Skradziona tożsamość. Polskie dzieci w rękach nazistów
KATEGORIA: Kultura
W ostatnim czasie, dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika, miałam możliwość przeczytać książkę Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol pt. ,,Skradziona tożsamość. Polskie dzieci w rękach nazistów’’. Oczywiście, jak to z tematem drugiej wojny światowej bywa, nie należy on do łatwych, a w szczególności jeśli dotyczy dzieci.
Na wstępie powiem, że autorka nie miała na celu rozliczania się z przeszłością, jak to często ma miejsce w książkach, czy filmach wojennych. Moim zdaniem, celem pisarki było przybliżenie zjawiska germanizacji dzieci oraz opisanie winnych i odpowiedzialnych za bestialskie zbrodnie, których na nich dokonano. Warto przy tym dodać, że nie chodzi tu wyłącznie o przemoc fizyczną, ale też psychiczną.
Zacznijmy od przybliżenia pojęcia Lebensborn, które być może nie wszystkim jest znane, a bardzo istotne, ponieważ od niego zaczął się wielki proceder tworzenia i hodowania tzw. nadludzi.
Lebensborn (z niem. „źródło życia”) to instytucja niemiecka, która oficjalnie funkcjonowała jako opiekuńczo-charytatywne stowarzyszenie w strukturach organizacyjnych SS. Została powołana na mocy rozkazu Heinricha Himmlera w 1936 roku. Celem organizacji było stworzenie idealnych warunków do „odnowienia krwi niemieckiej” i „hodowli nordyckiej rasy nadludzi”, poprzez odpowiednią selekcję kobiet i mężczyzn przeznaczonych do rozmnażania w ramach demograficzno-politycznych założeń nazistowskiej polityki rasowej.
Mechanizmy działania tej instytucji są doskonale opisane w książce i uważam, że słowo hodowla jest tutaj bardzo odpowiednie. Lebensborn, poza organizowaniem idealnych warunków do przedłużania gatunku, obejmowało również tworzenie obozów dla najmłodszych dzieci z Polski, w których stawały się one ofiarami procesu germanizacji. W swojej książce autorka dokładnie, ze wstrząsającymi szczegółami, opisuje proceder porywania dzieci do placówek Lebensborn. Dzieci, które spełniały wymagania III Rzeszy pod kątem psychofizycznym (były poddawane testom) trafiały do niemieckich rodzin. Natomiast te, które nie spodobały się żadnej niemieckiej rodzinie, zostawały w obozach do końca wojny.
Książka Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol to zbiór kilku opowieści. Każda z nich jest niezwykle wzruszająca i każda mogłaby stanowić scenariusz do nakręcenia filmu. Jednak historia, która najbardziej mnie poruszyła, wiąże się z rodziną Witaszków. Pisarka przedstawia losy dwóch córek znanego poznańskiego lekarza, Franciszka Witaszka. Alodia i Daria były tymi dziećmi, które, jak wspomniałam wyżej, miały więcej ,,szczęścia”. Obie dziewczynki, z obozu Lebensborn, trafiły do niemieckich rodzin, zostały rozdzielone i wychowane w niemieckich realiach. Same, już jako dorosłe osoby, wspominają, że miały dwie matki i dwie tożsamości, co przysporzyło im wiele problemów i trudnych, traumatycznych przeżyć. Na tym i na wielu innych przykładach możemy dowiedzieć się, jakie zmiany w dziecięcej psychice może spowodować wojna oraz jak proces germanizacji może zmienić człowieka i pozbawić go prawdziwych korzeni. Niemcy pokazali w sposób „perfekcyjny”, jak można skraść tytułową tożsamość człowieka. Albo podporządkujesz się narzuconym zasadom już od małego, albo będziesz tylko bezużytecznym numerem. Innego wyboru nie ma.
Jako, że uwielbiam wszelakie ekranizacje literatury wojennej, kibicuję mocno autorce, żeby kiedyś ta książka została przeniesiona na ekran. Czytając ją ze łzami w oczach, przypomniałam sobie zdanie wypowiedziane kiedyś przez Abraham Lincolna: ,,Nie ma nic dobrego w wojnie. Z wyjątkiem jej końca”.
Na wstępie powiem, że autorka nie miała na celu rozliczania się z przeszłością, jak to często ma miejsce w książkach, czy filmach wojennych. Moim zdaniem, celem pisarki było przybliżenie zjawiska germanizacji dzieci oraz opisanie winnych i odpowiedzialnych za bestialskie zbrodnie, których na nich dokonano. Warto przy tym dodać, że nie chodzi tu wyłącznie o przemoc fizyczną, ale też psychiczną.
Zacznijmy od przybliżenia pojęcia Lebensborn, które być może nie wszystkim jest znane, a bardzo istotne, ponieważ od niego zaczął się wielki proceder tworzenia i hodowania tzw. nadludzi.
Lebensborn (z niem. „źródło życia”) to instytucja niemiecka, która oficjalnie funkcjonowała jako opiekuńczo-charytatywne stowarzyszenie w strukturach organizacyjnych SS. Została powołana na mocy rozkazu Heinricha Himmlera w 1936 roku. Celem organizacji było stworzenie idealnych warunków do „odnowienia krwi niemieckiej” i „hodowli nordyckiej rasy nadludzi”, poprzez odpowiednią selekcję kobiet i mężczyzn przeznaczonych do rozmnażania w ramach demograficzno-politycznych założeń nazistowskiej polityki rasowej.
Mechanizmy działania tej instytucji są doskonale opisane w książce i uważam, że słowo hodowla jest tutaj bardzo odpowiednie. Lebensborn, poza organizowaniem idealnych warunków do przedłużania gatunku, obejmowało również tworzenie obozów dla najmłodszych dzieci z Polski, w których stawały się one ofiarami procesu germanizacji. W swojej książce autorka dokładnie, ze wstrząsającymi szczegółami, opisuje proceder porywania dzieci do placówek Lebensborn. Dzieci, które spełniały wymagania III Rzeszy pod kątem psychofizycznym (były poddawane testom) trafiały do niemieckich rodzin. Natomiast te, które nie spodobały się żadnej niemieckiej rodzinie, zostawały w obozach do końca wojny.
Książka Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol to zbiór kilku opowieści. Każda z nich jest niezwykle wzruszająca i każda mogłaby stanowić scenariusz do nakręcenia filmu. Jednak historia, która najbardziej mnie poruszyła, wiąże się z rodziną Witaszków. Pisarka przedstawia losy dwóch córek znanego poznańskiego lekarza, Franciszka Witaszka. Alodia i Daria były tymi dziećmi, które, jak wspomniałam wyżej, miały więcej ,,szczęścia”. Obie dziewczynki, z obozu Lebensborn, trafiły do niemieckich rodzin, zostały rozdzielone i wychowane w niemieckich realiach. Same, już jako dorosłe osoby, wspominają, że miały dwie matki i dwie tożsamości, co przysporzyło im wiele problemów i trudnych, traumatycznych przeżyć. Na tym i na wielu innych przykładach możemy dowiedzieć się, jakie zmiany w dziecięcej psychice może spowodować wojna oraz jak proces germanizacji może zmienić człowieka i pozbawić go prawdziwych korzeni. Niemcy pokazali w sposób „perfekcyjny”, jak można skraść tytułową tożsamość człowieka. Albo podporządkujesz się narzuconym zasadom już od małego, albo będziesz tylko bezużytecznym numerem. Innego wyboru nie ma.
Jako, że uwielbiam wszelakie ekranizacje literatury wojennej, kibicuję mocno autorce, żeby kiedyś ta książka została przeniesiona na ekran. Czytając ją ze łzami w oczach, przypomniałam sobie zdanie wypowiedziane kiedyś przez Abraham Lincolna: ,,Nie ma nic dobrego w wojnie. Z wyjątkiem jej końca”.
Olena Piotrowska