O Ukrainie bez Ukrainy?

KATEGORIA:

Donald Trump w czasie kampanii przed zeszłorocznymi wyborami prezydenckimi obiecywał zakończenie wojny Rosji przeciwko Ukrainie w 24 godziny od objęcia przez niego urzędu i sugerował, że gdyby to on 24 lutego 2022 r. był prezydentem Stanów Zjednoczonych, do pełnoskalowej rosyjskiej agresji na Ukrainę w ogóle by nie doszło. Jednak ostatnie wypowiedzi amerykańskiego prezydenta i jego współpracowników wzbudziły niepokój w wielu europejskich stolicach. W poniedziałek upłyną 3 lata od wybuchu rosyjskiej wojny przeciwko Ukrainie na pełną skalę.

J.D. Vance poucza Europę

Część analityków uważa, że Europa od jakiegoś czasu nie jest priorytetem Stanów Zjednoczonych w polityce zagranicznej, jednak Donald Trump nawet nie udaje, że jest inaczej. W przeszłości wielokrotnie krytykował Europę za zbyt niskie wydatki na obronę, posuwając się w ostatniej kampanii wyborczej nawet do stwierdzenia, że w razie
agresji Rosji nie tylko nie udzieliłby wsparcia państwom wydającym za mało na obronność, ale „zachęcałby Władimira Putina, by zrobił z nimi to, co mu się podoba”. Wybór Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych nie oznaczał końca lekceważącej retoryki wobec Starego Kontynentu. Wręcz przeciwnie – przedstawiciele amerykańskiej administracji ją kontynuują, co można było zauważyć w czasie Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa 2025 (14-16 lutego).
Właśnie w Monachium amerykański wiceprezydent J.D. Vance wygłosił przemówienie, w którym zarzucił Europie odwrót od deklarowanych przez nią wartości - „Zagrożeniem, którego obawiam się najbardziej w kontekście Europy nie są Rosja, Chiny ani żaden inny zewnętrzny gracz. Tym, co mnie niepokoi, jest zagrożenie z zewnątrz – odwrót Europy od jej najbardziej podstawowych wartości, które dzieli ze Stanami Zjednoczonymi”– powiedział Vance. Jego zdaniem unieważnienie wyborów prezydenckich w Rumunii (zostały one unieważnione na początku grudnia zeszłego roku, kiedy ujawniono, że niewymieniony z nazwy podmiot zewnętrzny, w domyśle rosyjskie służby, miał wspierać działalność sensacyjnego zwycięzcy 1. tury Calina Georgescu w mediach społecznościowych) ma świadczyć o kryzysie demokracji w Europie. Amerykański wiceprezydent skrytykował także europejskich polityków za działania, które jego zdaniem ograniczają wolność słowa, oraz brak kontroli nad migracją. Przemówienie zostało docenione przez europejskich polityków wywodzących się z populistycznej prawicy, natomiast politycy partii głównego nurtu odebrali je jako zapowiedź podziałów między Europą a Stanami Zjednoczonymi. „Próbują sprowokować nas dokłótni, a my nie chcemy kłócić się z naszymi przyjaciółmi” – tak do przemówienia J.D. Vance’a odniosła się szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas.
Kolejny cios zadał gen. Keith Kellogg, wysłannik prezydenta Stanów Zjednoczonych ds. wojny rosyjsko-ukraińskiej, który w czasie konferencji zasugerował, że o ile Europa może być konsultowana w czasie negocjacji pokojowych, to nie otrzyma ona miejsca przy stole negocjacyjnym.

Napaść Rosji winą… Ukrainy

Tuż przed konferencją w Monachium, 12 lutego w Brukseli odbyło się spotkanie formatu Ramstein, w którym uczestniczył amerykański sekretarz obrony Pete Hegseth. Nowy sekretarz poinformował, że amerykańska administracja nie widzi realnych szans na zwycięstwo Ukrainy na polu bitwy oraz wyzwolenie terytoriów okupowanych przez Rosję (łącznie z Krymem i obwodami donieckim i ługańskim), ani na członkostwo Ukrainy w NATO. „Jakikolwiek trwały pokój musi zawierać solidne gwarancje bezpieczeństwa, aby zapewnić, że wojna nie wybuchnie znowu” – podkreślił jednocześnie Hegseth, zaznaczając, że ewentualne wysłanie wojsk do Ukrainy w celu zrealizowania tych gwarancji nie będzie objęte ochroną, jaką daje art. 5 traktatu waszyngtońskiego (podstawa funkcjonowania Sojuszu Północnoatlantyckiego), co oznacza, że ewentualny atak Rosji na wojska europejskich członków NATO w Ukrainie nie spotka się z odpowiedzią USA. Waszyngton rozesłał do europejskich sojuszników ankietę, która ma określić liczebność ewentualnych sił pokojowych w Ukrainie, a 17 lutego w Paryżu z inicjatywy prezydenta Francji Emmanuela Macrona odbył się szczyt liderów państw europejskich w sprawie bezpieczeństwa kontynentu, w czasie którego omawiane były gwarancje dla Ukrainy. Polski premier Donald Tusk, który uczestniczył w spotkaniu, zapowiedział, że Polska nie wyśle do Ukrainy swoich wojsk, podkreślając, że w gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy powinny być wspólnie zaangażowane Stany Zjednoczone, NATO i Europa. Swoje zaangażowanie zapowiedziały natomiast Francja i Wielka Brytania.
W Monachium obecny był także prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który zaproponował powrót do idei wspólnych europejskich sił zbrojnych, w których tworzenie zaangażowałby się także Kijów. Wcześniej ukraiński prezydent spotkał się w Kijowie z amerykańskim sekretarzem skarbu Scottem Bessentem, który przedstawił projekt umowy dotyczący wydobycia kluczowych surowców. Kijów nie podpisał jednak tej umowy, wskazując, że nie otrzymałby nic w zamian. Amerykańska administracja postrzega to jednak jako rekompensatę za dostawy broni. W odpowiedzi na decyzję Zełenskiego prezydent Donald Trump obarczył go… odpowiedzialnością za rosyjską inwazję. „Powinni byli to zakończyć 3 lata temu. Nigdy nie powinni byli tego zaczynać” –stwierdził Trump, który poparł także postulat przeprowadzenia wyborów prezydenckich w Ukrainie (czego ukraińska konstytucja zabrania w czasie obowiązywania stanu wojennego i czego od Kijowa oczekuje Moskwa) – „Mamy przywódcę w Ukrainie, który – nie chcę tego mówić – ale ma 4% poparcia i rozwalony kraj". Nie wiadomo, dlaczego amerykański prezydent wspomniał o rzekomo 4-procentowym poparciu dla Zełenskiego, ponieważ ostatnie badanie z lutego tego roku wskazało, że ukraiński prezydent cieszy się zaufaniem 57% społeczeństwa. Konsternację w Ukrainie wywołały także późniejsze komentarze Trumpa, który oskarżał Wołodymyra Zełenskiego o dyktatorskie zapędy. Prezydent Ukrainy nie zostawił twierdzeń swojego amerykańskiego odpowiednika bez odpowiedzi, sugerując, że prezydent Trump znajduje się pod wpływem rosyjskiej propagandy.

Negocjacje w Rijadzie

Miniony tydzień przyniósł także rozpoczęcie negocjacji między Stanami Zjednoczonymi i Rosją w Rijadzie (Arabia Saudyjska). W rozmowach wzięli udział szefowie dyplomacji obydwu państw Marco Rubio i Siergiej Ławrow z doradcami. Nie dotyczyły one tylko zawieszenia broni w Ukrainie, ale również przywrócenia dwustronnych stosunków między USA i Rosją. Rozmowy trwały 4 i pół godziny – strony uzgodniły przywrócenie ambasadorów w Waszyngtonie i Moskwie, powołanie zespołu ds. pomocy w negocjacjach i zakończenia wojny oraz rozpoczęcia dyskusji w sprawie „geopolitycznej i gospodarczej współpracy”. Sekretarz stanu Marco Rubio stwierdził, że spotkanie w stolicy Arabii Saudyjskiej było dopiero pierwszym krokiem między obiema stronami, a nie oficjalnymi negocjacjami. Ukraina i Unia Europejska nie zostały zaproszone. Kijów zapowiedział, że nie uzna wyników żadnych negocjacji w sprawie Ukrainy, jeśli nie będzie on miał miejsca przy stole. Następne spotkanie między przedstawicielami Rosji i Stanów Zjednoczonych „powinno odbyć się w ciągu najbliższych 2 tygodni”, jak poinformował zastępca ministra spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow. Nie wiadomo jeszcze, gdzie dojdzie do spotkania.
 
Artykuł z 24.02.2025
Jacek Dobiański
Źródła: TVN24, BBC, The Guardian, TVP, Biełsat, WP

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK