Podsumowanie muzyczne 2021

KATEGORIA: Muzyka

Czas na podsumowanie muzyczne 2021 według redakcji muzycznej Radia Afera.
Przepytaliśmy ich o najlepsze single i albumy.
A muzycznie, więcej będziecie mogli usłyszeć w Sylwestra od 17 do 20 na naszej antenie!

_______________________________________

Alicja Dec:

  • Parcels – „Day/Night” (LP)
Podróż przez tę płytę jest ekscytująca. Słychać w niej wszystko – od wyprawy jeepem w nieznane, przez operę w sali koncertowej pełnej znamienitych gości we frakach, aż po dźwięki kołyszące do snu strudzonego wędrowca.
Płyta na co dzień i od święta. A na pewno od serca.
Szczególnie przyjemne: „Comingback”, „Famous”, „Lord Henry”.

  • Fisz Emade Tworzywo - „Ballady i Protesty” (LP)
Powrót do korzeni w dojmującym stylu.
Znajdziemy tu nostalgię, bunt, protest, westchnienia, tęsknotę i smutek. I oprócz całkiem melodyjnych utworów znajdziemy te bardziej mówione, które bardziej niż pop czy rap przypominają recytację Fiszowi tylko znanej poezji.
Zależnie od nastroju można się pobujać („Za mało czasu”, „Muzyka jest o nas”), jak i zamyśleć („Nie za miłe wiadomości”, „Mój kraj znika”).

  • Muchy - „Szaroróżowe” (LP)
Czy ktoś zamawiał podróż w czasie do 2010 roku? Szaroróżowe historie przedstawiają miniony, lecz nie tak dawny czas ze wszystkimi radościami i ciemniejszymi stronami. Wspaniali reprezentanci płyty: „Szaroróżowe”, „22godziny”, „Lato 2010”. Uwaga – uzależniają!

  • Arlo Parks – “Collapsed In Sunbeams” (LP)
Okrzyknięta brytyjskim odkryciem tego roku, objawiła mi się dopiero pół roku po premierze krążka. I tak już, na zapętleniu, została. Debiutancki album ukazuje wrażliwość Arlo odmienianą przez wszystkie przypadki jej aksamitnym głosem i niebanalną linią basu.
Warto posłuchać z płyty: „Caroline”, „Too Good”, „Just Go”.

  • Jungle – “Loving In Stereo” (LP)
Z każdym kolejnym singlem zapowiadającym płytę grupa podgrzewała emocje, by finalnie w sierpniu podzielić się z nami energetyzującym setem, którego nie powstydziłby się zarówno fan żywej alternatywy, jak i właściciel klubu fitness.
Szczególnie polecam: “All of the time”, “Romeo”, “Talk about it”.

_____________________________________

Julia Szymańska:

  • SAM FENDER - SEVENTEEN GOING UNDER (LP)
Na tym albumie nie ma ani jednego złego kawałka. Kropka. Ten krążek to kawał dobrego, gitarowego grania rodem z Wielkiej Brytanii, połączony z tekstami pełnymi wrażliwości. Polecam wszystkim, 100/10.

  • AGNES - MAGIC STILL EXISTS (LP)
Najbardziej nieoczekiwany comeback ostatnich czasów, na który trzeba było czekać aż 9 lat. Tym bardziej, że dotychczas Agnes była znana z bardzo komercyjnych hitów jak np. "Release me". Tym razem Agnes wydała album pełen uduchowionej muzyki disco. To świetna pozycja dla wszystkich fanów tego gatunku. Album jest prosty w swojej formie, ale wiadomo - prostota jest najlepsza!

  • THE BLACK KEYS - DELTA KREAM (LP)
To kolejny album, który udowadnia, że prościej znaczy lepiej. Znajdują się na nim covery bluesowych klasyków. The Black Keys nagrali go tylko dlatego, że kochają bluesa; nie tracili czasu na zbędną reklamę. Tak dobra muzyka obroni się sama.

  • JESSICA WINTER - MORE SAD MUSIC (LP)
Wyjątkowe odkrycie pod koniec roku. Bardzo intrygująca epka, nagrana przez oryginalną artystkę. Jessica Winter z głosu przypomina Britney Spears, ale z wyglądu bliżej jej do Willego Wonki. "More sad music" to album przede wszystkim popowy, choć pojawiają się na nim tłuste bity. Mam wielką nadzieję, że Jessica Winter wyda coś więcej w 2022 roku.

________________________________________

Marika Bocewicz:

  • Mahjong - Blue (EP)
Debiut wrocławskiej artystki Mai Kozłowskiej, wydany nakładem holenderskiej wytwórni Geertruid wyłącznie na kasecie.
Zawarte na albumie 4 utwory opierają się głównie na nienachalnym wokalu artystki i dźwiękach fortepianu, dodatkowo wzbogacone o brzmienia z otoczenia (świst wiatru, śpiew ptaków), spokojną perkusję i synthy.
Dużo przestrzeni, subtelności, spokoju i wyobraźni. Propozycja idealna na długie zimowe wieczory przy herbacie i
przygaszonym świetle aby uszło z nas to, co zaległo w ciągu ciężkiego dnia.

  • Wczasy „To wszystko kiedyś minie” (LP)
Drugi album długogrający duetu z Poznania.
Wokale „surowe”, bez zbędnych ozdobników oparte w głównej mierze na melorecytacji.
Teksty dosadne, z ciekawymi metaforami, bez wydziwiania, ale przede wszystkim wartościowe poruszają sytuacje i nastroje, z którymi
odbiorca może się identyfikować.
Najszybciej w ucho wpadły mi utwory:
„Tyle słów” - bardzo emocjonalny tekst w otoczeniu przestrzennych ciepłych, acz smutnych gitar.  
„Nie dla nas” - obrazoburczy i pomysłowy tekst, dużo sentymentu. Miastowi zrozumieją.
„Polska (serce rośnie) - ironia życia, UWAGA, w Polsce. „Nawet psy załatwiają się w torebkę” ;) Doceńmy to.

  • Art.Budyń & Chango „Ukryte do wiadomości” (LP)
To połączenie nie mogło zawieść.
Pozycja nr 1 dla fanów dobrej, nieprzesłodzonej poezji ubranej w nieoczywiste rockowo-jazzowe i elektroniczne, analogowe brzmienia. To jest zapięty na ostatni guzik album, zagrany w duchu pozytywności, żartu, przemyśleń, po którym czujemy jak muzyka przepędza zły nastrój („My pokolenie, które widziały krowy na żywo”). Utwory dynamiczne, pełne zwrotów akcji i łączenia styli zachowane w piosenkowym, łamanym rytmicznie podejściu do tworzenia muzyki. To są kompozycje, nie produkcje, to trzeba podkreślić.
Gdy świat siedział w domach, wypłynął pierwszy singiel promujący płytę „Czas”. Stosunkowo długi utwór, czyniąc go „nieradiowym”.  Jednak przekaz, melodia klawiszy przeważyły szalę na jego korzyść i zagościł „tłumnie” w zamkniętych domach wymagających słuchaczy. Dynamika utworu i główna melodia klawiszy zapadnie w pamięć każdemu kto „Czas” raz usłyszy. „Grawitacja” to ostatni singiel zapowiadający płytę. Warto się na tym utworze zatrzymać. Znowu, zabawa tekstem, piękne metafory i muzyczna uczta dla uszu zachowana w rytmie walca.
Ogólnie nie mam pytań, od samego początku słychać profesjonalizm, wolność i kreatywność artystyczną.

_____________________________________

Paulina Michnikowska:

  • Fisz Emade Tworzywo - Ballady i protesty (LP)
Dwupłytowe wydawnictwo, w którym nostalgia i tęsknota za tym co znajome, bezpieczne i piękne przenika się z krytyką społeczno - politycznej teraźniejszości.
Muzyka jest tutaj tłem dla rozważań na temat współczesnego świata, wędrówek do do czasów młodości pokolenia dorastającego w latach 90-tych, czasów, w których wszystko było prostsze i bardziej czytelne, zarówno dla braci Waglewskich, jak i obecnych 30 - 40 latków.
 
  • Niemoc - Kilka najlepszych dni w życiu (LP)
Jak dla mnie, jeden z najciekawszych i najbardziej dopracowanych albumów w tym roku. Gitary i syntezatory notorycznych debiutantów romansujące trochę ze stylistyką lat 80-tych z odrobiną współczesnego popu, porządnie doprawione
osobowościami zaproszonych do współpracy gości. To widać, słychać i czuć w melodiach, tekstach i kompozycjach - wielka jest moc w Niemocy.

  • Squid - Bright Green Field (LP)
Nerwowy debiut angielskiego zespołu przedziera się przez strzępy jazzu, funku, krautrocka, dubu i punka. Zespół wyróżnia zdecydowanie eklektyczny, improwizowany styl, jednak perłą w koronie jest  poziom kontroli, jakim muzycy ogarniają cały ten chaos.  Squid podchodzą do swojej muzyki jak wykwalifikowani choreografowie; choć każdy ruch jest starannie przemyślany, taniec zachowuje iluzję spontaniczności. Każdy utwór wydaje się być na skraju jakiegoś ogromnego niekontrolowanego krachu, ale wszystkie, nawet najdrobniejsze pęknięcia są tutaj starannie zaplanowane.

_____________________________________

Marta Nowakowska:

  • Doja Cat – Planet Her (LP)
Gdy kilka lat temu polecono mi Cookie Jar, piosenkę z debiutanckiej płyty Amali Diamini (bo to właśnie to imię kryje się pod pseudonimem Doja Cat), nie spodziewałam się jeszcze, że za około 5 lat będę widziała taką popularność i taki wspaniały, świetnie wyprodukowany i przemyślany pop. Chociaż śledziłam trochę, co dzieje się w jej dyskografii, to właśnie Planet Her sprawiło, że zostałam na dłużej. Doja jest seksowna (Need To Know), solidarna z dziewczynami (Woman), ma hit lata (Kiss Me More), a oprócz tego zebrała bardzo mocną drużynę kolaboracji, jak Ariana Grande, SZA czy The Weeknd. Jeśli jest album, który naprawdę nie zszedł w tym roku z moich playlist, to właśnie Planet Her.

  • Mery Spolsky – Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj (LP)
Jeśli ktoś mnie zna, to wie, a jeśli mnie zna, to właśnie się dowiaduje, że kupuję absolutnie wszystko, co wychodzi spod pióra, długopisu czy klawiatury Mery Spolsky. Nie inaczej było z powyższym albumem, który jest zbiorem kilku tekstów z jej debiutanckiej, wydanej również w 2021 roku książki o tym samym tytule. Mery i NoEchoes, czyli nierozłączny duet literacko-producencki zaaranżowali te teksty w rytmy m.in. trapowe czy reggaetonowe, a to zostało zilustrowane teledyskami, w których można zobaczyć Adama Fidusiewcza czy Macieja Maleńczuka. Wszystko to tylko mały wycinek „szalonego” audiobooka wydanego przez Mery i jej live actu na podstawie książki, którym zakończyła ten rok.

  • WaluśKraksaKryzys – ATAK (LP)
ATAK to jedna z najlepiej przyjętych polskich płyt w tym roku i również mnie samej dawno nie przypadł tak do gustu jakiś polski album. Muzycznie brudny, lirycznie szczery. Inspirowany najróżniejszymi gatunkami muzycznymi, chociaż
sam artysta mówi, że nie jest „muzycznym prymusem”. Nie o obeznanie tu jednak chodzi, a o teksty, do których możemy się odnieść jako młodsze czy starsze pokolenia, jako mieszkańcy mniejszych czy większych ośrodków, obserwatorzy rzeczywistości, ale też rozliczający się ze sobą, o walkę ze swoimi demonami i ogrom uczuć i emocji.

  • LSDXOXO – Dedicated 2 Disrespect (EP)
Jedyna EP w tym zestawieniu, kompilacja house'owa w wydaniu LSDXOXO, czyli niepoprawne, grzeszne słowa (I’ll make the devil f_ck me good to jeden z bardziej safe-for-work tekstów) i równie grzeszne, mocne bity. To kompilacja czterech potężnych, queerowych, hołdujących kulturze vogue i chicagowskim klasykom house z lat 80. utworów, do których chce się przetańczyć całą noc w klubie.

  • Ofelia – Zakochana w bicie (Miranda) (SP)
Zacznę od tego, że uwielbiam nowe wcielenie Ofelii. Chociaż Ofelia, jej album z 2019 roku to kilka bardzo ładnych utworów, to przy Mirandzie możemy zobaczyć, ile potencjału i ile kreatywności w niej jeszcze siedzi. Miranda to pierwsza z ośmiu osobowości, która pojawia się na nadchodzącej płycie tworzonej we współpracy z Kubą Karasiem z The Dumplings. Jest przebojowa, pewna siebie i ogromnie romantyczna i inspirowana latami 80.

  • ŚWIĘTY BASS, UNDADASEA – BURSZTYNOWY FLEX (SP)
Jestem prostą dziewczyną i gdy widzę Undę na singlu, to od razu klikam, by go sprawdzić. Nie inaczej było z BURSZTYNOWYM FLEXEM, do którego skład Miły ATZ i Phunk’Ill, czyli właśnie pomysłodawcy projektu ŚWIĘTY BASS. Od dłuższego już czasu jestem wielką fanką luzu i vibe’u, jaki ma ten skład, a to tylko kolejny przykład, że jest on nie do podrobienia. Nieważne, czy to bit spokojny, letni czy UK garage, Unda wie, jak go wykorzystać i zrobić z niego kolejny imprezowy, pozytywny kawałek.

  • Mery Spolsky - Trapowe Opowiadanie (SP)
O albumie Mery Spolsky pisałam już wyżej, ale Trapowe Opowiadanie zasługuje na osobne miejsce, bo nie zliczę ilości przesłuchań tej piosenki (jak dobrze, że nie odłączyłam się od last.fm!). Utwór wraz z obrazem do niego to kompletne szaleństwo. Mocny bit, kolejne po hot16challenge „rapowe” podejście Mery, a do tego satysfakcja artystki z projektu. Nie ma dla mnie nic milszego niż widzieć swoich ulubionych muzyków rozwijających się dla siebie i w swojej własnej koncepcji, tak więc Trapowe Opowiadanie to chyba moja ulubiona piosenka w tym roku. Poza tym, cytując samą Mery, „najgorzej to jak odbiór jednolity”, a z treścią utworu można się zidentyfikować tak mocno, jak na nią oburzyć.

  • KAMP! - Don’t Make Me Wait (SP)
Wielką przyjemność sprawia mi oglądanie, jak przez lata Kamp! dojrzewają jako zespół. Don’t Make Me Wait to kolejny już utwór, który pokazuje ich świetne producenckie możliwości i to, jak długą drogę przeszli od Breaking a Ghost’s Heart do odsłony setowej. A poza tym jest to piosenka ogromnie wpadająca w ucho, świetnie wchodząca w koncept Kamp! live i osobiście nie mogę się doczekać na kolejne ich koncerty, bo mają na żywo wielką moc.

  • Natalia Szroeder, Ralph Kamiński – Przypływy (SP)
Gdyby ktoś powiedział mi jakiś czas temu, że będę umieszczała w końcoworocznym podsumowaniu muzycznym utwór od tej dwójki, to pewnie bym nie uwierzyła. Ale Pogłos Natalii Szroeder to piękna, szczera płyta, a Przypływy ze swoim eterycznym teledyskiem to prawdopodobnie jedna z bardziej poruszających moje serce piosenek w tym roku. Zarówno Natalia, jak i Ralph, który jest chyba idealną drugą połową tego duetu, wydają się być we właściwym miejscu i czasie, a my znikamy w tę melodię razem z nimi.

_____________________________________

Mateusz Karłowski:

  • Shame - Drunk Tank Pink (LP)
Drunk Tank Pink to mieszanina młodzieńczej energii, niepokoju oraz chaosu. Shame wydaje swój album po 3 latach przerwy, podczas której nie przestają biec przez swoją karierę. Dużo koncertują, grają oraz się rozwijają co w efekcie, daje nam zdecydowanie bardziej przestrzenny album niż poprzedni. Tworzą swój unikatowy surowy styl, który wyrósł na fundamencie post-punkowych brzmień. Nagłe zmiany tempa to coś, co zespół opanował do istnej perfekcji. Krótkie energiczne riffy, chaotyczne brzmienia perkusji oraz zmiany intensywności śpiewu Charlie'go Steen'a jest sumą krążka, który wyraża ogrom różnych emocji za pomocą muzyki. Drunk Tank Pink to dojrzały album młodej grupy, który zdecydowanie przypadł mi do gustu. Mimo to, że Shame nigdy nie było uznawane za lidera post-punkowego gatunku, to dla mnie w 2021 roku zdecydowanie to miano im się należy.
 
  • Błoto - Kwasy i Zasady (LP)
Kwartet Błoto jak to na band jazzowy przystało, spontanicznie wydaje trzeci album, który zdecydowanie nie zawodzi. Chłopaki tworzą album bardzo różnorodny stylistycznie, od klasycznego jazzu aż po nowoczesny hip-hop (mimo to, że utwory są bez wokalu). Jest to album bardzo spójny oraz zaskakujący swoimi dźwiękami. Zanurzenie się w każdy z kawałków przenosi słuchacza w świat piękny i enigmatyczny, z którego ciężko wyjść. W moim przypadku na jednym odsłuchania krążka się nie skończyło, do tego z coraz dłużą korelacją z albumem byłem w stanie wyłapać coraz to dziwniejsze i ciekawsze niuanse. Kwasy i Zasady jest esencją spontaniczności i luzu co plasuje go w moim osobistym rankingu jazzowym albumem nr 1 w 2021 roku.

  • Amyl and the Sniffers - Comfort of Me (LP)
Bunt i energia - tym album Comfort to Me jest wypełniony aż po brzegi. Każdy z utworów eksploduje niesamowitą mocą, która nie pozwala słuchaczowi na chwile wytchnienia. Amyl Talor głośno i charyzmatycznie śpiewa każdą piosenkę co, zachęca do ruszania się i tańca. Jest to oczywisty powrót do pierwotnych idei rock and roll. Amyl zabiera nas w  podróż po swoim umyśle, który jest, pełen sprzeczności, jednak wokalistka sama do tego się przyznaje i stawia odważną tezę, że "wszyscy są hipokrytami". Amyl and the Sniffers to kwartet, który w 2021 roku pokazuje, że są "odjechaną" kapelą oraz że "Punks not dead!".

  • Squid - Bright Green Field (LP)
Bright Green Field od Squid jest moim zdaniem debiutem roku. Chłopaki jak każdy zespół eksperymentalny spróbował stworzyć kompletnie coś nowego. Połączenie improwizacji, perfekcjonizmu i post-punkowych brzmień to wyszukany efekt, jakim jest Bright Green Field. Po każdym kawałku, na każdego słuchacza czeka inny kawałek całkowicie różny jeszcze ciekawszy niż poprzedni. Squid wmurowuje w fotel każdego i pokazuje co, znaczy prawdziwa zabawa muzyką. Dlatego zdecydowanie należy do mojej topki w 2021 roku.

  • Indigo De Souza - Any Shape You Take (LP)
Indigo De Souza to wokalistka, gitarzystka i autorka tekstów, która wydaje swój drugi bardzo osobisty album. Any Shape You Take jest albumem, który wciąga bardzo słuchacza poprzez zapierający dech w piersiach głos wokalistki. Krążek balansuje na granicy indie popu a indie rockiem. De Souza przede wszystkim wytacza swoje armaty pełne różnych emocji. Muzyka jest proporcjonalna do wokalu i słucha się jej bardzo przyjemnie. Ciężko nie wczuć się w ten album kiedy artystka śpiewa z takim zapałem.

_____________________________________

Edgar Hein:

  • MUCHY - SZARORÓŻOWE (LP)
O tym albumie powiedziano już chyba wszystko. Wielki powrót Much, bo chociaż grali cały czas, to chyba nikt nie miał wątpliwości, że notoryczni debiutanci na szczebelkach krajowej alternatywy spadli poniżej należnego im miejsca. Tym albumem wrócili z głośnym tupnięciem. Krążek niezwykle dojrzały, na dodatek wzmocniony wuchtą artystów, którzy odcisnęli na nim znaczące, pozytywne piętno. Brawo!

  • WALUŚKRAKSAKRYZYS – ATAK (LP)
Waluś mimo iż debiutantem nie jest, to jednak ten krążek wielu traktowało jako prawdziwe otwarcie. Nie zawiedli się fani poprzedniego krążka a i nowi wydają się być oczarowani. Punkowa prostota, ciekawe aranże, pomysł na siebie jak twórcę? Tak. Ale przede wszystkim teksty, które trafiają i do studentów, i do czterdziestoletnich (i starszych!) fanów gitary. Ten krążek charakteryzuje się jeszcze jedną cechą- słychać na nim szczerość. A po kolejnych „produktach muzycznych” młodzi po prostu tego potrzebują.

  • SYNDROM PARYSKI – MAŁE POKOJE W DUŻYM MIEŚCIE (LP)
Za każdym razem przecieram oczy ze zdumienia gdy przypominam sobie, że to ich debiut. Poznaniacy robią niesamowite postępy i każde ich kolejne dzieło jest lepsze od poprzednika. Teksty Wojtka są absolutnym majstersztykiem, ale należy docenić jak pięknie wiele post-punkowych nurtów chłopaki mieszają w tym gitarowym gąszczu. Wyczekuję dalszych efektów ich prac bo powiedzieć, że mają szansę na alternatywny top to wręcz wyrazić banalny pewnik.

  • SZYMONMÓWI – COŚ SIĘ ZEPSUŁO (LP)
Szymon to postać dość magiczna. Swoją aurą otacza słuchacza i zabiera w świetny rejs, lekko dekadencki, melancholijny, ale cholernie ważny. Jego muzyka i jej sukces jest kolejnym dowodem na to, że potrzebujemy treści, a nie zwykłego norweskiego. „Grochów” uważam za perłę wśród polskich tekstów zaangażowanych XXI wieku. Ekspresja Szymona jest niezwykle wyrazista, ale dzięki świadomości artysty oraz zręcznej pracy producenckiej Swiernalisa, nie przykrywa całości. Jest ze smakiem. Jest pięknie. Jest idealnie na koniec świata.

  • DEZERTER – KŁAMSTWO TO NOWA PRAWDA (LP)
Jak zawsze miejsca mało, a wydawnictw świetnych cała masa. Ale wybrać trzeba! Stąd nieco z sentymentu, ale przede wszystkim z szacunku do ostatniego krążka wybieram najważniejszy polski punkowy band. Wykonana została świetna robota przez producenta, całość brzmi potężniej niż „Większy zjada mniejszego” czy „Prawo do bycia idiotą”, szczególnie perkusja ma ciekawsze brzmienie. Teksty dawno nie były tak bardzo odnoszące się do otaczającej nas rzeczywistości, walą między oczy z wielką siłą i cieszy, że Dezerter nie stoi z boku a komentuje szara rzeczywistość z właściwą sobie celnością. Kłamstwo to nowa prawda, szanowni Państwo!

_____________________________________

Tymoteusz Powęzowski:

  • Bluszcz - Lasy Prywatne (SP)
Słuchanie tego zespołu zawsze daje mi komfort, ponieważ wiem co dostanę i cieszę się z tego. Bluszcz w warstwie muzycznej kontynuuje swoją drogę, na której ostatnim przystankiem była płyta "Kresz". Tekstowo jednak widzimy zerwanie z nostalgią do lat 90-tych, a dostajemy bardziej współczesną tematykę liryków. Jest to dalej ten sam dobry Bluszcz, dostarczający mi nostalgii do minionych lat, której nawet nie powinienem mieć. Czekam na płytę.

  • Strachy na Lachy - Piekło (LP)
Moje zaskoczenie roku.
Obawiałem się, że Strachy powrócą do mocniejszego grania z "!To" lub zostaną z łagodniejszym podejściem z "Przechodnia o wschodzie". "Piekło" jest faktycznie łagodniejsze, ale dzięki elektronicznym dodatkom, wyróżnia się na tle dyskografii zespołu. Na płycie znajdują się utwory zarówno energiczne (np."Sygnalista"), jak i te bardziej klimatyczne, a wręcz "gęste" jak wieńczący cały album "Zachmurzony w tobie". Jest to pierwsza płyta Strachów, do której regularnie wracam i jeszcze długo będę.

  • Fisz Emade Tworzywo - Ballady i protesty (LP)
Moje pół albumu roku. Nie dlatego, że pół wydawnictwa jest złe, ale dlatego, że druga część tak świetnie do mnie trafia. Pierwsza połowa płyty zawiera świetne utwory, takie jak "Kurz" czy fenomenalne "Za mało czasu". Jednak to na krążku nr 2, znajdują się według mnie najciekawsze piosenki - zakręcone "Paradoksy", będące niemal kroniką ostatnich lat, "Arktyka" jako wyraz niepokoju i cudowne "Dobre wieści" pełniące formę odtrutki na wszechobecny stres i strach. Piękny i ważny utwór. Piękny i ważny album.

  • Luxtorpeda - Elektroluxtorpeda (LP)
Luxtorpeda, jak wielu z nas, wzięła mnie z zaskoczenia pierwszymi dwoma albumami, by potem zgubić  następnymi trzema. W wypadku "Elektroluxtorpedy" zdecydowałem, by jednak wrócić i dać szansę. I był to świetny wybór. Luxtorpeda gra tutaj swoje stare utwory w nowych aranżacjach (lub nawet łączą dwa utwory w jeden ("Rausokrytes")). Działa to bardzo ładnie, odmienione wykonania nadają lekkości tekstom i sprawiają, że płyta jest ciekawą odskocznią od regularnego repertuaru grupy.

  • Voo Voo - Nim stanie się tak [2021] (SP)
35 lat aktywnej działalności na scenie to nie lada wyczyn. Z tej okazji, zespół Voo Voo zdecydował się odświeżyć swój, jak mawia lider, jedyny przebój. Odnowił go w dwóch różnych wersjach: wiosennej i letniej. Prezentują one niejako dwie twarze Voo Voo – wiosenna pokazuje stonowanie, lekki trans i "przydymienie", a letnia to rock'n'roll, który zwykle ukazuje się na scenie pod koniec koncertów. Nie sposób mi też nie zwrócić uwagi na tworzące cały klimat utworów, świetne, nieoczywiste bębny Michała Bryndala i sekcję dętą Mateusza Pospieszalskiego. Wiemy już też, że nie są to ostatnie słowa  od Voo Voo, gdyż nowa płyta jest już w studiu nagraniowym.

_____________________________________

Jakub Wiąz:

  • Kaśka Sochacka – Ciche dni (LP)
Piosenek o miłości powstało już tyle, a jednak wciąż można w tym temacie zaproponować coś nowego. Talent artystki spotkał się z solidnym warsztatem Olka Świerkota dzięki czemu otrzymaliśmy solidnie dopracowany album. Dorzućmy do tego jeszcze plejadę gości i otrzymamy jeden z najważniejszych debiutów tego roku. Obecność na najważniejszych polskich festiwalach oraz wyprzedane koncerty są tego najlepszym dowodem.

  • Różni wykonawcy – I milczeć i śpiewać. Piosenki z wierszy Tadeusza Różewicza. (LP)
Bardzo się cieszę, że polscy artyści co raz częściej zwracają się w kierunku poezji i udowadniają, że te teksty mogą równie silnie oddziaływać z muzyką. Tylko tej jesieni ukazały się płyty grup: Tęskno, Kuby Więcka & Pauliny Przybysz czy Kwartetu Proforma. Na tle tych doskonałych albumów wyróżnia się płyta zawierająca teksty Różewicza zaśpiewane przez najróżniejszych artystów.  Od Bisza aż do Kirszenbaum. Każdy twórca zachował swój własny styl, dzięki czemu ten zbiór jest również piękną wizytówką polskiej sceny muzycznej A.D. 2021. Ten zbiór trzeba poznać.

  • Muchy – Szaroróżowe (LP)
Takie powroty wiążą się z olbrzymim ryzykiem. Od poprzedniego albumu poznańskiej grupy minęła niemalże dekada, a sami muzycy nie byli raczej obecni na polskiej estradzie.
Postanowili wrócić do pierwszego składu, wzbogaconego o dodatkowego członka, i nagrali płytę, która dla wielu będzie stawiana na równi, jak nie wyżej, od legendarnego debiutu grupy.
Szaroróżowe to płyta kompletna i cieszę się, że po takim czasie wreszcie obecna w naszych odtwarzaczach. Wspaniali goście dopełniają swoimi talentami te fantastyczne melodie. Mądrze i przebojowo. Takich albumów potrzebujemy. Mam nadzieję, że na następną płytę nie będziemy musieli czekać tak długo.

  • Royal Blood – Typhoons (LP)
Gdy ukazał się pierwszy singiel promujący trzeci album brytyjskiego duetu, część słuchaczy była mocno zaskoczona. Hard rockowa grupa postanowiła grać bardziej melodyjnie. Dyskotekowe groove’y czy żeńskie chórki to rzeczy nieobecne na poprzednich płytach. Bardzo się cieszę z tej zmiany, bo dla mnie to bardzo dobry rozwój i odcięcie się od wyczerpanej konwencji. Rozwój wokalny Mike’a Kerra jest nie mniej istotny, bo dzięki temu otrzymaliśmy delikatne i subtelne zakończenie energetycznej propozycji.

  • Wolf Alice – Blue Weekend (LP)
Jeżeli mógłbym jakąś jedną tegoroczną płytę obdarzyć miłością to byłby to ten album. Brytyjski kwartet skradł mi niejeden wieczór, a melancholia, która wprost wylewa się z tej płyty jest moim muzycznym odkryciem tego roku. Równie ważne są teksty, które zawsze był mankamentem grupy, natomiast tu są po prostu bezbłędne. Cudowna jest eklektyczność i wszechstronność Brytyjczyków, która biegnie przez indie rocka, po punk aż po, najmocniejsze na tej płycie, wzruszające ballady. Uciekam, bo znów muszę ustawić igłę gramofonu na początek tej płyty.

_____________________________________

Tomasz Ziołek:

  • Turnstile – Glow On (LP)
Turnstile z każdą kolejnym krążkiem pokazują Nam, że nie należy ich ignorować. Ekipa na trzecim krążku nadal czerpie garściami z hardcore/punka lat 90. jednocześnie kontynuując nieco bardziej „alternatywą” drogę, którą obrali przy okazji poprzedniej płyty. Mamy więc zarówno kawałki idealnie pasujące do soundtracku rodem z gier Tony'ego Hawka, ale i gatunkowy miszmasz, czaderskie, power-popowe refreny, psychodeliczne klimaty i energiczne riffy. „Glow On” to moja płyta roku.

  • Squid - Narrator (ft. Martha Skye Murphy) (SP)
Tu z kolei mój ulubiony utwór roku oraz ulubiony z tegorocznych debiutów. Pierwszy krążek kwintetu z Brighton „Bright Green Field” ma w sobie post-punkową energię, częste zwroty narracyjne niczym z jazzowej lub space-rockowej opery, nawiązania do zimnej fali czy krautrocka, anarchistyczny przekaz, szalony wokal pełniącego funkcję perkusisty Olliego Judge'a oraz ogromne nakłady repeat value. Bardzo udana płyta, jeszcze bardziej jeśli uświadomimy sobie, że to debiut.

  • Zdechły Osa – Sprzedałem dupe (LP)
Polski akcent. Drapieżny, buńczuczny, zadziorny. Zdechły Osa na swym debiucie pokazuje, że polski hip hop nie musi być powtarzalny, a małe niedobory skilla można nadgonić fajnym pomysłem przy okazji udowadniając, że „Punk's not dead”. „Zakochałem się w Twojej matce” - singiel promujący wydawnictwo tylko to potwierdza, że aż ciężko uwierzyć, że najlepszą polską, punkową piosenkę
ostatnich lat wykonuje raper.

  • Black Country, New Road – For The First Time (LP)
Mimo nazwy zespołu nie uświadczymy tutaj ani country, ani też czarnej muzyki. Mamy za to nieprzewidywalną, czasami wręcz chaotyczną mieszankę post-punka, post-rocka i art rocka a także folkowej muzyki klezmerskiej, awangardy, math-rocka, nowej fali czy też elementy których nie powstydziłyby się zespoły free jazzowe czy nawet metalowe. Eklektyczna mieszanka, pełna wielowymiarowych i nieoczywistych pomysłów. Prawdziwy powiew świeżości na brytyjskiej scenie.

  • Muchy – Szaroróżowe (LP)
Mimo że czasem brakuje mi zadziorności rodem z pierwszych płyt poznańskiej kapeli, tak muszę przyznać, że najnowsze dzieła bandu również mają swój niezaprzeczalny urok. Słychać i widać, że członkowie zespołu nie są już „notorycznymi debiutantami”, a są w stanie zaserwować nam dojrzały, refleksyjny i momentami wręcz nostalgiczny album. Dużym plusem jest tu plejada gości z Kasią Nosowską czy Belą Komoszyńską na czele. Zdecydowanie najlepsza płyta Much od dawna..

_____________________________________

Witold Regulski:

  • Hania Rani & Dobrawa Czocher – "Inner Symphonies” (LP)
Jedna z płyt, których w 2021 roku słuchałem najczęściej – i to mimo tego, że premierę miała dopiero w połowie października. I nadal „Inner Symphonies” za każdym razem porusza mnie tak samo – niezależnie od tego, czy słucham energicznego „Con Moto”, ambientowego „Whale Song”, czy pięknego, zamykającego płytę „Spring”. Chyba dlatego, że ta godzinna podróż naznaczona na przemian spokojem i wybuchami energii, mrokiem i nadzieją wydaje mi się bardzo „dzisiejsza”.

  • Natalie Bergman – „Mercy” (LP)
Przeżywająca żałobę po śmierci ojca i macochy Natalie Bergman nagrała płytę, którą w gruncie rzeczy możemy zakwalifikować jako chrześcijańską. Niech ta etykietka jednak nikogo nie odstrasza – „Mercy” to album, na którym nawet ateiści znajdą coś dla siebie. Te niespełna 40 minut wypełnione jest słodko-gorzkimi melodiami i religijnymi hymnami, które przywodzą na myśl sunshine pop i psychodeliczny folk lat  60. z elementami gospel, a nawet reggae.

  • Lump – „Animal” (LP)
Czerwcowa premiera „Animal”, drugiej płyty duetu Lump, w Polsce przeszła bez większego echa. A szkoda, bo muzyka, która w całości jest skomponowana, nagrana i wyprodukowana przez Laurę Marling i Mike’a Lindsay’a, jest bardzo dobrą mieszanką retro-popu, rocka, elektroniki i folku. Z pewnością jedna z mocniejszych pozycji w kategorii niedocenianych najlepszych płyt 2021 roku!

  • Cleo Sol – „Mother” (LP)
Miłe zaskoczenie. Słuchałem „Rosein the Dark”, pierwszej płyty Brytyjki, ale do „Mother” podchodziłem bez większego entuzjazmu. Zresztą, odnoszę wrażenie, że sama Cleo Sol większy rozgłos zyskała dzięki udziałowi na (świetnej) płycie Little Simz niż dzięki swojemu albumowi. W każdym razie „Mother” – już po tytule i okładce można się domyślić o czym jest – jest w moim odczuciu płytą pozbawioną słabych punktów. W kategorii bardzo osobistych wydawnictw soulowo-jazzowych w brytyjskim pojedynku z Adele – 1:0 dla Cleo Sol.

  • Durand Jones & the Indications – „Private Space” (LP)
Najgłośniejszym funkowym wydawnictwem ostatnich dwunastu miesięcy z pewnością była płyta „An Evening with Silk Sonic” Bruno Marsa i Andersona .Paaka, zresztą sam świetnie się przy niej bawiłem. Trochę uwagi warto jednak poświęcić też „Private Space”, która ukazała się kilka miesięcy wcześniej. Na poprzednich albumach Durand Jones & the Indications bardziej eksplorowali „klasyczne” soulowe brzmienia sprzed kilku dekad. Tutaj więcej jest tanecznego funku i nu-soulu. Mała rzecz, a cieszy!

_____________________________________

Jakub Budner:

  • Foo Fighters – Medicine at Midnight (LP)
Zespół medyków muzycznych Foo Fighters wydaje receptę na „Lekarstwo o północy”. To skuteczne panaceum na znużenie, doraźne strapienia i kiepski nastrój. Zawarta w nim skoncentrowana dawka radosnych melodii, rockowej brawury oraz pozytywnej energii sprawia, że brzmienie płyty z pewnością poprawi waszą atmosferę (nie tylko o północy) w domu, w pracy czy na imprezie. Medicine at Midnight jest jednym z najweselszych albumów zespołu, na którym rockmani z Davem Grohlem na czele niemalże flirtują z popem. Jest to jednak zrobione na tyle gustownie, że przed odsłuchem nie trzeba konsultować się z lekarzem ani z farmaceutą.

  • Kwartet ProForma – Leonard Cohen, Wiemy kim jest (LP)
W zeszłym roku muzycy odcięci od koncertów zaczęli masowo sięgać po instrumenty akustyczne zalewając nas swoimi utworami w wersji „bez prądu”. W tym roku przyszła moda na wykonywanie cudzych kompozycji. Zbieg okoliczności sprawił, że poznański Kwartet ProForma wstrzelił się w ten trend wydając płytę z piosenkami Leonarda Cohena w polskim przekładzie (choć nagrał ją już trzy lata temu). Nieoczywiste aranżacje i teksty w naszym ojczystym języku dały utworom kanadyjskiego pieśniarza nowe życie, a równocześnie pozwoliły oddać ich niepowtarzalny charakter. Dodatkowym atutem albumu są gościnne występy Kazika Staszewskiego, Titusa, Romana Kostrzewskiego oraz Arkadiusza Jakubika.

  • Gojira – Fortitude (LP)
Francuska formacja już jakiś czas temu wspięła się na szczyt drabiny metalowych twórców, a ich tegoroczny album umacnia ich status potentatów muzyki ciężkiej. Fortitude podtrzymuje kierunek muzyczny, który Gojira obrała dekadę temu. Krążek jest o wiele bardziej zbalansowany i „przystępny” w stosunku do wściekłych i chaotycznych brzmień zespołu z pierwszych płyt. Dźwięk na albumie jest niezwykle przestrzenny. Znajdziemy na nim parę świeżych stylistycznych ucieczek w tym kilka rdzennych (tudzież plemiennych) nawiązań ale nie zabraknie też elementów będących znakiem rozpoznawczym kapeli, takich jak przeciągnięcia kostką po strunie czy łamane tempo.

  • Greta Van Fleet - The Battle at the Garden’s Gate (LP)
Pamiętacie zespół, który jeszcze niedawno wszyscy porównywali do Led Zeppelin? Co jeśli wam powiem, że Greta Van Fleet na trzecim krążku w swoim dorobku odnalazła swoje brzmienie? Co prawda z uwagi na charakterystyczny głos, którym włada Josh Kiszka oraz wykorzystywane przez muzyków instrumentarium, pewnych skojarzeń nie da się uniknąć, jednak nowy album udowadnia niedowiarkom, że chłopaki z Greta Van Fleet chcą i potrafią stworzyć coś oryginalnego i swojego. Stary dobry rock w stylu „vintage” z elementami funku i psychodelii zyskał odświeżoną formę oraz nową twarz.

  • Pretty Reckless - Death By Rock And Roll (LP)
Taylor Momsen nadal żyje! Liderka zespołu sama to przyznaje w refrenie piosenki „25”. Uratowała ją muzyka, która podobnie jak sama wokalistka wyraźnie dojrzała. Przemiana z kontrowersyjnej nastolatki w świadomą artystkę oraz jej trudne przejścia ostatnich lat odcisnęły swój ślad na najnowszym albumie The Pretty Reckless. Buntownicze teksty z pierwszych albumów ustępują miejsca refleksji na temat życia i śmierci. Hard rockowy początek płyty z biegiem czasu spowalnia przechodząc w bardziej stonowane brzmienia aby na sam koniec zwieńczyć płytę motywem country.

____________________________________

Jakub Wasiela: 

  • PRO8L3M – Fight Club (LP)
Rap w tym roku nie próżnował i spośród wszystkich znakomitych albumów trudno było wybrać te, które spodobały mi się najbardziej. Jedna z ważnych dla mnie premier miała miejsce w marcu. Owszem, dużą rolę odegrał mój sentyment, niemniej, nie mógłbym pominąć duetu Oskar i Steez. 'Fight Club' to świetna płyta, a promujący album 'Żar' rozpalił we mnie ogień. Po jego premierze już byłem przekonany o tym, że krążek będzie hitem. Wydawnictwo obecnie ma status platynowej płyty, co potwierdza, jak dobrą robotę wykonał
PRO8L3M.

  • Białas x White 2115 – Diamentowy Las (LP)
W maju dostaliśmy od Białasa i White'a 2115 'Diamentowy Las', który bardzo często gościł na moich słuchawkach przez okres wakacyjny.
Co prawda, ze wszystkich krążków jakie wyszły spod skrzydła Białasa ten przypadł mi chyba najmniej, ale za takie utwory jak “Afera”, “Spacer po lecie” czy “Diamentowy Las” to mogę przymknąć oko na chwilową obniżkę formy. Pozostało nam czekać na szczytny projekt “Murem za Bonusem", chociaż myślę, że po ostatnim singlu z Sokołem, nie mamy się o co martwić.

  • Brain Dead Family – BDF Represent (LP)
26 listopada ukazała kompilacja Brain Dead Family pt. 'BDF Represent'.
Od pierwszego kawałka słychać, z czyim albumem mamy do czynienia. Jest mrocznie, strasznie, ale i prawdziwie. "Sierść" jest wręcz kwintesencją Słonia, a gościnny udział grupy Dope D.O.D. w “Monsterze” idealnie wkomponował się w klimat całej płyty.
Ciekawostka: jakiś czas temu na Instagramie mogliśmy przeczytać, że utwór “Panzerfaust” miał się nie pojawić na krążku, ale tak przypadł on do gustu Brain Dead Family, że rzutem na taśmę postanowiło go umieścić.

  • Rest Dixon37 - WNM3 (LP)
'WNM3' został opublikowany 16 kwietnia, a promowany był takimi utworami jak “Świat nad głową”, “Najlepsze dla mnie” czy “Dzieciaki z ulicy”, które stały się moim ulubionym fragmentem na wydawnictwie, natomiast tak naprawdę cała płyta ma styl, którego nie można odebrać.
Wśród gości m. in. Paluch czy Pezet.
Czekam na kolejne krążki.

  • Sokół - Nic (LP)
Rozwodzę się nad świetnymi płytami, ale wisienkę zostawiłem na koniec. Zaryzykuję stwierdzenie, że była to najlepsza premiera tego roku. 'NIC' jest niesamowite, nie ma tam złej nuty, a każdy znajdzie coś dla siebie.
Wyróżniłbym "52Hz"- łapie za serce, "Jak dorosnę" z Fasolkami to przepiękna kolaboracja, a także utwór "Burza".

Honorowe wyróżnienia: Kękę -“SIARA”, Vixen - “Nove Serce”, Magiera “FEAT.”.

_____________________________________

Jakub Antkowiak:

  • Muchy - Szaroróżowe (LP)
O tej płycie napiszę krótko, warto było czekać te siedem lat, panowie!
Dzięki za piękne dźwięki, za masę wspomnień z tym krążkiem.
Pięknie, że wróciliście. 

  • Oxford Drama - What's the Deal with Time? (LP)
Wrocławianie z Oxford Drama zachwycili mnie singlem 'Not My Friend', który pojawił się na początku 2021 roku i wręcz wydaje mi się, po dziesiątkach odsłuchów, że ta piosenka ma już kilka lat.
Nic bardziej mylnego.
Na albumie możemy usłyszeć echa MGMT, Fleetwood Mac czy Electric Light Orchestra. 
Czekam na koncert w Poznaniu!

  • Pola Chobot & Adam Baran - Trzeba Mi (EP)
Zostajemy we Wrocławiu.
Często używam stwierdzenia, że 'lepszy niedosyt niż przesyt'.
'Trzeba Mi' to pięcioutworowa EPka, która uwodzi swoją zwiewnością, ale też przykuwa uwagę poetyckością słów.
Aż chciałoby się więcej, choć z drugiej strony, ten muzyczny zestaw trafia w 10.
Do posłuchania: 'Fruń'.

  • Heima - Luna (SP)
Temu łódzkiemu kwintetowi kibicuję szczegółnie. Heima to jedna z tych młodych grup, której słucha się z wielką przyjemnością, pomimo skromnego stażu wydawniczego i obecności na scenie.
Luna to przecudny utwór, który na pewno znajdzie się na długogrającym debiucie zespołu na początku '22 roku.

  • Rycerzyki - Zniknij na Zawsze (LP)
Wokal Gosi Zielińskiej teleportuje w baśniowy klimat dzieciństwa, a muzycznie możemy się przenieść do wcześniejszych dekad.
To połączenie dało kolejny album krakowsko-wrocławskich Rycerzyków.
'Trochę Jaśniej' przywodzi na myśl Stereolab, a końcówka 'Ducha' z wokalizami mogłaby trwać w nieskończoność.
Piękna płyta.

  • Czechoslovakia - Jazda (SP)
Rzutem na taśmę dorzucam piosenkę, która była moim wakacyjnym hitem lata '21, lecz z powodzeniem towarzyszyła mi przez pozostałą część roku. Trio z Gdańska i Tczewa wydało album 'A'More', z 'Jazdą' jako singlem.
'Jazda' ma w sobie nastoletnią lekkość, luz i indie rockową energię, co sprawia, że z przyjemnością wracam do tego utworu.

_____________________________________

Dzięki wielkie za uwagę!
Do usłyszenia w 2022!

Redakcja Muzyczna Radia Afera

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK