Ponadprzeciętne stężenie metalu w Gdańskiej Stoczni - bez obaw, chodzi o Mystic Festival 2024
KATEGORIA: Muzyka
Festiwal w wyjątkowej industrialnej oprawie Gdańskiej Stoczni, wśród stalowych żurawi, ognistej pirotechniki, potężnego nagłośnienia i przede wszystkim wielotysięcznej publiczności całej na czaro (a przynajmniej w przeważającej większości).
Początek czerwca to już coroczne wielkie święto dla fanów ciężkiego grania i okazja, by zobaczyć na żywo wielkie międzynarodowe gwiazdy, starych wyjadaczy, ale też pomniejszych i dopiero wybijających się artystów ze świata rocka i metalu. Wśród największych zespołów, które zagrały podczas tegorocznej edycji Mystic’a (5-8.06.2024) były: Machine Head, Megadeth, Bring Me The Horison, Bruce Dickinson, Paradise Lost, Enter Shikari czy Satyricon. Organizacja tak wielkiej imprezy to nie lada wyzwanie, a mimo to organizatorzy stanęli na wysokości zadania i w tym roku dopięli wszystko na ostatni guzik.
Program czterech festiwalowych dni wypełniony był po same brzegi, a dźwięki dobiegające z pięciu festiwalowych scen pozwoliły zaspokoić nawet najbardziej wygłodniałe muzyki uszy. Mnogość artystów oraz przekrój stylistyczny od klasycznego rocka i metalu, przez ich bardziej elektroniczne czy core’owe odmiany, aż po najbardziej ekstremalne gatunki black i death metalu gwarantowały to, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Zresztą, nawet odpoczywając chwilowo od scenicznych wyczynów, było na tyle dużo przestrzeni, żeby zakosztować bardziej „społecznej” części festiwalu. Pokazy filmów, prelekcje, sesje z autografami, wystawa zinów czy bogata oferta gastronomiczna z pewnością nie pozwoliła uczestnikom się nudzić.
W porównaniu z zeszłoroczną edycją pojawiło się kilka nowości. Druga pod względem wielkości scena parkowa zyskała kształt hangaru (pół-walca). Ponadto, została otwarta już podczas pierwszego dnia „rozgrzewki” (warm up day), przez to line up był jeszcze bogatszy. Za sceną powstała strefa Chill out’u, gdzie przeniesiono stoiska handlowe i organizacji pozarządowych. Zorganizowano tam również dodatkowe miejsca, gdzie można było zjeść, wypić i odpocząć leżakując. Pasaż handlowy ustawiono pod dachami dużych namiotów, co jak sądzę okazało się zbawienne dla wystawców, bo pogoda w tym roku momentami potrafiła być kapryśna. Dodatkowo, ponad głowami publiczności zarówno głównej jak i parkowej sceny latały drony, które transmitowały obraz z koncertów na festiwalowe telebimy.
Najbardziej wciągające show tegorocznej edycji (w moim przekonaniu) zaliczył zespół Machine Head. Dzięki swojej charyzmie, muzycznej energii, a także płomiennej oprawie scenicznej. Amerykanie ze swoim groove metalem pożarli widownię żywcem. Równie dobry, niezwykle klimatyczny, a momentami nawet niepokojący występ dał szwajcarski Zeal & Ardor. Przeplatanie black metalowych elementów z dark blues’em a nawet soulem w ich spirytualistycznym wydaniu dało iście hipnotyzujący rezultat. Prawdziwie potężnego thrashowego łupniaka zaserwował natomiast niemiecki Kreator. Solidny metalowy wycisk, techniczna precyzja i jeszcze do tego mroczna oprawa wizualna złożyły się na mocarne widowisko.
O to, który koncert był najlepszy, można by się długo spierać (wystarczy spojrzeć na komentarze na FB). Ja do fenomenalnych zaliczyłbym też występy: Insomnium, Lord of the Lost, Leprous, Kerrego Kinga czy Fear Factory. Natomiast wśród festiwalowych odkryć wymieniłbym zespół Black Gold, który przedstawił całkiem świeżą odsłonę rapcore’u, Evil Invaders, który swoim występem niczym wehikułem czasu przeniósł publikę prosto w erę metalu lat 80-tych oraz Villagers of Ioannina City. Ci z kolei wciągnęli słuchaczy w psychodeliczno-stonerowo-folkowy muzyczny wir. Niestety przez słabe nagłośnienie i spóźnienie największy zawód sprawił najbardziej wyczekiwany przeze mnie Paradise Lost, który wypadł bardzo blado na dużej scenie. O wiele lepiej zaprezentował się Accept, grający tuż po nich na scenie parkowej. Zgromadzili ogromną rzeszę widzów, więc tym bardziej dziwi czemu nie zagrali na głównej.
Pomimo obecności dziesiątek tysięcy uczestników, obsługa festiwalowa działała bardzo sprawnie. Odpowiednia ilość personelu i stoisk gwarantowała, że całkiem szybko i bez ciągnących się kolejek można było wymienić bilet na opaskę, dostać się na teren festiwalu, skorzystać z usług gastronomicznych czy sanitarnych. Tłum dawał się we znaki jedynie podczas migracji między większymi scenami po występach dużych gwiazd lub w trakcie niektórych koncertów na mniejszych scenach. Możliwe, że festiwal zaczyna powoli wyrastać z industrialnej infrastruktury klubu B90 działającego na terenie Stoczni Gdańskiej. Nie zmienia to jednak faktu, że atmosfera była niezmiernie przyjazna, a sam festiwal bezpieczny i czysty (mimo groźnego, tudzież mrocznego anturażu charakterystycznego dla metalu jako gatunku i stereotypowej łatki przyczepionej jego fanom).
Podsumowując, Festiwal Mystic to nie tylko koncerty, ale też okazja do spotkań, muzycznych odkryć i współdzielenia muzycznych emocji. To także bardzo sprawnie działająca machina organizacyjna angażująca bardzo wiele osób i podmiotów. Na przestrzeni ostatnich lat impreza niezwykle urosła nie tylko pod względem atrakcji czy ilości uczestników, ale także jako solidna marka, stająca się równocześnie jednym z ważniejszych festiwali muzycznych w Polsce i w Europie. Wiemy już, że Mystic powróci do Gdańska za rok - między 4 a 7 czerwca 2025.
Jakub „Staff” Budner
Początek czerwca to już coroczne wielkie święto dla fanów ciężkiego grania i okazja, by zobaczyć na żywo wielkie międzynarodowe gwiazdy, starych wyjadaczy, ale też pomniejszych i dopiero wybijających się artystów ze świata rocka i metalu. Wśród największych zespołów, które zagrały podczas tegorocznej edycji Mystic’a (5-8.06.2024) były: Machine Head, Megadeth, Bring Me The Horison, Bruce Dickinson, Paradise Lost, Enter Shikari czy Satyricon. Organizacja tak wielkiej imprezy to nie lada wyzwanie, a mimo to organizatorzy stanęli na wysokości zadania i w tym roku dopięli wszystko na ostatni guzik.
Program czterech festiwalowych dni wypełniony był po same brzegi, a dźwięki dobiegające z pięciu festiwalowych scen pozwoliły zaspokoić nawet najbardziej wygłodniałe muzyki uszy. Mnogość artystów oraz przekrój stylistyczny od klasycznego rocka i metalu, przez ich bardziej elektroniczne czy core’owe odmiany, aż po najbardziej ekstremalne gatunki black i death metalu gwarantowały to, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Zresztą, nawet odpoczywając chwilowo od scenicznych wyczynów, było na tyle dużo przestrzeni, żeby zakosztować bardziej „społecznej” części festiwalu. Pokazy filmów, prelekcje, sesje z autografami, wystawa zinów czy bogata oferta gastronomiczna z pewnością nie pozwoliła uczestnikom się nudzić.
W porównaniu z zeszłoroczną edycją pojawiło się kilka nowości. Druga pod względem wielkości scena parkowa zyskała kształt hangaru (pół-walca). Ponadto, została otwarta już podczas pierwszego dnia „rozgrzewki” (warm up day), przez to line up był jeszcze bogatszy. Za sceną powstała strefa Chill out’u, gdzie przeniesiono stoiska handlowe i organizacji pozarządowych. Zorganizowano tam również dodatkowe miejsca, gdzie można było zjeść, wypić i odpocząć leżakując. Pasaż handlowy ustawiono pod dachami dużych namiotów, co jak sądzę okazało się zbawienne dla wystawców, bo pogoda w tym roku momentami potrafiła być kapryśna. Dodatkowo, ponad głowami publiczności zarówno głównej jak i parkowej sceny latały drony, które transmitowały obraz z koncertów na festiwalowe telebimy.
Najbardziej wciągające show tegorocznej edycji (w moim przekonaniu) zaliczył zespół Machine Head. Dzięki swojej charyzmie, muzycznej energii, a także płomiennej oprawie scenicznej. Amerykanie ze swoim groove metalem pożarli widownię żywcem. Równie dobry, niezwykle klimatyczny, a momentami nawet niepokojący występ dał szwajcarski Zeal & Ardor. Przeplatanie black metalowych elementów z dark blues’em a nawet soulem w ich spirytualistycznym wydaniu dało iście hipnotyzujący rezultat. Prawdziwie potężnego thrashowego łupniaka zaserwował natomiast niemiecki Kreator. Solidny metalowy wycisk, techniczna precyzja i jeszcze do tego mroczna oprawa wizualna złożyły się na mocarne widowisko.
O to, który koncert był najlepszy, można by się długo spierać (wystarczy spojrzeć na komentarze na FB). Ja do fenomenalnych zaliczyłbym też występy: Insomnium, Lord of the Lost, Leprous, Kerrego Kinga czy Fear Factory. Natomiast wśród festiwalowych odkryć wymieniłbym zespół Black Gold, który przedstawił całkiem świeżą odsłonę rapcore’u, Evil Invaders, który swoim występem niczym wehikułem czasu przeniósł publikę prosto w erę metalu lat 80-tych oraz Villagers of Ioannina City. Ci z kolei wciągnęli słuchaczy w psychodeliczno-stonerowo-folkowy muzyczny wir. Niestety przez słabe nagłośnienie i spóźnienie największy zawód sprawił najbardziej wyczekiwany przeze mnie Paradise Lost, który wypadł bardzo blado na dużej scenie. O wiele lepiej zaprezentował się Accept, grający tuż po nich na scenie parkowej. Zgromadzili ogromną rzeszę widzów, więc tym bardziej dziwi czemu nie zagrali na głównej.
Pomimo obecności dziesiątek tysięcy uczestników, obsługa festiwalowa działała bardzo sprawnie. Odpowiednia ilość personelu i stoisk gwarantowała, że całkiem szybko i bez ciągnących się kolejek można było wymienić bilet na opaskę, dostać się na teren festiwalu, skorzystać z usług gastronomicznych czy sanitarnych. Tłum dawał się we znaki jedynie podczas migracji między większymi scenami po występach dużych gwiazd lub w trakcie niektórych koncertów na mniejszych scenach. Możliwe, że festiwal zaczyna powoli wyrastać z industrialnej infrastruktury klubu B90 działającego na terenie Stoczni Gdańskiej. Nie zmienia to jednak faktu, że atmosfera była niezmiernie przyjazna, a sam festiwal bezpieczny i czysty (mimo groźnego, tudzież mrocznego anturażu charakterystycznego dla metalu jako gatunku i stereotypowej łatki przyczepionej jego fanom).
Podsumowując, Festiwal Mystic to nie tylko koncerty, ale też okazja do spotkań, muzycznych odkryć i współdzielenia muzycznych emocji. To także bardzo sprawnie działająca machina organizacyjna angażująca bardzo wiele osób i podmiotów. Na przestrzeni ostatnich lat impreza niezwykle urosła nie tylko pod względem atrakcji czy ilości uczestników, ale także jako solidna marka, stająca się równocześnie jednym z ważniejszych festiwali muzycznych w Polsce i w Europie. Wiemy już, że Mystic powróci do Gdańska za rok - między 4 a 7 czerwca 2025.
Jakub „Staff” Budner