MARTINI POLICE - ŁAJKA

Nowe życie starego miejsca, czyli rozmowa z nowo otwartą Galerią Rdza.

KATEGORIA: Kultura

Nowe życie starego miejsca, czyli rozmowa z nowo otwartą Galerią Rdza.

Na początku stycznia 2025 zapowiedziana została wystawa w nowej przestrzeni wystawienniczej w Poznaniu. Patrząc na mapę i adres miejsca, zobaczyłem, że niemalże w tym samym miejscu (w budynku na ulicy Głogowskiej) była już jedna galeria. Czy to przypadek? 

Pierwsza wystawa w nowej Galerii Rdza nosi tytuł Tyranny of the Afterthought, do której zostały zaproszone osoby artystyczne: Marcin Pietrucin, Zuzanna Stempska, Marcin Czerkasow, Bartosz Milka, Mateusz Hadaś - wszystko pod kuratorską opieką Mateusza Sadowskiego. Myśl przewodnią wystawy opisał Marcin Czerkasow w kontekście tytułu:

Tytuł tej wystawy jest zatem "przewrotną" próbą przywrócenia problemu przewartościowania popularnych strategii opierających się na dostarczaniu prefabrykowanych doświadczeń – nawiązuje do konieczności namysłu podejmowanego zawsze dopiero "po fakcie". To próba opowieści o warunkach możliwości podjęcia wysiłku rozumienia w świecie zdominowanym przez utowarowioną zrozumiałość, za którą często kryje się nieco bardziej złowieszczy spektakl manipulacji i przeinaczeń.

Zaciekawiony tematyką i lokalizacją miejsca, ale też zainteresowany przyszłymi planami, postanowiłem odwiedzić właściciela galerii Fryderyka Szulgita - zrobiłem to na kilka dni przed zamknięciem wystawy. 

Bartosz Czyżyk: Jak się czujesz dzisiaj? Minęło parę dni od otwarcia galerii.
Fryderyk Szulgit: Przede wszystkim, jestem zdumiony frekwencją na wernisażu . Według moich obliczeń przewinęło się ponad 100 osób w ciągu 3 godzin, co jest niewybałe i życzę tego każdemu wernisażowi. Jest mi niezmiernie miło, że wieść tak się rozniosła i ludzie tak chętnie przychodzili.

BC: Jakoś od razu czułem, że to miejsce wzbudzi zainteresowanie i dużo osób się zjawi.
FS: Jestem ciekawy dlaczego uważałeś, że tak będzie?

BC: Czasami wydaje mi się, że patrząc po osobach, które udostępniają albo są zainteresowane lub słyszę od nich to osobiście. Szczególnie kiedy osoby wokół mojego wieku, osoby studenckie są zaciekawione – to świadczy o tym, że miejsce może stać się „gorące”. Jest wiele miejsc kultury, ale nieraz mogłem ocenić i powiedzieć, że młodzi mogą odczuć, że jakieś miejsce nie jest dla nich.
FS: Spora część osób biorących udział w tej wystawie to osoby studiujące. To ściągnęło też znajomych i bardzo dobrze. Wydaje mi się, że niekomercyjne galerie ze sztuką współczesną powinny ściągać studentów. To dla nich ważne doświadczenie i takie też było dla mnie podczas studiów.

BC: Zauważyć też można zależność jak często studiujące osoby artystyczne nie są uwzględniane w projektach, a jak są to jest to w sposób ograniczony. W twoim przypadku za to poczułem dużą otwartość. Wypada to dobrze, szczególnie na początku działania tego miejsca.
FS: Tak. Ja sam jestem absolwentem, ale to też są moje drugie studia, więc jestem starszy od czterech osób. Wśród tworzących pierwszą wystawę są osoby na studiach magisterskich jak Zuza (Stempska) na grafice i to najmłodsza półka wiekowa. Za to Marcin Czerkasow jest najstarszy z nas, jest uznanym literatem, który ma swoje wydawnictwo, więc ma inny background. Nie było żadnego problemu, żeby różnica wieku lub doświadczenia zatrzymała nas przed stworzeniem wspólnej wystawy.  

BC: A efekty mieliśmy okazję już zobaczyć. Jednak zanim przejdziemy do samej wystawy, chciałem na chwilę przejść do przeszłości. Na wernisażu dowiedziałem się od ciebie, że w tym miejscu była wcześniej inna galeria – Galeria Muzalewska. Jaka jest historia tego miejsca?
FS: Swego czasu przez prawie 20 lat pani Hanna Muzalewska prowadziła tu galerię, która skupiała bardzo poważne nazwiska polskiej sztuki. Dzisiaj są już to „starszacy” jak Maria Kantor, Jarosław Kozłowski, Marek Chlanda czy Stanisław Dróżdż. Ostatnia wystawa tutaj była Jana Berdyszaka, którą przygotowywał Marcin Berdyszak. Historia skończyła się tak, że pani Hanna z przyczyn personalnych uznała, że nie jest w stanie kontynuować prowadzenia miejsca. Przyszła pandemia, wystawa Berdyszaka skończyła się z obowiązku, ale prace wisiały tu przez cały okres COVID-u, a my zdejmowaliśmy je jeszcze w maju zeszłego roku.

BC: Czyli tak przez cztery lata wisiały…
FS: Tak. Pierwotny plan był taki, że przestrzeń miała trafić w ręce miasta. Biorąc pod uwagę, że cała ta kamienica to mieszkania socjalne, ta przestrzeń również skończyłoby jako jedno. Za namową paru osób stwierdziłem, że szkoda to miejsce oddawać, jeżeli jest do niego dostęp. Warto, kontynuować tą tradycję – jednakże na nowych zasadach. Chciałbym aby RDZA żyła i pokazywała młodą sztukę, trochę w inny sposób. Nie chodzi o stworzenie miejsca komercyjnego, bo w poprzedniej galerii były świetne prace i artyści, ale jednak żyła z tego, że „obracała” tą sztuką. Tu chodzi o skupienie się na ciekawych pracach, młodych twórcach i oryginalnych tematach oraz świeżym podejściu do ich realizacji, co wg. mnie kłóci się z komercyjnym podejściem do sztuki czy realizacji wystaw.

BC: Czy w przeszłości odwiedzałeś to miejsce?
FS: Niestety nie. Malarstwo zacząłem studiować, kiedy zamykano to miejsce.

BC: Ale słyszałeś o tym miejscu?
FS: Słyszałem i prawie dotarłem na wystawę Jana Berdyszaka, ale jednak nie doszło do tego z racji pojawiających się obostrzeń pandemicznych. Miejsce znalazłem ponownie, szukając lokalizacji na swój dyplom.

BC: Jakie to było uczucie wkraczając w przestrzeń, w której były jeszcze prace ostatniej wystawy, a ty wchodzisz z nowym pomysłem?
FS: Dla mnie to było niesamowite. Oprócz prac z ostatniej wystawy, to było tu więcej innych dzieł z katalogu pani Hanny. Pomagając z wywożeniem ich do innego miejsca, miałem np. okazję pakować do swojego bagażnika obraz Tadeusza Kantora. Nie spodziewałem się tego zupełnie i to było niesamowite przeżycie. Przy okazji przeprowadzki miałem także przyjemność poznać pana Jaromira Jedlińskiego - wybitną postać polskiej sztuki, który m.in. kuratorował, pisał teksty i przeprowadzał wywiady z artystami dla Galerii Muzalewskiej. Ten czas przewożenia prac wspominam jako wspaniałe zderzenie z przeszłością galerii, gdyż zarówno obydwoje (p. Muzalewska i p. Jedliński) są skarbnicą wiedzy i anegdot zza kulis polskiej sztuki, wystawiennictwa oraz historii tego miejsca.

BC: Jednak tego dowiemy się tylko od nich przez ich doświadczenie.
FS: Mam też nadzieję, że kiedyś uda się kiedyś wypożyczyć niektóre kiedyś pokazywane tu prace, aby młodzi artyści mogliby się odnieść do artystów niegdyś związanych z tym miejscem. 

BC: Wspomniałeś, że na początku potrzebowałeś tej przestrzeni na twój dyplom. Jak to się przerodziło w chęć zrobienia własnej galerii?
FS: Na początku szukałem też miejsca, które mogłoby być pracownią. Kiedy dowiedziałem się, że “mieszkanie” ma być oddane miastu, to postanowiłem zrobić tu pracownię i zostawiłem swoje prace w środku. Na początku nie było w planach robienia wystaw, ale zmieniło się to po namowie kilku osób. Jest tu tyle miejsca, że pomieszczę zarówno przestrzeń wystawienniczą jak i pracownię.

BC: Jak byś opisał to miejsce dla kogoś, kto jeszcze tu nie był? Szczególnie jeżeli jest to przestrzeń mieszkalna?
FS: Jest parę takich galerii w Poznaniu. Tu są parkiety, wysokie stropy, ściany są białe i jest kominek. Nie ukrywam, że przy tej wystawie chcieliśmy wszystko mocno doświetlić i być może pojawiła się tendencja zamienienia przestrzeni w white cube, którym ta galeria nigdy nie będzie. Natomiast dla znacznej części prac było to korzystne. Nie jest jedyna droga wyjścia, a w przyszłości potraktujemy miejsce bardziej domowo - czy w kwestii oświetlenia czy aranżacji.

BC: A to samo w sobie wpływa na odbiór.
FS: Totalnie tak. Nawet przy tej wystawie Mateusz Hadaś powiesił pracę na kominku, robiąc z niej pewien sposób myśliwskie trofeum. Sam w sobie kominek jest istotny - w pewien sposób ustawia wszystko w pomieszczeniu. Podobnia ewoluowała praca Bartosza Milki - miała być wyświetlaczem - ekranem do kliszy, a jednak stała się jego “modelem” jednocześnie anektując część podestu i wykusz, stając się pracą site-specific.

BC: Co byś powiedział o miejscu, w którym aktualnie siedzimy? 
FS: Jest to pomieszczenie, pierwotnie kuchnia, które było kiedyś “sercem” wernisaży, wydarzeń, posiedzeń, długich rozmów do nocy. Na ścianach są porozwieszane zdjęcia z życia poprzedniej galerii. 

BC: Bardzo mi się spodobało, że pomimo, że otwierasz nowe miejsce z nową nazwą to w pewien sposób uczciłeś tym historię poprzedniego. Czy odczuwałeś presję związaną z otwieraniem nowej galerii na miejscu starej?
FS: Wydaje mi się, że nie. A nawet czułem względny spokój. Wiedziałem, że teraz docelowy będzie inny odbiorca i inne środowisko. Ku mojemu zdumieniu mało odwiedzających pamiętało i kojarzyło historię miejsca. Parę osób i profesorów.  Byłem pewien, że sama wystawa wyjdzie, gdyż była oparta na pracy grupowej. Zajmowało się nią 6 osób, więc wszelkie niedociągnięcia i wahania wspólnie rozwiązywaliśmy. Mieliśmy poczucie, że idzie to w dobrą stronę i na pewno nie będziemy żałować ani czuć, że nie zrobiliśmy wystarczająco dużo. Oczywiście mieliśmy kompletną swobodę w tym co robimy i na tym zależy mi w tym miejscu.

BC: Zdecydowanie to się udało. Czy coś z samego układu lub elementów przestrzeni szczególnie zaintrygowało cię na początku? Jak wspomniany wcześniej kominek.
FS: Przede wszystkim spory metraż przestrzeni. Nie wszystkie części są jeszcze gotowe do wystawiania, więc będzie jeszcze więcej o jeden pokój. To świetne uczucie wejść do mieszkania w kamienicy, które nie jest sztucznie podzielone, tylko ma ogromne pokoje gdzie można robić ze sztuką i obiektami co się chce.

BC: Czy jest coś, co szczególnie przykuło twoją uwagę?
FS: W drugim pomieszczeniu z kominkiem jest ukryta jeszcze jedna praca - Izabeli Żółcińskiej. To tekst na na podłodze, którego nigdy nie udało się domyć. Część słów jest ciągle widoczna. W pracy łączyła nomenklaturę biologiczną z architekturą. Fragment, który pozostał na parkiecie, nie jest już do końca czytelny. Mam wrażenie, że to łączy się z tym miejscem i tym, że ta galeria powstała jak nalot lub warstwa na miejscu z olbrzymią historią, a jej dzieje prześwitują spod spodu. Z drugiej strony ten tekst jest o architekturze, ale jak gdyby opisywał tkankę biologiczną. To taki mocny wydźwięk spajający czas, materię ożywioną z nieożywioną oraz różne generacje w jedną całość. 

BC: Trochę płynne przejście między starym a nowym. Myślisz, że Izabela Żółcińska wie, że zostawiła po sobie ślad na zawsze?
FS: Nie mam pojęcia… Chyba muszę się z nią skontaktować.
FS: I to wszystko mi się łączy z pomysłem na wystawę i tekstem, który napisał Marcin Czerkasow o tyranii namysłu. Ale namysłu takiego post factum, gdzie jesteśmy skazani na interpretację rzeczy, które już zastaliśmy. W ten sposób też został napisany tekst kuratorski przez Mateusza Sadowskiego, który zrobił to niesztampowo, w pierwszej osobie i w bardzo subiektywny sposób przechadzając się po miejscu, uwzględniając jego historię oraz zaznaczając poszczególne prace wraz z ich prawdopodobnymi konotacjami. On znał to miejsce wcześniej. Nie da się odciąć przeszłości, a wszystko się w tej przestrzeni nawarstwia. Sama rdza też jest nalotem, który pojawia się na wierzchu odsłoniętego, korodującego metalu, gdzie ma styczność z powietrzem i wilgotnością.

BC: Padło słowo kluczowe. Dlaczego nazwa Galeria RDZA?
FS: Po drodze było parę bardziej nietrafionych nazw, które miały się odnosić do lokalizacji: Galeria Głogowska, Galeria Na Piętrze, Galeria Łazarska. Wybór padł na rdzę, gdyż jest to medium, którym zajmuję się od paru lat i wykorzystuję w praktyce artystycznej. Sięgając do tymczasowości korodujących metali, pozwalam swoim pracom nadać element czasu. Chcę żeby same się zmieniały, dążyły do destrukcji i rozpadu, powodując widoczne różnice na przestrzeni czasu. Rdzawiące żelazo jest ważne dla mnie jako element rzeczy, którymi się zajmuje właśnie przez ten aspekt czasowości. Sama rdza i żelazo mają dużo konotacji kulturowych. Żelazo często utożsamiane jest z trwałością, postępem, twardością czy nawet męskością, a rdza jest jego antagonist(k)ą. Na przykład w świecie motoryzacyjnym to jest koszmar, gdyż fetyszyzujemy przedmioty nowe, będące wyznacznikiem statusu i sprawiające wrażenie jakby czas na nie działał. Zazwyczaj nie ufamy zardzewiałym narzędziom, mamy wrażenie, że zaraz się rozpadną, że są stare, zużyte i niegodne naszego dotyku. Z drugiej strony sama rdza jest też naturalnym efektem nieustannie dziejących się procesów. Prędzej czy później każda materia podlega jakiejś entropii i rozpadowi, przekształceniom w inne związki chemiczne przez utlenianie się i tym podobne. To, że nam z antropocentrycznej perspektywy to nie odpowiada, nie oznacza, że jest to błąd w kontekście złożonych procesów natury. Wszystko jest dynamiczne i dla mnie użycie korozji oraz wystawienie prac na efekty upływu czasu jest ważne w kontekście tego, że czasami myślimy o dziełach sztuki jako wiecznych, które się nie zmieniają i trwają na zawsze w niezmiennej formie.  

BC: Myśląc nad moją interpretacją tej nazwy, to pomimo, że rdza wybrzmiewa jako coś niechcianego, negatywnego - to tak nazywasz galerię. Trochę jak gdybyś wskazywał na zrozumienie rdzy i pogodzenie się z przemijaniem czasu, co dodaje do kontekstu dla samej galerii i funkcjonowanie miejsca.
FS: Tak i też tymczasowości. Chciałbym oczywiście to miejsce zatrzymać jak najdłużej i zrealizować tu jak najwięcej wystaw i prac. Natomiast zdaję sobie sprawę, że być może to się nie uda i możliwe, że to jest tymczasowa sytuacja, ponieważ nigdy nie wiadomo kiedy miasto nie będzie chciało tego obiektu przejąć z powrotem. 

BC: Czy takie “ograniczenie czasowe” jest czymś motywującym i chcesz zrobić jak najwięcej w krótkim czasie? Czy raczej jest to stresujące i masz obawy, że to się może skończyć w każdej chwili. 
FS: Może za jakiś czas, ale póki co nie. Być może przyczynkiem, żeby to miejsce zniknęło będzie nadchodzący remont, który na szczęście się przedłuża i ma być za parę lat, ale z  założenia miał być tu wcześniej. Wydaje mi się, że ta tymczasowość jest niejako charakterystyczna dla miejsca. Natomiast, czy to stresujące? Być może trzeba będzie robić inne rzeczy i może nie prowadzić galerii, a swoją pracownię przenieść gdzieś indziej. Nie sprawia to, że czuję potrzebę, by zrobić jak najwięcej w krótkim czasie. Raczej chodzi o subiektywną jakość niż ilość - pokazanie interesujących wątków, podejść i działań w obrębie sztuki, ale bez presji czasu. 

BC: Chciałem jeszcze wrócić do wystawy. Biorąc pod uwagę, że masz dostęp do tej przestrzeni. Jakie odczułeś różnice w robieniu wystawy w twoim miejscu zamiast w czyjejś galerii?
FS: Jest się swoim gospodarzem i nie trzeba przed nikim odpowiadać. Minusem jest brak np. zaplecza technicznego charakterystycznego dla większych instytucji sztuki, więc sami zajęliśmy się wszelkiego rodzaju pracami wykończeniowo-remontowymi, malowaniem, doprowadzaniem ścian do stanu zadowalającego, sprzątaniem oraz promocją i logistyką. W przeszłości dużo rzeczy, które pokazywałem i robiłem, często musiałem samodzielnie organizować. Także takie kompleksowe działanie jest mi bliskie. Dobrze jest mieć dowolność, która pozwala na to, że można gospodarować pracami, koncepcją wystawy i jej aranżacją, jak się chce - oczywiście uwzględniając to, co inni artyści mają do powiedzenia. U nas działało to na równych zasadach i była to sama przyjemność. 

BC: Jak to miejsce może się wyróżnić na poznańskiej planszy przestrzeni artystycznych w kwestii tematycznej?
FS:  Jeśli chodzi o sam profil merytoryczny to uważam, że to się będzie kształtowało. Nie mam założeń dotyczących ulubionych mediów, tematów i tak dalej. To wszystko jest kwestią języka artystycznego, jakim będą opowiedziane te rzeczy. Chodzi o to bym mógł czerpać satysfakcję z interesujących projektów wraz z ich twórcami. 

BC: Czyli nie masz szczególnych oczekiwań wobec artystów?
FS: Zdecydowanie nie, oprócz ciekawej koncepcji. Zależy mi także na uniknięciu pewnych trendów aktualnie obecnych w świecie sztuki. Chciałbym, aby RDZA pozostała w “offie”, aby uniknąć niezręcznego powielania tematów, które być może są już dostatecznie wyeksploatowane.

BC: A czy jesteś w stanie powiedzieć, jakie są najbliższe plany galerii?
FS: To się okaże niedługo. Planujemy powrót poznańskiego kolektywu Ostrøv. Pod koniec lutego chcemy zrobić wystawę w krótszym formacie, która będzie trwała jeden weekend i to będzie pierwsze wydarzenie z szerszego cyklu, w którym artyści będą odnosili się do pojęcia “miłości”.

BC: Na sam koniec - kiedy ktoś wymawia Galeria Rdza, jakie słowo klucz pasuje najbardziej do miejsca?
FS: Nowość.

Kontakt z galerią:
www.instagram.com/rdza_galeria

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK