GORILLAZ - DARE

Podsumowanie muzyczne '23 - część 2

KATEGORIA: Muzyka

Natalia Skreczko

Alfa Mist – Variables (LP)
Fanom mieszkanki rapu, trip hopowych beatów i jazzowej instrumentalizacji polecam album „Variables” Alfy Mista. Wydany w kwietniu 2023, pełen ciepłych, łagodnych brzmień oraz zapadających w pamięć wokali, w tym również Alfy Mista (w utworach „Borderline” i „4th Feb (Stay Awake)”. Jak twierdzi sam artysta, praca nad tym albumem była dla niego jednocześnie formą terapii i rozprawienia się z własnymi lękami i traumami. Rzeczywiście, nawet utwory instrumentalne z albumu „Variables” przenoszą słuchacza w świat głębokich przeżyć i naprawdę intensywnych, szybkich i zmiennych emocji. 

Paramore – Re: This is why (LP)
Znana amerykańska grupa rockowa Paramore w tym roku powróciła, zaskakując nieco niektórymi pozycjami na swoim nowym albumie stworzonym przy współpracy z niemałą grupą różnorodnych artystów i kompozytorów. Utwory krążą między stylistyką elektroniczno-funkową, indie-rockową i klubową. Taki zabieg dał w efekcie nowocześnie i ciekawie brzmiący krążek, choć wokalistka Hayley Williams zdradziła w jednym z wywiadów, że główna inspiracją przy powstawaniu płyty była muzyka starsza niż daty urodzenia członków zespołu.

Babe Rainbow – Mushroom (EP)
Nowe wydanie od Babe Rainbow to ciekawy album krótkogrający. Chociaż utwór rozpoczynający płytę zatytuowany został „Bad Day”, całość jest raczej receptą na dobry nastrój niż na zły albo na zmienienie dnia ze złego na dobry. Australijska grupa, znana z brzmień przypominających psychodelicznego rocka z lat sześćdziesiątych, tym razem wysyła słuchaczy w świat radosnych energii, pozytywnych myśli i uczucia szczęścia. „Mushroom” to właśnie to, czego chciałoby się posłuchać w wakacyjnej podróży do ciepłych krajów lub po doskonale spędzonym i słonecznym dniu.  

Vaiko Eplik – Klišeed (LP)
Znany estoński piosenkarz Vaiko Eplik powrócił w tym roku po kilku latach przerwy. Wydanie z 2023 roku nie odbiega daleko brzmieniem od pozostałych albumów artysty (jak na przykład szeroko znana w Estonii płyta „Nelgid”). To mieszanka gitarowych dźwięków połączonych z delikatnym, ale głębokim wokalem artysty. Vaiko Eplik sam komponuje utwory i pisze teksty ogromnej większości wykonywanych przez siebie piosenek, i tak jest również w przypadku tej płyty. Co można wyraźnie poznać po przesłuchaniu utworów, mocną inspiracją dla artysty była brazylijska bossa nova. Niektóre utwory brzmią niczym oryginalna bossa nova z lat 60 ubiegłego wieku, tylko że tym razem po estońsku!

Oscar Zia – Heartbreakmiljonär (LP)
Ostatnia propozycja ode mnie to najnowszy album „Heartbreakmiljonär” szwedzkiego piosenkarza Oscara Zia. To już nieco bardziej klubowe rytmy. Pośród pozytywnych melodii i tekstów (w języku szwedzkim) zachęcających do tańca znajduje się również kilka utworów o bardziej nostalgicznych tekstach, na przykład o problemach uzaleznień czy, jak wskazuje tytuł albumu, o nieszczęśliwej miłości i złamanym sercu. Cała płyta sprawdzi się idealnie do sluchania podczas nocnej jazdy samochodem albo w domu, aby wdrożyć się w odpowiedni nastrój tuż przed weekendowym wyjściem na miasto.

Aleksandra Sobańska

Foo Fighters - But Here We Are (LP)
Próba radzenia sobie ze stratą bliskich osób jest przez Dave’a Grohla po raz kolejny przekuta w naprawdę niezły album. Śmierć Taylora Hawkingsa (byłego perkusisty Foo Fighters) oraz jego matki skłoniły go najwyraźniej do ponownych refleksji nad kruchością i nieprzewidywalnością życia, co w połączeniu z klasycznym, alt-rockowym brzmieniem daje utwory przypominające brzmieniem ich debiut z 95’. Płyta (choć niewątpliwie trudna i z dużym bagażem emocjonalnym) jest szalenie chwytliwa i żywa, co powoduje że słowa którymi się zaczyna - “it came in a flash, it came out of nowhere” zapętlają się w głowie na długie godziny.
Ulubione utwory: „Beyond me”, „The Teacher”, “Hearing Voices”

Fall Out Boy - So Much (For) Stardust (LP)
Słuchając nowego krążka zespołu znowu mogłam się poczuć jak 10 lat temu, gdy z natapirowaną (na tyle lekko, żeby mama się nie czepiała) grzywką, zasłaniającą mi pół oka z zapartym tchem śledziłam teledyski swoich ulubionych emo i pop-punkowych artystów.
Pomimo nostalgicznego przez większość czasu brzmienia rodem z lat 00’, Fall Out Boy wyraźnie bawią się formą i świetne im to wychodzi, co można usłyszeć w utworze „Hold Me Like A Grudge", który rozkręca się w stylu retro disco funk, czy "I Am My Own Muse" gdzie można wysłyszeć niemal całą orkiestrę. „The Pink Seashell” natomiast jest minutowym
przemówieniem Ethana Hawke'a z filmu „Reality Bites”. Profesjonalnie opakowana nostalgia ze świeżym twistem.
Ulubione utwory: „Heartbreak Feels So Good”, „I Am My Own Muse”

Lovejoy - Wake Up & It’s Over (LP)
Trzecia EPka brytyjskiego zespołu z Williamem Goldem (znanym ze swoich satyrycznych utworów pod pseudonimem Wilbur Soot) na czele, już od pierwszych dźwięków zapowiada się dobrze. Minialbum jest pełen energicznego indie rocka, który napędza do działania i choć mogłabym przyczepić się do niezbyt udanego miksu, który dziwnie spłaszcza brzmienie w niektórych fragmentach, najnowszy twór Lovejoy uznaje za ich najlepszy album i nie mogę się doczekać pełnowymiarowego albumu.
Ulubione utwory: „Portrait of a Blank Slate”, „Warsaw”

Łona, Konieczny, Krupa - TAXI (LP)
Choć zwykle unikam szeroko pojętego hip-hopu ze względu na moje uwielbienie do (potraktowanej niestety w rapie po macoszemu) warstwy muzycznej utworu, nowy krążek Łony jest moim największym odkryciem roku. „TAXI” (jak sama nazwa wskazuje) to barwna opowieść o świecie oczyma taryfiarza. Moim skromnym zdaniem, efekt przesiedzianych w taksówce godzin (zarówno na fotelu pasażera jak i za kierownica) jest dużo bardziej niż zadowalający.
Ulubione utwory: „10 PYTAŃ”, „PAN DAREK”, „ŻEBY NIE SKŁAMAĆ”

Michael Haze, saburrakap - ROZKOPANE (singiel)
Moje tegoroczne TOP5 zamyka kawałek, którego słuchałam za każdym razem, gdy wielce zirytowana próbowałam przedrzeć się przez centrum. Absolutnie i w każdym calu utożsamiam się z twórca tekstu, a na język wciąż nasuwają mi się wyłącznie przekleństwa, kiedy przypomnę sobie jak kluczyłam przez rozkopany Poznań, niejednokrotnie gubiąc się w wąskich uliczkach. Wg Spotify katowałam ten niechlubny „hymn rozgoryczonych Poznaniaków” we wrześniu aż 79 razy, co zdecydowanie powinno dawać do myślenia.

Julia Szymańska

Hozier – Unreal Earth (LP)
Powiem tak: nigdy nie lubiłam Hoziera, a po przesłuchaniu tego albumu go uwielbiam i czekam z niecierpliwością, aż przyjedzie do Polski, żebym mogła śpiewać jego piosenki i płakać. Na tym krążku nie ma złego utworu! Każdy z nich jest bardzo nastrojowy i chwytliwy; razem tworzą spójną całość, która sprzyja refleksji. Jestem pewna, że będę słuchać „Unreal Earth” jeszcze przez wiele lat.

Mery Spolsky – Erotik Era (LP)
Klubowy bit i świetne teksty -  połączenie idealne! Motywem przewodnim na najnowszym albumie od Mery są miłość i erotyka podane na różne sposoby. To zdecydowanie najmocniejsza płyta w jej dyskografii, zarówno pod względem muzycznym, jak i tekstowym. Jeśli odstraszy Was bit (a może tak się zdarzyć, jeśli nie lubicie lekkiej łupanki), to teksty Was na pewno przyciągną!

Evgen Filatov – Як звучить світ. Україна (EP)
Na tej epce znajduje się pięć utworów – cztery z nich zawierają nagrania z ukraińskich miast (Kijów, Czernichów, Lwów, Odessa), a jeden jest inspirowany Ukraińskimi Karpatami. Evgen Filatow wybrał się do tych miejsc i nagrał dźwięki, które w nich rozbrzmiewały. Następnie dodał do nich akcenty muzyczne i stworzył pięć elektronicznych pejzaży. Bardzo polecam tę epkę – można przenieść się za wschodnią granicę i poczuć tętniące tam życie.

TANKATAKA - Миколаїв (singiel)
W tym utworze doskonale czuć nostalgię i tęsknotę za normalnością. Artystka pochodzi z ogarniętego wojną Mikołajowa – ten utwór to poruszająca pocztówka z miasta, które musi zmagać się z trudną rzeczywistością. Zrobił na mnie ogromne wrażenie.

Charlotte de Witte - Reflection (EP)
Jeśli lubicie techno, na pewno znacie Charlotte de Witte. Jeśli nie, lećcie nadrabiać zaległości. Ta epka to kawał dobrego techno. Wpadniecie w trans i już nie wrócicie, gwarantuję.

Marika Bocewicz

Fismoll – Pomiędzy (LP)
W świecie bogatym w mnogość artystów i albumów dostępnych „od ręki (ucha)”, człowiek jest przebodźcowany ilością nowości w każdej stylistyce muzycznej. I tutaj mamy oczekiwany oddech. Nareszcie, oddech od wszystkiego. 
„Pomiędzy”. Organiczne dźwięki, lekkość melodii i poezja znanego z dojmującej i nienachalnej wrażliwości muzycznej Fismolla. „Odpływanie w kołysaniu” to cytat z utworu otwierającego (pt.„Jasno”), który idealnie opisuje album pełen przemyślanych, intymnych kompozycji. Melodyjne wokale, ukazane w przeróżnych kombinacjach harmonie oraz ważenie każdego słowa, współgrają z warstwą instrumentalną. Artysta, muzyk, multiinstrumentalista i tekściarz wzniósł się na wyżyny każdej z tych części składowych tworzenia sztuki. 
Ulubionym, topowym dla mnie utworem będzie „Kokarda”. Piękne harmonie, w tle klimatyczna wiolonczela. Tekst z pozoru „jedynie” miłosny, ale jak wgryźć się głębiej, to opis rzeczywistości, w której musimy się odnaleźć. Wszechświat przyspiesza, kariera dominuje, oddalając nas od siebie. Jak znaleźć to miejsce i czas na wspólne przeżywanie?
„Na Polanie” to przepływ. „Zmoknięci” odznacza się buntowniczym, ciężkim basem imitującym burzę z opadami deszczu i bardzo ujmuje melodyjnym refrenem, dotykając połączenia i wspólnoty.
„Pomiędzy” reprezentuje uczucie melancholii, ale nie takiej, która wpędza nas w najgłębsze pokłady smutku, a takiej która zostawia przestrzeń na nadzieję, że będzie lepiej. Wiele jest pytań refleksyjnych, opisu aktualnego stanu emocjonalnego społeczeństwa. Poznański muzyk daje do myślenia i chce nakierować słuchacza na wejście w siebie, na chwilę, zatrzymanie, towarzysząc mu w przeżywaniu. 
Czasy w których żyjemy, są podobno najbardziej nasączone samotnością i izolacją. Ten album pozwoli to przeżyć, przetworzyć, zaakceptować i otworzyć na to, że tak być nie musi.

Swiernalis – Stoicki Niepokój (LP)
Swiernalis znany z tworzenia dusznych od oparów z wylanych łez w saunie kompozycji (;) przedstawił album wart wielokrotnego „poświęcenia” 44 minut i 11 sekund. Artysta, poeta łączy głębię niebanalnych tekstów i metafor z przystępnością całości. 
Album eklektyczny, ale… spójny. Paradoks? Nie.
„0048”. Skupiając się na tematyce i formie przekazu, na spokojnie można ustawić go na półce obok „Nie pytaj o Polskę” Grzegorza Ciechowskiego. „…bo ja Cię kocham pomimo, a nie za”. Komentarz polityczny, którego obawia się wielu twórców, ubrany w bezpretensjonalny protest, dotyka wewnętrznej potrzeby przynależności.
„Part Time Filozof”. Kojarzy mi się z Matrixem. Instrumentalnie/wokalnie agresywnie. Dużo synthów, przesterowanych gitar wirujących z prawego do lewego kanału, podkreślających chaos świata, o którym opowiada przetworzonym elektronicznie głosem Swiernalis, a także jego gość Sheppord. Nie ma kompromisu, jest poetycko-wulgarna frustracja. 
„Pył” mój faworyt. Kolejna, wyjątkowa kolaboracja. Tym razem z wokalistką Jagodą Kret o głosie nad wyraz przesiąkniętym emocjami. „Bo tylko głupcy handlują tym, czego tak wstydzisz się ode mnie brać!”. Przejmujący tekst miłosny w roztropnej metaforze uzależnienia od… substancji chemicznej? bo przecież od fenyloetyloaminy można się uzależnić. Tak samo jak od tego utworu. 
„Bunt”, „smutek”, „miłość”, „samotność”, „eksperyment” to pierwsze słowa, które przychodzą mi na myśl, ale nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać. Opowieści jest wiele, są romantyczne, są gorzkie jak syrop na kaszel, który chce się pić za każdym razem, by wypędzić wirusa z organizmu. Swiernalis jest niezależnym twórcą, uzewnętrzniającym trzewia i nieoglądającym się na aktualne trendy, czy przekonania większości. Zatem słuchając go, można poczuć się „wyjątkowym”.

Mahjong – Blackbird (LP)
Nie jest zaskoczeniem, że Polacy często niechętnie słuchają polskich artystów/artystek śpiewających po angielsku. Dlatego właśnie chciałabym zwrócić uwagę na ten album. 
W „Blackbird” delikatność, eteryczność, wysoka wrażliwość i melancholia głosu Mahjong splata się z równie emocjonalną, ciężkolekką warstwą instrumentalną oraz emocjonującym storytellingiem. Słuchając tego albumu widzę obrazy z filmów. Samotny bohater podróżujący w deszczu bez wyznaczonego celu.
Wyodrębnienie ulubionej kompozycji nie należy do najprostszych. Ten album powinno się słuchać bez przerw, jako jeden utwór, historię zagubionej, wrażliwej duszy w przytłaczającym świecie. Aby jednak nakreślić wartość albumu skupię się na dwóch pozycjach. Moją uwagę przykuło „Linden”, a konkretnie wchodzące pod skórę wokalizy w refrenie współgrające z minimalistycznym pianinem. Zapadającym mocno w pamięć jest również tytułowy „Blackbird”, wyróżniający się zapleczem instrumentalnym zaproszonych do projektu muzyków. Dynamika tego utworu jest zaskakująca, subtelność wyeksponowana żywą perkusją i przestrzennymi gitarami. Refren prowadzi do najgłębszych zakamarków jestestwa. 
Trudno jest opisać piękno i intymność tego albumu. Odczucia podczas słuchania są nienazywalne. Dlatego na tym poprzestanę.

Marta Nowakowska

Piotr Jagielski – Grunge. Bękarty z Seattle (książka)
Piotr Jagielski, który na swoim koncie ma już książki takie jak Święta tradycja, własny głos. Opowieści o amerykańskim jazzie, w 2024 roku opowiedział nam o scenie muzycznej z Seattle na przełomie lat 80. i 90. Epoka, która kojarzy się nam jednoznacznie z flanelowymi koszulami i Kurtem Cobainem, ma w sobie jednak coś więcej, niż wielkie hity Nirvany i Pearl Jam, czy styl, który w końcu podbił amerykańskie wydania Vogue i pokazy Marca Jacobsa – muzyków, dla których najważniejsza jest pasja i serce, które wkładają w tworzenie. Jagielski porusza więc nie tylko losy zespołów, które przejęły mainstream, ale i tych, które są legendami podziemia i o których nie powinno się zapominać, jak Mudhoney, czy Screaming Trees.

Britney Spears – The Woman In Me (książka)
Losy Britney Spears, księżniczki popu, śledziliśmy z zapartym tchem przez lata. Widzieliśmy ją na szczytach list przebojów i walczącą o zdrowie psychiczne, która to walka dokumentowana była przez media zbyt dokładnie. W The Woman In Me Spears opowiada historię, która do nas docierała, ale której nie znaliśmy – kobiety, która ponad wszystko chce być wolna i wyzwolona. Chociaż nie jest to książka wybitna literacko, jest to niezwykle ważna pozycja dla dyskusji o tym, jak paparazzi i tabloidy traktują popularne osoby.

Beyoncé – Renaissance World Tour (wydarzenie)
Druga najlepiej zarabiająca trasa koncertowa wśród kobiet, a ósma w historii. Film dokumentalny, który zebrał w kinach rzesze fanów. Latające srebrne konie, diamenty, cekiny, brokat, ubrania zaprojektowane przez Loewe czy Balmain i biżuteria od Tiffany. Hołd dla społeczności queerowej, dla kultury ballroomowej, dla Donny Summer i Grace Jones. Areny wypełnione ludźmi i odwiedzane przez Kris Jenner, Pharrella Williamsa, Jeffa Bezosa, czy Paula McCartneya. Ekstrawagancja na Renaissance World Tour to słowo-klucz i zarówno publiczność, jak i gwiazda wieczoru tego klucza pilnowali. Ta trasa to kilka godzin dopracowanego w każdym szczególe show, w którym wszystko musi się zgadzać – nie jest tajemnicą, że Beyoncé to perfekcjonistka w każdym calu. Jeśli nie byłam jeszcze przekonana, że Queen B robi najlepsze koncerty w popie, to w maju 2023 doświadczyłam tej wielkości na własne oczy i uszy (i na własnej skórze, bo dreszcze przechodziły mnie często).

Kamp! - 360° ENDLESS PARTY (wydarzenie)
Czy na naszych bingo cards z 2023 było miejsce na rozpad Kamp!? Na mojej z pewnością nie, a jednak początek zeszłego roku przywitał nas tą właśnie informacją. Od tej pory zespół zapewnił nas, że nie potrzebuje pożegnań (we don’t need goodbyes – głosiła jedna z wizualizacji podczas koncertu na NextFest) i że kończy karierę, by rozpocząć nowe, ekscytujące etapy w swoim życiu (czego posłuchać można np. w odcinku podcastu Muddy Buddy Hour, który prowadzi MENT). Zanim jednak zostaną nam tylko wspomnienia i piosenki do odsłuchania – mamy jeszcze trochę czasu, by zabawić się na ENDLESS PARTY, ostatniej trasie, w którą wyruszył zespół. Ponad dwie godziny tańca do tych bardziej i tych trochę mniej znanych utworów Kamp!, scena otoczona fanami i momenty okraszone nostalgią, ale też radością.

Blur – The Ballad of Darren (album)

Chociaż The Ballad of Darren nie jest najczęściej słuchanym przeze mnie albumem, to zdecydowałam się wspomnieć właśnie o nim. Między The Magic Whip, a dziewiątym już krążkiem legend britpopu minęło osiem lat. Panowie z Blur mieli przez te lata ręce pełne roboty – solowe albumy, soundtracki do seriali, czy inne muzyczne projekty, a jednak wrócili, z albumem dojrzałym, pełnym szczerości, intymności, emocji, zawieszonym między tak dobrze nam znanym brzmieniem z lat 90. a brzmieniem współczesnym.

Kuba Antkowiak

NextFest (wydarzenie)
Umarł król, niech żyje król.
Spring Breaka nie ma, ale godnie go zastąpił NextFest.
Ogrom wydarzeń, koncertów, spotkanie ludzi z branży muzycznej i to wszystko w Poznaniu.
Pięknie wspominam m. in. Kamp! (przekrojowe, dwugodzinne show!), Pure Bedlam (kameralnie, mocno i melancholijnie Pod Minogą) i Feral Atom ze wsparciem Kryowake'a.
Magiczne trzy dni w stolicy Wielkopolski.

Kryowake - Falling into You (feat. Feral Atom) (singiel)
Nie bez powodu wspomniałem o Oli Beręsewicz, czyli Feral Atom.
Razem z Jędrzejem Kołeckim (Kryowake) stworzyli mój ulubiony singiel '23.
Eteryczny, przestrzenny, piękny dream popowy kryształ.
Podczas NextFestu wybrzmiał z jeszcze większą mocą, dorzucając nieco więcej przesterów w refrenie.
Trafione w punkt.

Juno Willo - Honey Dripping (singiel)
Odkrycie z samej końcówki roku, choć sam utwór pojawił się na początku września i przyszedł prosto z Wrocławia.
Obecnie odchodzi się od tego stwierdzenia, ale 'Honey Dripping' brzmi niepolsko.
Leniwe indie rockowe, nieco psychodeliczne brzmienia kojarzące się z letnimi wakacjami, np. nad morzem.
Jak debiutować, to od razu z wysokiego C.
Aneta, gratuluję!

oysterboy - Oda do Morrisseya (singiel)
Piotrek Kołodyński nie zawiódł i stworzył piękną płytę 'Ody do Letnich Dni', a niej singiel 'Oda do Morrisseya'.
Słychać w niej lekkie echa 'Some Girls are Bigger than Others' od klasycznego manchesterskiego indie rockowego kwartetu.
Nogi same rwą się do tańca, utwór płynie żywym strumieniem i aż żal, że jest zbyt krótki, bo przydałby mu się jeszcze refren.
Z drugiej strony, lepszy niedosyt, niż przesyt, choć muzyki Piotrka nigdy za mało.

Comepass - Rapture (singiel)
Na koniec zostajemy w Poznaniu.
Pamiętam, że w '20 usłyszałem o tej grupie.
Cztery lata później, na początku '24 jestem ich fanem, a singiel 'Rapture' przywołuje echa grup takich jak Katatonia, Anathema, Riverside, Votum, czego nieco brakuje na polskiej scenie progresywnego/alternatywnego metalu.
Panowie trafili w złoty środek między ciężarem (refren), a melodyjnością i łagodnością (zwrotki, wokal).

Dzięki za uwagę!
Życzymy pięknych muzycznych wrażeń w '24!

Redakcja Muzyczna Radia Afera

Część 1: LINK

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK