Debiut, o którym jest głośno - recenzja "Przechodząc przez próg, zagwiżdzę"
KATEGORIA: Kultura
Nieczęsto zdarza się, by debiutancka książka znalazła się na krótkiej liście nominowanych do Nagrody Literackiej „Nike”. Chociaż tydzień po ogłoszeniu werdyktu jury wiemy, że Nagroda nie trafi do Wiktorii Bieżuńskiej za powieść „Przechodząc przez próg, zagwiżdżę” (w tym roku „Nike” nagrodzono książkę „Ten się śmieje, kto ma zęby” Zyty Rudzkiej), to jednak jest to pozycja wręcz obowiązkowa dla wszystkich pasjonatów literatury, tym bardziej, iż została zauważona przez jury Nagrody Literackiej Gdynia oraz Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza.
„Przechodząc przez próg, zagwiżdżę” została wydana rok temu przez Wydawnictwo Cyranka, które nie boi się stawiać na debiutantów (warto przypomnieć bardzo dobrze przyjęte przez krytyków, jak i czytelników „Kości, które nosisz w kieszeni” Łukasza Barysa). Książka Bieżuńskiej to opowieść o rodzącej się podmiotowości za pomocą języka i wyobraźni. Dziewięcioletnia bohaterka, pozbawiona imienia, przygląda się światu dorosłych, często brutalnemu i zbudowanemu na pozorach, w którym stara się znaleźć miejsce dla siebie. Dla dorosłych jest wręcz przeźroczysta, nie może liczyć na oznaki czułości ze strony najbliższych, jest świadkiem ich utarczek. Nie należy do siebie, zostaje wplątana w rodzinny dramat koncentrujący się na przeżywającym kryzys małżeństwie rodziców. Znajduje się pomiędzy jedną babcią, która stara się ją wychowywać, a drugą, która żyje przeszłością, zdaje się nie dostrzegać problemów własnego dziecka. Niejednokrotnie dochodzi do konfrontacji pozornie tych samych światów…
Wielką wartością tej książki jest język, którym posługuje się bohaterka. Z niezwykłą precyzją odnotowuje różne szczegóły, dzięki czemu obrazy roztaczające się przed czytelnikiem stają się bardzo plastyczne. Pojawiający się w powieści problem alkoholowy przywodzi mi na myśli równie rewelacyjny debiut Douglasa Stuarta „Shuggie Bain”, lecz akcenty w obu księżach zostają inaczej rozłożone. Warto jednak zauważyć, że współczesna literatura piękna, zarówno w kontekście polskim, jak i ogólnoświatowym, nie obawia się podejmowania trudnych tematów.
Debiut Wiktorii Bieżuńskiej można by odczytywać, co robili już niektórzy krytycy w swoich recenzjach, jako polemikę z modelem polskiej katolickiej rodziny. Bohaterka zostaje podporządkowana określonym normom, jest uczona jaką posturę powinna przyjąć, jakie gesty wykonywać, lecz tak naprawdę nikt jej nie tłumaczy dlaczego. Przyzwolenie na karanie za niewłaściwe zachowanie, to znaczy niewpisujące się w określoną normę, także jest charakterystyczne dla postaci tej książki. Dziewczynka dla bliskich jest niewidoczna, dorośli sami dla siebie stają się przezroczyści, brakuje tu więzi. W tym kontekście niesamowity wydźwięk zyskuje „robienie uczuć”, jak określona zostaje przez jedną z bohaterek ipsacja.
Uwagę zwraca również sam tytuł. Zawarty w nim „próg” można rozumieć na kilka sposobów. Z jednej strony jest on fizyczną granicą, o której dowiadujemy się w opowieści poprzez skrzypiącą podłogę. Przekraczanie progu można również rozumieć jako doświadczenie inicjacyjne, chociażby w odniesieniu do pierwszej komunii świętej, do której przygotowuje się bezimienna bohaterka. Z kolei w ujęciu antropologicznym próg domu rozdziela sferę sacrum i profanum lub, upraszczając, przestrzeń bezpieczną i niebezpieczną. Dom miałby stanowić swego rodzaju azyl przed nieprzewidywalnym, dzikim obszarem zewnętrznym. W powieści Bieżuńskiej ten porządek niejednokrotnie zostaje odwrócony. O dziwo, dziewczynka może liczyć na życzliwość osób ze sfery „zewnętrznej”, dom nie pełni roli bezpiecznego miejsca. Tytułowy „próg” można także rozumieć jako trudną do pokonania przeszkodę, co stwarza przestrzeń dla kolejnych interpretacji…
Istotne jest także samo „gwizdanie”. Ten ostry dźwięk w określonych kontekstach może oznaczać dezaprobatę lub ignorancję, będące swego rodzaju próbą poradzenia sobie z trudną sytuacją. Jednak w kontekście powieści Bieżuńskiej w „gwizdaniu” upatrywałbym właśnie próby tworzenia własnej podmiotowości. Poprzez „gwizdanie” bohaterka może opowiedzieć o świecie swoimi słowami (znaczący jest tu fragment książki, w którym babcia uczy główną bohaterkę gwizdania). Można wtedy też w „przejściu przez próg” upatrywać pewnego życzenia bądź nawet obietnicy, iż uzyskując podmiotowość dziewczynka będzie zauważalna dla innych, a jednocześnie będzie w stanie ocalić siebie, poprzez zdystansowanie się do tego, co „za progiem”.
„Przechodząc przez próg, zagwiżdżę” Wiktorii Bieżuńskiej, choć nie jest obszerną książką, można ją odczytywać na wiele sposobów. Dzieje się tak między innymi dzięki skupieniu na detalach narratorki. Jest to prawdziwa intelektualna uczta, autorka w niebanalny sposób korzysta często z języka mówionego, aby opowiedzieć o czymś, wydawałoby się, zwyczajnym, niepodlegającym refleksji.
Na tak zwanych „skrzydełkach” książki znajduje się krótki, bardzo oszczędny biogram Wiktorii Bieżuńskiej. Kończy się zdaniem „W przyszłości zamierza poszerzyć swój biogram o kolejne fakty”. Na pewno się tak stanie. Warto już teraz zapoznać się z jej debiutancką książką i śledzić kolejne poczynania literackie.
„Przechodząc przez próg, zagwiżdżę” została wydana rok temu przez Wydawnictwo Cyranka, które nie boi się stawiać na debiutantów (warto przypomnieć bardzo dobrze przyjęte przez krytyków, jak i czytelników „Kości, które nosisz w kieszeni” Łukasza Barysa). Książka Bieżuńskiej to opowieść o rodzącej się podmiotowości za pomocą języka i wyobraźni. Dziewięcioletnia bohaterka, pozbawiona imienia, przygląda się światu dorosłych, często brutalnemu i zbudowanemu na pozorach, w którym stara się znaleźć miejsce dla siebie. Dla dorosłych jest wręcz przeźroczysta, nie może liczyć na oznaki czułości ze strony najbliższych, jest świadkiem ich utarczek. Nie należy do siebie, zostaje wplątana w rodzinny dramat koncentrujący się na przeżywającym kryzys małżeństwie rodziców. Znajduje się pomiędzy jedną babcią, która stara się ją wychowywać, a drugą, która żyje przeszłością, zdaje się nie dostrzegać problemów własnego dziecka. Niejednokrotnie dochodzi do konfrontacji pozornie tych samych światów…
Wielką wartością tej książki jest język, którym posługuje się bohaterka. Z niezwykłą precyzją odnotowuje różne szczegóły, dzięki czemu obrazy roztaczające się przed czytelnikiem stają się bardzo plastyczne. Pojawiający się w powieści problem alkoholowy przywodzi mi na myśli równie rewelacyjny debiut Douglasa Stuarta „Shuggie Bain”, lecz akcenty w obu księżach zostają inaczej rozłożone. Warto jednak zauważyć, że współczesna literatura piękna, zarówno w kontekście polskim, jak i ogólnoświatowym, nie obawia się podejmowania trudnych tematów.
Debiut Wiktorii Bieżuńskiej można by odczytywać, co robili już niektórzy krytycy w swoich recenzjach, jako polemikę z modelem polskiej katolickiej rodziny. Bohaterka zostaje podporządkowana określonym normom, jest uczona jaką posturę powinna przyjąć, jakie gesty wykonywać, lecz tak naprawdę nikt jej nie tłumaczy dlaczego. Przyzwolenie na karanie za niewłaściwe zachowanie, to znaczy niewpisujące się w określoną normę, także jest charakterystyczne dla postaci tej książki. Dziewczynka dla bliskich jest niewidoczna, dorośli sami dla siebie stają się przezroczyści, brakuje tu więzi. W tym kontekście niesamowity wydźwięk zyskuje „robienie uczuć”, jak określona zostaje przez jedną z bohaterek ipsacja.
Uwagę zwraca również sam tytuł. Zawarty w nim „próg” można rozumieć na kilka sposobów. Z jednej strony jest on fizyczną granicą, o której dowiadujemy się w opowieści poprzez skrzypiącą podłogę. Przekraczanie progu można również rozumieć jako doświadczenie inicjacyjne, chociażby w odniesieniu do pierwszej komunii świętej, do której przygotowuje się bezimienna bohaterka. Z kolei w ujęciu antropologicznym próg domu rozdziela sferę sacrum i profanum lub, upraszczając, przestrzeń bezpieczną i niebezpieczną. Dom miałby stanowić swego rodzaju azyl przed nieprzewidywalnym, dzikim obszarem zewnętrznym. W powieści Bieżuńskiej ten porządek niejednokrotnie zostaje odwrócony. O dziwo, dziewczynka może liczyć na życzliwość osób ze sfery „zewnętrznej”, dom nie pełni roli bezpiecznego miejsca. Tytułowy „próg” można także rozumieć jako trudną do pokonania przeszkodę, co stwarza przestrzeń dla kolejnych interpretacji…
Istotne jest także samo „gwizdanie”. Ten ostry dźwięk w określonych kontekstach może oznaczać dezaprobatę lub ignorancję, będące swego rodzaju próbą poradzenia sobie z trudną sytuacją. Jednak w kontekście powieści Bieżuńskiej w „gwizdaniu” upatrywałbym właśnie próby tworzenia własnej podmiotowości. Poprzez „gwizdanie” bohaterka może opowiedzieć o świecie swoimi słowami (znaczący jest tu fragment książki, w którym babcia uczy główną bohaterkę gwizdania). Można wtedy też w „przejściu przez próg” upatrywać pewnego życzenia bądź nawet obietnicy, iż uzyskując podmiotowość dziewczynka będzie zauważalna dla innych, a jednocześnie będzie w stanie ocalić siebie, poprzez zdystansowanie się do tego, co „za progiem”.
„Przechodząc przez próg, zagwiżdżę” Wiktorii Bieżuńskiej, choć nie jest obszerną książką, można ją odczytywać na wiele sposobów. Dzieje się tak między innymi dzięki skupieniu na detalach narratorki. Jest to prawdziwa intelektualna uczta, autorka w niebanalny sposób korzysta często z języka mówionego, aby opowiedzieć o czymś, wydawałoby się, zwyczajnym, niepodlegającym refleksji.
Na tak zwanych „skrzydełkach” książki znajduje się krótki, bardzo oszczędny biogram Wiktorii Bieżuńskiej. Kończy się zdaniem „W przyszłości zamierza poszerzyć swój biogram o kolejne fakty”. Na pewno się tak stanie. Warto już teraz zapoznać się z jej debiutancką książką i śledzić kolejne poczynania literackie.
Bartosz Dłubała