REJSEL - TESLĄ DO PIEKŁA

O podwodnym remake'u Disneya słów kilka...

KATEGORIA: Kultura

Obsada ,,Małej Syrenki’’ od momentu oficjalnego ogłoszenia wzbudza dyskusje o różnym stopniu natężenia. Zmiana koncepcji nie jest filmom live-action obca, zwłaszcza tym, które wybiegają ze stajni Disneya w pełnym galopie.

     Przed pójściem na seans warto wyzbyć się potrzeby obejrzenia historii napisanej na nowo. Rytm znany z animowanej wersji jest niemal w całości przełożony na to, co dzieje się na kinowym ekranie, ponieważ wiele scen zostało przepisanych w niezmienionej wersji. Nie ma w tym nic złego, zwłaszcza, że tradycyjne wydanie działa również przy takiej opowieści. Niemniej, jeśli już o samej opowieści mowa, zdecydowanie za mało czasu poświęcono podwodnemu królestwu Trytona. Zdecydowana większość sekwencji dziejąca się pośród raf koralowych jest poświęcona utworom śpiewanym przez bohaterów i pozostawia po sobie wrażenie niedosytu. W podobnej sytuacji zostały postawione siostry Ariel, choć w tym przypadku w oryginale również nie dano im zbyt wiele do powiedzenia - poszerzenie uniwersum byłoby ciekawym rozwiązaniem, o ile filmy miałyby pomysł na siebie i nie były sztucznym dopełnieniem.
     Warto powrócić do kwestii związanej z castingiem, ponieważ zarówno Ariel grana przez Halle Bailey, jak i książę Eryk w wykonaniu Jonaha Hauera-Kinga, to bohaterowie w pełni odzwierciedleni przez aktorów. Wchodzą w skórę ikon Disneya z charyzmą, która przebija przez schemat panujący w całym filmie. Ze względu na formę przyjętą przez reżysera jest to nieuniknione, więc tym bardziej należy docenić ich starania, zresztą, w pełni przyjemne dla oka i satysfakcjonujące. Odegranie ,,tego samego’’, co lata temu pokazała bajka, nie jest łatwym zadaniem, ponieważ musieli pokazać coś nowego, coś, co miało ożywić animację.
     Wspomniana wcześniej Bailey udźwignęła brzemię wykonania utworów o niemal kultowym znaczeniu. Krystalicznie czysta barwa osadza postać na właściwym miejscu. W obsadzie znaleźli się również tacy aktorzy jak Daveed Diggs czy Awkwafina, odpowiadający za podłożenie głosów pod kolejno Sebastiana i Scuttle. Na tym polu brawa należą się zwłaszcza Diggsowi - odpowiednia intonacja i brzmienie sprawiły, że krab otrzymał nową osobowość. 
     Spójność fabuły jest jednocześnie zaletą i wadą tego filmu. Historia wzbogacona kilkunastoma nowymi ujęciami spokojnie dąży do finału i pozwala czerpać przyjemność z kontaktu z poznanymi w dzieciństwie postaciami, ale jednocześnie jest przy tym bardzo zachowawcza i wręcz boi się wykroczyć poza ramę bardziej niż to potrzebne. Percepcja zostaje zaburzona przez niektóre sceny nakręcone w studiu, ponieważ przy części jest to aż nadto widoczne. Wiarygodność odbioru traci na znaczeniu i rzuca cień na rozwój akcji, choć na późniejszym etapie gra aktorska rehabilituje te niedogodności.
     Ogromnym plusem filmu są aktorzy. Wbrew wielu opiniom kolor skóry Halle Bailey miał niewielkie znaczenie w kontekście jej występu, bo wydobywa z Ariel to, co w niej najlepsze, przy okazji nieco ją udoskonalając. Niemniej wciąż każda ze scen cierpi na braku ryzyka i nadmiernej poprawności, czy też asekuracyjnym bezpieczeństwie. 

Oliwia Górska

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK