Książki z Karakterem. Didier Eribon „Życie, starość i śmierć kobiety z ludu”
KATEGORIA: Kultura
Didier Eribon w świecie literatury i filozofii ma pozycję pewną, ugruntowaną i osadzoną relatywnie wysoko. Jego książka „Powrót do Reims” (w przekładzie polskim autorstwa Maryny Ochab ukazała się w 2019 roku) została bardzo dobrze przyjęta i stała się dla Francuza okazją do międzynarodowej popularności oraz prestiżu w środowisku. Problematyka, którą w niej poruszał dotyczy wychodzenia z klasy i wstydu klasowego, a w tym przypadku także tożsamości seksualnej, która tylko komplikuje sytuację. Kiedy w 2022 roku przyznano Nagrodę Nobla dla jego koleżanki po fachu, Annie Ernaux, dyskurs klasowy przedostał się z środowiska naukowego-literackiego do swoistego mainstreamu, nad którym pieczę sprawuje obecnie wielka trójca francuskojęzycznych artystów: laureatka Nagrody Annie Ernaux, wspomniany Didier Eribon oraz jego uczeń Edouard Louis. Czerpiąc z teorii francuskiej filozofii i socjologii (Sartre, de Beauvoir, Foucault, Bourdieu) analizują społeczeństwo na nowo, uzupełniając i poszerzając wcześniejsze obserwacje o sferę kobiecości czy homoseksualizmu.
Tytuł najnowszej książki Didiera Eribona, „Życie, starość i śmierć kobiety z ludu” (którą na język polski przełożył Jacek Giszczak), nie tylko bezpośrednio zdradza treść wielkiego eseju, ale i sugeruje, że autor nie zrezygnował jeszcze z swoich zainteresowań badawczych. Jak się jednak okazuje w trakcie lektury, tytułowy element „z ludu” zszedł na dalszy plan. Jest to zdecydowanie książka poświęcona starości i śmierci. I można się domyślić, dotyczy matki autora.
Jednym słowem: pisarstwo Eribona pozostawia czytelnika milczącym. Po zakończeniu każdego z rozdziałów (już nawet nie mówiąc o całości!) czytelnik pozostaje w zawieszeniu. Nie wie, co ma dalej zrobić. Czy czytać dalej, czy się popłakać, czy iść na pielgrzymkę, odmienić całe swoje życie. Pomiędzy czytelnikiem a książką panuje cisza. Eribon stawia odbiorcę w bardzo niewygodnej pozycji. Podejmuje temat dla wielu związany z jakimś rodzajem bólu, temat, który sprawia, że wchodzi on z butami w naszą prywatność. Nie da się bowiem oderwać jego obserwacji od myślenia o swojej własnej relacji z matką. Eribon opisuje błędy, które popełnił i przestrzega przed nimi, a w skutek tego moralizatorstwa ma się ochotę chwycić za telefon i zadzwonić do mamy. Zapytać jak się czuje. Pobyć z nią, zanim będzie za późno.
Relacji pomiędzy Eribonem a jego matką z pewnością nie można nazwać łatwą i tego samego nie można powiedzieć o jej życiu. Dowiadujemy się, że była sierotą, która pracowała jako służąca, a z czasem zyskała posadę w fabryce, gdzie ciężko pracowała fizycznie przez wiele lat. Jej syn z kolei wyprowadził się z domu przy pierwszej możliwej okazji, uciekając od czekającego na niego losu robotnika. Dzięki powodzeniu w edukacji mógł wyjechać do Paryża, studiować, pozostać w środowisku uniwersyteckim, w kręgu intelektualistów, co było dla niego jedyną szansą na bycie sobą. Jednocześnie, ucieczka okazała się być koszmarem, ponieważ zesłała na niego widmo podwójnego wstydu klasowego — wśród wyższych sfer wstydził się pochodzenia, a myśląc o rodzicach czuł się niewdzięcznym zdrajcą, który wstydzi się pochodzenia. I chociaż rozważania o wstydzie są przedmiotem „Powrotu do Reims” to ich pokłosie jest istotne dla nowej książki socjologa. Nie jest to jednak kontynuacja „Powrotu..”, „Życie, starość i śmierć kobiety z ludu” to zupełnie osobna książka, którą można czytać samodzielnie, w oderwaniu od innych dzieł z nurtu klasowego.
Mimo to, tych pierwiastków związanych z pochodzeniem (zarówno autora jak i jego matki) przeskoczyć się nie da — wybrzmiewają one na każdym kroku, ale są zaledwie tłem do poruszanych dywagacji na temat starości. Klasa gra tutaj drugie skrzypce. Można rozpoznać ją w zagranicznych wycieczkach organizowanych przez zakład pracy, niskiej emeryturze, relacjach rodzinnych, historii związku z mężem, ojcem autora, w przytaczanych poglądach kobiety. To klasa społeczna determinuje przebieg życia, to ona wybiera dla nas możliwości i umożliwia i ogranicza nasze wybory.
Trzonem tekstu i jego głównym filarem, Eribon uczynił natomiast starość — temat, któremu jak zauważa, nie poświęca się wystarczająco dużo uwagi, który jest marginalizowany, a jego podmioty (ludzie starsi) z oczywistych względów nie mogą się zbuntować, tak jak robią to często inne mniejszości, i domagać swoich praw, dlatego tym bardziej zasługują na ciągłą uwagę i opiekę. Przedstawiane realia odbiegają od wyobrażeń o godnej, bezpiecznej starości, nawet jeśli mówimy o spędzeniu jej w prywatnym domu opieki, które tak często w naszej zbiorowej świadomości jawią się jako najlepsze, co może spotkać człowieka u finiszu jest życiowej drogi. Eribon wyjaśnia, że wcale tak nie jest.
Kolejne etapy przebiegu ostatnich lat życia jego matki są dla filozofa podstawą do analizy kondycji zachodnioeuropejskiego społeczeństwa. Zgłębia temat starości w kulturze, bada skąd wywodzi się brak jej widoczności, przeplata go z rozmyślaniami na wszelkie inne tematy, takie jak wspomniana klasa czy rasizm, które mniej lub bardziej są ze sobą powiązane. Książka ta, to piękna rozprawa o zbliżaniu się do końca. O problemach osób starszych, o odchodzeniu, o stracie, o wyrzutach sumienia, żałowaniu, ale także o relacji z matką. Ten prywatny aspekt książki wpisuje też w nią dodatkowy kontekst — śmierć matki najprawdopodobniej spotka większość z nas. Eribon chcąc nas niejako na to przygotować, bije w dzwon i zachęca nie do martwienie się na zapas, a do korzystania póki można. I to jest w tym najbardziej przerażające i bolesne. To sprawia, że książka jest aż tak przejmująca. Jej naukowy i obiektywny charakter jest przeciwstawiony subiektywnemu i prywatnemu tematowi oraz wielu odniesieniom do życia autora. Chociaż Eribon pisał, że nie obchodził żałoby i szybko pogodził się z śmiercią matki, to można wyczuć w tekście niewypowiedzianą chęć rozliczenia.
„Życie, starość i śmierć kobiety z ludu” to nie jest naukowa książka. Chociaż styl Eribona nasiąknął tonem akademickim, a sam tekst jest rozległym esejem pełnym odniesień, odwołań, polemik, cytatów i innych, nie można powiedzieć o nim, że jest sztywny i duszący. Autor rozkłada przed czytelnikiem pięknie wykonaną mapę starości w naszej kulturze, oprowadza po niej nawiązując do najróżniejszych teorii, przedstawień, dotychczasowych analiz. Korzysta z całego dorobku kultury, aby pokazać panujący w niej jej ogromy brak, który wcześniej pozostawał niezauważony.
Tytuł najnowszej książki Didiera Eribona, „Życie, starość i śmierć kobiety z ludu” (którą na język polski przełożył Jacek Giszczak), nie tylko bezpośrednio zdradza treść wielkiego eseju, ale i sugeruje, że autor nie zrezygnował jeszcze z swoich zainteresowań badawczych. Jak się jednak okazuje w trakcie lektury, tytułowy element „z ludu” zszedł na dalszy plan. Jest to zdecydowanie książka poświęcona starości i śmierci. I można się domyślić, dotyczy matki autora.
Jednym słowem: pisarstwo Eribona pozostawia czytelnika milczącym. Po zakończeniu każdego z rozdziałów (już nawet nie mówiąc o całości!) czytelnik pozostaje w zawieszeniu. Nie wie, co ma dalej zrobić. Czy czytać dalej, czy się popłakać, czy iść na pielgrzymkę, odmienić całe swoje życie. Pomiędzy czytelnikiem a książką panuje cisza. Eribon stawia odbiorcę w bardzo niewygodnej pozycji. Podejmuje temat dla wielu związany z jakimś rodzajem bólu, temat, który sprawia, że wchodzi on z butami w naszą prywatność. Nie da się bowiem oderwać jego obserwacji od myślenia o swojej własnej relacji z matką. Eribon opisuje błędy, które popełnił i przestrzega przed nimi, a w skutek tego moralizatorstwa ma się ochotę chwycić za telefon i zadzwonić do mamy. Zapytać jak się czuje. Pobyć z nią, zanim będzie za późno.
Relacji pomiędzy Eribonem a jego matką z pewnością nie można nazwać łatwą i tego samego nie można powiedzieć o jej życiu. Dowiadujemy się, że była sierotą, która pracowała jako służąca, a z czasem zyskała posadę w fabryce, gdzie ciężko pracowała fizycznie przez wiele lat. Jej syn z kolei wyprowadził się z domu przy pierwszej możliwej okazji, uciekając od czekającego na niego losu robotnika. Dzięki powodzeniu w edukacji mógł wyjechać do Paryża, studiować, pozostać w środowisku uniwersyteckim, w kręgu intelektualistów, co było dla niego jedyną szansą na bycie sobą. Jednocześnie, ucieczka okazała się być koszmarem, ponieważ zesłała na niego widmo podwójnego wstydu klasowego — wśród wyższych sfer wstydził się pochodzenia, a myśląc o rodzicach czuł się niewdzięcznym zdrajcą, który wstydzi się pochodzenia. I chociaż rozważania o wstydzie są przedmiotem „Powrotu do Reims” to ich pokłosie jest istotne dla nowej książki socjologa. Nie jest to jednak kontynuacja „Powrotu..”, „Życie, starość i śmierć kobiety z ludu” to zupełnie osobna książka, którą można czytać samodzielnie, w oderwaniu od innych dzieł z nurtu klasowego.
Mimo to, tych pierwiastków związanych z pochodzeniem (zarówno autora jak i jego matki) przeskoczyć się nie da — wybrzmiewają one na każdym kroku, ale są zaledwie tłem do poruszanych dywagacji na temat starości. Klasa gra tutaj drugie skrzypce. Można rozpoznać ją w zagranicznych wycieczkach organizowanych przez zakład pracy, niskiej emeryturze, relacjach rodzinnych, historii związku z mężem, ojcem autora, w przytaczanych poglądach kobiety. To klasa społeczna determinuje przebieg życia, to ona wybiera dla nas możliwości i umożliwia i ogranicza nasze wybory.
Trzonem tekstu i jego głównym filarem, Eribon uczynił natomiast starość — temat, któremu jak zauważa, nie poświęca się wystarczająco dużo uwagi, który jest marginalizowany, a jego podmioty (ludzie starsi) z oczywistych względów nie mogą się zbuntować, tak jak robią to często inne mniejszości, i domagać swoich praw, dlatego tym bardziej zasługują na ciągłą uwagę i opiekę. Przedstawiane realia odbiegają od wyobrażeń o godnej, bezpiecznej starości, nawet jeśli mówimy o spędzeniu jej w prywatnym domu opieki, które tak często w naszej zbiorowej świadomości jawią się jako najlepsze, co może spotkać człowieka u finiszu jest życiowej drogi. Eribon wyjaśnia, że wcale tak nie jest.
Kolejne etapy przebiegu ostatnich lat życia jego matki są dla filozofa podstawą do analizy kondycji zachodnioeuropejskiego społeczeństwa. Zgłębia temat starości w kulturze, bada skąd wywodzi się brak jej widoczności, przeplata go z rozmyślaniami na wszelkie inne tematy, takie jak wspomniana klasa czy rasizm, które mniej lub bardziej są ze sobą powiązane. Książka ta, to piękna rozprawa o zbliżaniu się do końca. O problemach osób starszych, o odchodzeniu, o stracie, o wyrzutach sumienia, żałowaniu, ale także o relacji z matką. Ten prywatny aspekt książki wpisuje też w nią dodatkowy kontekst — śmierć matki najprawdopodobniej spotka większość z nas. Eribon chcąc nas niejako na to przygotować, bije w dzwon i zachęca nie do martwienie się na zapas, a do korzystania póki można. I to jest w tym najbardziej przerażające i bolesne. To sprawia, że książka jest aż tak przejmująca. Jej naukowy i obiektywny charakter jest przeciwstawiony subiektywnemu i prywatnemu tematowi oraz wielu odniesieniom do życia autora. Chociaż Eribon pisał, że nie obchodził żałoby i szybko pogodził się z śmiercią matki, to można wyczuć w tekście niewypowiedzianą chęć rozliczenia.
„Życie, starość i śmierć kobiety z ludu” to nie jest naukowa książka. Chociaż styl Eribona nasiąknął tonem akademickim, a sam tekst jest rozległym esejem pełnym odniesień, odwołań, polemik, cytatów i innych, nie można powiedzieć o nim, że jest sztywny i duszący. Autor rozkłada przed czytelnikiem pięknie wykonaną mapę starości w naszej kulturze, oprowadza po niej nawiązując do najróżniejszych teorii, przedstawień, dotychczasowych analiz. Korzysta z całego dorobku kultury, aby pokazać panujący w niej jej ogromy brak, który wcześniej pozostawał niezauważony.
Eryk Szkudlarz