyba jednak trochę zawiódł i cały występ, tak jak jego twórczość, bardzo nierówna – niekwestionowane hymny dzisiejszej młodzieży jak 'Patoreakcja’ i ‘Patointeligencja’, przeplatane są nijakimi kompozycjami, Paul Kalkbrenner – gdyby nie ostatnie półgodziny jego setu, można by powiedzieć, że występ bardzo monotonny i nadawałby się bardziej na mniejszą scenę niż główna, Sohn – ponad godzinny, magiczny koncert Brytyjczyka zaczarował publiczność, The Blaze – najlepszy piątkowy występ, który rozniósł publiczność pod sceną.
- Sobota
PRO8L3M, James Bay i Kygo – główne gwiazdy wieczoru na Main Stage – ich koncerty można podsumować krótko: gdyby się nie odbyły, nikt by tego nie zauważył, Undadasea – zwróćcie uwagę na ten młody hip-hopowy skład. Jeśli będzie możliwość wybrania się na ich koncert w Poznaniu, zróbcie to, ponieważ ilość energii wysyłanej ze sceny można przyrównać do wybuchu bomby atomowej, Sokół – już nie możemy się doczekać kolejnej płyty planowanej na jesień i promującej jej trasy koncertowej – jeśli będzie tak jak na Feście, nie omińcie tego wydarzenia, Ofenbach – jest do czego potańczyć, wykorzystajcie ich piosenki na dobrej domówce, Rysy (gościnnie z Justyną Święs i Michałem Aniołem) – dobrze, że Panowie wrócili, hania rani – magicznie, ale chyba trochę za spokojnie, jak na takie dynamiczne wydarzenie, Natalia Przybysz– cały występ na bardzo dobry, ale za zaproszenie obu rodziców (tata na gitarze, mama na bębnie i wokalu) do wspólnego zagrania piosenki „Dzieci Malarzy” wystawiam celujący.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o Fest Festiwal.
4 dni, 9 scen, ponad 100 artystów. Mamy nowy, silny festiwal na naszej, polskiej mapie. W rankingu po pandemicznym przetasowaniu możemy spokojnie umieszczać go bardzo wysoko.
Mikołaj Olejnicki
Po wejściu: od razu co rzuciło się w oczy to Main Stage, który był naprawdę solidnie przygotowany z dużym rozmachem, choć pierwsze koncerty na nim miały odbyć się dopiero w czwartek. Druga sprawa to multum kolorów, które wypełniły Park Śląski. Świetnie przygotowana strefa gastro pozwalała nabrać sił, żeby pokonać dystans, który dzielił główną część festiwalu od sceny Drum ’n’ Bass (a trochę kroków trzeba było zrobić). Scen było kilka, ale my w podsumowaniu skoncentrujemy się na 4 głównych (Main, Tent, Silesia i Arena).
- Środa
Julia Pośniak – młoda artystka, która w tym roku próbuje wedrzeć się na polską scenę muzyki popowej. Barwą głosu przypomina mi Darię Zawiałow, na swoim koncie ma kilka miłych piosenek, które zaczynają zaczynają zdobywać coraz szersze grono odbiorców. Pomimo że set koncertowy oraz sama Julia wysłali ze sceny mnóstwo energii, to jednak słychać, że występy na żywo wymagają pewnego doszlifowania, ponieważ dało się jeszcze usłyszeć kilka niedoskonałości, Rasmentalism – najlepszy występ pierwszego dnia, a w tym roku panowie po 15 latach wspólnego grania kończą karierę. „Po raz ostatni na Śląsku” – co chwilę ze sceny krzyczał Ras. Szkoda! Wielka Szkoda! Ale jeśli kończyć karierę to tylko takimi występami – było tu wszystko: doskonałe piosenki z przekroju całej twórczości, instrumenty na żywo, wokalista w świetnej formie i energia, która na długo zostanie w pamięci, Baasch – drugi najlepszy koncert tego dnia, razem z zespołem w świetnej formie, choć sam występ powinien być sporo dłuższy. Obsługa syntezatorów – klasa, podbicie bitu przez perkusję na żywo dało dodatkową ilość mocy, a sam Baasch szalał na scenie i widać, że brakowało mu występów na scenie, gdzie nareszcie mógł zaprezentować materiał z pierwszej polskojęzycznej płyty, Chocolate Puma – panowie obchodzą 30-lecie działalności w tym roku, ale nic się nie zestarzeli. To był godny polecenia dj set, który zapewnił dobre „baunsy” kilkutysięcznemu tłumowi.
- Czwartek
Kwiat Jabłoni (otwierał Main Stage), Sanah (najliczniejszy koncert, jeśli chodzi o widownię), Jan-rapowanie i Zdechły Osa (młody polski hip-hop, ale z dwóch różnych biegunów), Kacperczyk (electropop) – tym właśnie teraz żyje polska młodzież i tych artystów można było posłuchać w czwartkowe popołudnie.
Na dokładkę KAMP!, Pezet i Krzysztof Zalewski – to już bardziej uznane marki na naszym rynku. Laureat czterech Fryderyków za rok 2020 dał niejednoznaczny koncert. Pomocnym gitarowym początku, można było odczuć solidny zjazd i występ w pewnym momencie bardziej przypominał manifest polityczny niż muzyczne show, po czym nastąpił szczęśliwy powrót do poziomu z początku. Bass Astral x Igo – ostatni koncert tego projektu na dużym festiwalu po 6 latach wspólnego grania.
Na jesień planowana jest jeszcze ostatnia trasa koncertowa projektu. Pomimo tego, że na scenie nie ma już chemii między oboma panami, to pozostała część zaproszonych muzyków zrobiła taką robotę, że spokojnie mogę polecić, żeby na koncert trasy pożegnalnej się wybrać, Kerala Dust – dla mnie największe odkrycie wydarzenia, serdecznie polecam zapoznać się z twórczością tego projektu, jeśli ktoś lubi takich producentów jak Bonobo czy Parov Stelar – panowie pokazują, że można się świetnie odnaleźć między oboma gatunkami muzycznymi, Purple Disco Machine – najbardziej taneczny występ na Feście, jeśli ktoś lubi tańczyć, polecam się wybrać na występ tego producenta. Zabawa do białego rana gwarantowana.
- Piątek
Kayah i Bregović na dużej scenie – pomimo, że ich wspólna płyta ma już 22 lata, wcale się nie zestarzała i można o niej powiedzieć, że jest ponadczasowa i łączy pokolenia – jeden z najlepszych koncertów tego festiwalu, Mata – chyba jednak trochę zawiódł i cały występ, tak jak jego twórczość, bardzo nierówna – niekwestionowane hymny dzisiejszej młodzieży jak 'Patoreakcja’ i ‘Patointeligencja’, przeplatane są nijakimi kompozycjami, Paul Kalkbrenner – gdyby nie ostatnie półgodziny jego setu, można by powiedzieć, że występ bardzo monotonny i nadawałby się bardziej na mniejszą scenę niż główna, Sohn – ponad godzinny, magiczny koncert Brytyjczyka zaczarował publiczność, The Blaze – najlepszy piątkowy występ, który rozniósł publiczność pod sceną.
- Sobota
PRO8L3M, James Bay i Kygo – główne gwiazdy wieczoru na Main Stage – ich koncerty można podsumować krótko: gdyby się nie odbyły, nikt by tego nie zauważył, Undadasea – zwróćcie uwagę na ten młody hip-hopowy skład. Jeśli będzie możliwość wybrania się na ich koncert w Poznaniu, zróbcie to, ponieważ ilość energii wysyłanej ze sceny można przyrównać do wybuchu bomby atomowej, Sokół – już nie możemy się doczekać kolejnej płyty planowanej na jesień i promującej jej trasy koncertowej – jeśli będzie tak jak na Feście, nie omińcie tego wydarzenia, Ofenbach – jest do czego potańczyć, wykorzystajcie ich piosenki na dobrej domówce, Rysy (gościnnie z Justyną Święs i Michałem Aniołem) – dobrze, że Panowie wrócili, hania rani – magicznie, ale chyba trochę za spokojnie, jak na takie dynamiczne wydarzenie, Natalia Przybysz– cały występ na bardzo dobry, ale za zaproszenie obu rodziców (tata na gitarze, mama na bębnie i wokalu) do wspólnego zagrania piosenki „Dzieci Malarzy” wystawiam celujący.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o Fest Festiwal.
4 dni, 9 scen, ponad 100 artystów. Mamy nowy, silny festiwal na naszej, polskiej mapie. W rankingu po pandemicznym przetasowaniu możemy spokojnie umieszczać go bardzo wysoko.
Mikołaj Olejnicki