Potrójna recenzja najnowszego musicalu w Teatrze Muzycznym
KATEGORIA: Kultura
Zapraszamy do lektury recenzji najnowszego musicalu w Teatrze Muzycznym "Avenue Q". Tematu podjęły się trzy redaktorki działu kultury: Ola Jęczkowska, Alicja Sperkowska i Lucyna Sutkowska.
Ola Jęczkowska:
Avenue Q to niezwykła ulica zamieszkana przez nietypowych bohaterów. Spotkamy tu świeżo upieczonego absolwenta uniwersytetu, początkującą przedszkolankę, dwójkę współlokatorów, międzykulturowe małżeństwo, a nawet aktora popularnej polskiej telenoweli, który dziś pracuje jako dozorca. Co ich łączy? Każde z nich ledwo wiąże koniec z końcem – słowem, życie ich nie rozpieszcza.
Główny bohater, Żaczek Przyjemniaczek, właśnie skończył studia i nie ma pomysłu na swoją przyszłość. Na dodatek zwolnili go z pracy, zanim jeszcze zdążył ją rozpocząć. W jego głowie zapala się lampka: „Muszę znaleźć cel, który nada mojemu życiu sens!” – ale szybko okazuje się, że to nie takie proste. Owszem, tytuł magistra brzmi dumnie, ale nie gwarantuje ani satysfakcji, ani dobrze płatnej (czy jakiejkolwiek) pracy. Przewrotnie, to właśnie poszukiwanie celu staje się jego nowym celem.
Na jego drodze pojawiają się Misie Patysie (Bad Idea Bears), czyli urocze, lecz podstępne pluszaki, które irytująco piskliwymi głosikami nieustannie podpowiadają mu kolejne – często niezbyt rozsądne – decyzje. Żaczek błądzi, popełnia błędy i rani nie tylko siebie, ale też tych, którzy są mu bliscy.
Polskie tłumaczenie piosenek momentami ociera się o kicz, ale jest to zabieg celowy – humorystyczny i ironiczny. W wielu miejscach teksty i dialogi nawiązują do polskiej rzeczywistości, puszczając oko do widza. A co jest źródłem komizmu? Zabawne sytuacje, błyskotliwe dialogi i charyzmatyczni bohaterowie. (Swoją drogą, Pani S., przełożona jednej z postaci, do złudzenia przypomina agentkę Joeya z ,,Przyjaciół” – kto oglądał, z pewnością zrozumie, co mam na myśli!).
Nie jest to spektakl dla każdego – nie bez powodu na plakatach pojawia się informacja o ograniczeniu wiekowym. Żarty bywają kontrowersyjne, a niektóre sceny mogą wywołać poczucie dyskomfortu – momentami widz zastanawia się, „Czy naprawdę wypada mi się z tego śmiać?”. Ale przecież wchodzimy w określoną konwencję i, chcąc nie chcąc, musimy przyznać, że w postawach bohaterów czasem dostrzegamy samych siebie. Wszystko jest jednak podane z dystansem i przymrużeniem oka.
Bo tak naprawdę – nie jesteśmy wyjątkowi, a dorosłe życie potrafi przytłoczyć. Może zamiast obsesyjnie planować przyszłość, warto po prostu rozejrzeć się wokół i skupić się na tym, co tu i teraz? Czasem trzeba się zgubić, by odkryć, że nie wszystko da się zaplanować – w końcu „wszystko, co mamy, jest tylko na dziś”. A widz wychodzi z teatru, nucąc pod nosem: „It sucks to be me…” – ale może wcale nie jest z nami aż tak źle?
Alicja Sperkowska:
Spektakl „Avenue Q” był moim pierwszym spotkaniem z Teatrem Muzycznym, co okazało się owocować w całkiem udane doświadczenie. Choć początkowo nie wiedziałam, czego spodziewać się po historii, w której główne skrzypce grają lalki rodem z filmowych „Muppetów”, szybko wciągnęłam się w tą pełną komedii i refleksji opowieść o mieszkańcach nietypowej nowojorskiej ulicy. Musical z humorem stawia pytania zadawane przez wielu młodych dorosłych. A co, jeśli zdobycie dyplomu lub stabilnej pracy nie gwarantuje poczucia spełnienia? Czy faktycznie powinniśmy dążyć do określonego celu? A może jego poszukiwanie jest celem samym w sobie? „Avenue Q” podejmuje te dylematy w często błyskotliwy, satyryczny sposób, choć momentami wydaje się gubić ich ciężar pośród żartów i musicalowych numerów.
Spektakl ogląda się z przyjemnością. Nie wszystkie utwory musicalowe wybrzmiewają na podobnym poziomie, ale aranżacja muzyczna nadal płynnie i konsekwentnie prowadzi jego narrację. Najbardziej pozytywne wrażenie podczas oglądania musicalu wywarł na mnie sposób, w jaki aktorzy animowali swoje postaci. Dla większej części obsady „Avenue Q” była to pierwsza styczność z techniką lalki teatralnej, a okazało się, że poradzili sobie z nią znakomicie. Dzięki ich charyzmie oraz świetnemu wyczuciu postaci, lalki zdają się żyć własnym życiem, a widz nie musi zastanawiać się nad tym, kto nimi operuje. Choreografia generalnie wypada bardzo dobrze. Jest dynamiczna, zabawna, a przy tym sprytnie dostosowana do ograniczeń małej sceny.
Spektakl ma swoje wzloty i upadki, zwłaszcza w kontekście humorystycznym. Najlepiej wypadają żarty, które dla wielu mogą balansować na granicy dobrego smaku – te podejmujące temat seksu, używek, czy społecznych uprzedzeń, wpisujące się w przewrotny charakter musicalu. Niestety komedia zaczyna tracić na sile w momentach, w których widoczna jest próba dopasowania scenariusza „Avenue Q” do polskich realiów. Wprowadzone odniesienia do rodzimej popkultury wydają się wtórne i nieaktualne, co osłabia ich komediowy potencjał. Ponadto, zdaje się, że twórcy podjęli próbę „trafienia humorem” do jak najszerszej publiczności. Zabieg ten wpada w pewną pułapkę – humor dedykowany wszystkim w rzeczywistości nie trafia w pełni do nikogo. W efekcie spektakl, zamiast błyszczeć przemyślaną satyrą, momentami wpada w niezręczne tony. Niektóre dowcipy sprawiają wrażenie kompromisu międzypokoleniowego, jakby znalazły się w scenariuszu nie w wyniku świadomych decyzji artystycznych, a z konieczności pogodzenia różnych oczekiwań widzów.
W swoich najlepszych momentach „Avenue Q” zręcznie przeplata humor z trafnym komentarzem społecznym. Najlepszym tego przykładem jest autoironiczny utwór „Każdy jest małym rasistą”, który celnie obnaża ludzką hipokryzję, a przy tym pozostaje lekki w swoim przekazie. Niestety, główny wątek musicalu (czyli rozterki związane z poszukiwaniem celu w dorosłym życiu) nie wybrzmiewa równie dobrze. Choć przewija się przez kolejne sceny, przybiera raczej formę okazjonalnego przypomnienia niż fabularnego fundamentu. W moim odczuciu twórcy wracają do niego z doskoku, zamiast konsekwentnie budować emocjonalny rdzeń historii, co może utrudnić pełne zaangażowanie widza.
Mimo pewnych niedoskonałości, „Avenue Q” to angażujące i pełne uroku doświadczenie, które zaskakuje oryginalnością oraz barwnym światem charyzmatycznych postaci. Poprzez niekiedy błyskotliwą satyrę i trafne komentarze, skłania do refleksji nad wyzwaniami, które często sami narzucamy sobie w dorosłym życiu. Największe atuty spektaklu stanowią: imponująca animacja lalek, znakomite umiejętności wokalne aktorów oraz kreatywna zabawa konwencją musicalu. To spektakl dla tych, którzy stronią od nudy i chętnie otwierają się na nieszablonowe opowieści. Dla mnie była to świetna zachęta, by w przyszłości ponownie odwiedzić Teatr Muzyczny!
Lucyna Sutkowska:
Z niecierpliwością oczekuję każdej kolejnej premiery w Teatrze Muzycznym w Poznaniu i tym razem nie było inaczej. „Avenue Q” jest nową produkcją poznańskiej instytucji, która sięga po odmienne niż dotąd środki wyrazu. Spektakl w reżyserii Łukasza Brzezińskiego to niepokorny musical, którego bohaterami są… lalki. W komediowej konwencji opowiada o perypetiach mieszkańców nowojorskiej ulicy Avenue Q. Zmagają się z uniwersalnymi problemami - pogonią za marzeniami, szukaniem akceptacji i swojego powołania, czy skomplikowanymi relacjami.
Ograniczenie wiekowe 18+ jest zdecydowanie uzasadnione - co chwilę ze sceny padają mniej lub bardziej niewybredne żarty, a wiele piosenek opowiada o kontrowersyjnych tematach, między innymi „Everyone’s a Little Bit Racist” czy „The Internet Is for Porn”. Humor w spektaklu jest całkiem zróżnicowany, niektóre gagi mogą wprawiać w zakłopotanie bardziej wrażliwych widzów, ale wydaje się, że każdy znajdzie coś dla siebie i bez wątpienia coś, co potencjalnie może go obrazić, ponieważ scenariusz nie oszczędza nikogo. Atutem jest fakt, że spektakl zawiera wiele nawiązań do polskiej popkultury - postać Maćka z “Klanu”, wspomnienie Dawida Podsiadło czy inne smaczki, które widz zauważy bądź usłyszy w trakcie.
Gra aktorska nie pozostawia nic do zarzucenia, moim skromnym zdaniem obsada jest trafiona, a chemia między bohaterami przekonująca. Katka Kudłatka (Aleksandra Daukszewicz/Urszula Laudańska) i Żaczek Przyjemniaczek (Emil Lipski/Maksymilian Pluto-Prądzyński) przeżywają perypetie młodzieńczej miłości, a reszta obsady nie pozostaje w tyle. Z humorem odgrywają barwne postaci mieszkańców nowojorskiej ulicy. Mimo krótkiego czasu na scenie w pamięci zdecydowanie zapada niewyżyty seksualnie Kudłaty (w tej roli Wiesław Paprzycki/Seweryn Wieczorek) i często pojawiająca się bezkompromisowa Anna Maria (Dagmara Rybak/Olena Yakymchuk). Na wspomnienie zasługuje także pełna kolorów scenografia, stworzona przez grupę Mixer, która nawiązuje do wielkomiejskich neonów. Mimo tego, że nie zmienia się znacząco w trakcie akcji, to dobrze pasuje do całej konwencji, a gra świateł odzwierciedla wydarzenia na scenie.
Mimo że „Avenue Q” raczej nie dołączy do kolekcji moich ulubionych musicali, do których zawsze wracam z sentymentem, to świetnie się na nim bawiłam i polecam tę produkcję każdemu, kto szuka mniej oczywistej rozrywki. Aktorzy przekonująco odgrywają postaci w spójności z lalkami, żarty śmieszą, choreografia jest dynamiczna i pasuje do historii, a piosenki zapadają w pamięć. Wszystkie aspekty udanego musicalu zostają spełnione!
Po premierowym tygodniu spektakl wraca na scenę w maju, więc jeśli jesteście ciekawi losów bohaterów z Avenue Q, bilety zdobędziecie na stronie Teatru Muzycznego: https://www.teatr-muzyczny.pl/spektakle/avenue-q/402.
A jeśli chcielibyście dowiedzieć się więcej o tej produkcji, to miałyśmy okazję porozmawiać z odtwórcami głównych ról, choreografką i jedną ze scenografek na premierze medialnej. Rozmowa o przygotowaniach do spektaklu jest dostępna na Spotify Radia Afera Sabotaż Kulturalny #147.
Ola Jęczkowska:
Avenue Q to niezwykła ulica zamieszkana przez nietypowych bohaterów. Spotkamy tu świeżo upieczonego absolwenta uniwersytetu, początkującą przedszkolankę, dwójkę współlokatorów, międzykulturowe małżeństwo, a nawet aktora popularnej polskiej telenoweli, który dziś pracuje jako dozorca. Co ich łączy? Każde z nich ledwo wiąże koniec z końcem – słowem, życie ich nie rozpieszcza.
Główny bohater, Żaczek Przyjemniaczek, właśnie skończył studia i nie ma pomysłu na swoją przyszłość. Na dodatek zwolnili go z pracy, zanim jeszcze zdążył ją rozpocząć. W jego głowie zapala się lampka: „Muszę znaleźć cel, który nada mojemu życiu sens!” – ale szybko okazuje się, że to nie takie proste. Owszem, tytuł magistra brzmi dumnie, ale nie gwarantuje ani satysfakcji, ani dobrze płatnej (czy jakiejkolwiek) pracy. Przewrotnie, to właśnie poszukiwanie celu staje się jego nowym celem.
Na jego drodze pojawiają się Misie Patysie (Bad Idea Bears), czyli urocze, lecz podstępne pluszaki, które irytująco piskliwymi głosikami nieustannie podpowiadają mu kolejne – często niezbyt rozsądne – decyzje. Żaczek błądzi, popełnia błędy i rani nie tylko siebie, ale też tych, którzy są mu bliscy.
Polskie tłumaczenie piosenek momentami ociera się o kicz, ale jest to zabieg celowy – humorystyczny i ironiczny. W wielu miejscach teksty i dialogi nawiązują do polskiej rzeczywistości, puszczając oko do widza. A co jest źródłem komizmu? Zabawne sytuacje, błyskotliwe dialogi i charyzmatyczni bohaterowie. (Swoją drogą, Pani S., przełożona jednej z postaci, do złudzenia przypomina agentkę Joeya z ,,Przyjaciół” – kto oglądał, z pewnością zrozumie, co mam na myśli!).
Nie jest to spektakl dla każdego – nie bez powodu na plakatach pojawia się informacja o ograniczeniu wiekowym. Żarty bywają kontrowersyjne, a niektóre sceny mogą wywołać poczucie dyskomfortu – momentami widz zastanawia się, „Czy naprawdę wypada mi się z tego śmiać?”. Ale przecież wchodzimy w określoną konwencję i, chcąc nie chcąc, musimy przyznać, że w postawach bohaterów czasem dostrzegamy samych siebie. Wszystko jest jednak podane z dystansem i przymrużeniem oka.
Bo tak naprawdę – nie jesteśmy wyjątkowi, a dorosłe życie potrafi przytłoczyć. Może zamiast obsesyjnie planować przyszłość, warto po prostu rozejrzeć się wokół i skupić się na tym, co tu i teraz? Czasem trzeba się zgubić, by odkryć, że nie wszystko da się zaplanować – w końcu „wszystko, co mamy, jest tylko na dziś”. A widz wychodzi z teatru, nucąc pod nosem: „It sucks to be me…” – ale może wcale nie jest z nami aż tak źle?
Alicja Sperkowska:
Spektakl „Avenue Q” był moim pierwszym spotkaniem z Teatrem Muzycznym, co okazało się owocować w całkiem udane doświadczenie. Choć początkowo nie wiedziałam, czego spodziewać się po historii, w której główne skrzypce grają lalki rodem z filmowych „Muppetów”, szybko wciągnęłam się w tą pełną komedii i refleksji opowieść o mieszkańcach nietypowej nowojorskiej ulicy. Musical z humorem stawia pytania zadawane przez wielu młodych dorosłych. A co, jeśli zdobycie dyplomu lub stabilnej pracy nie gwarantuje poczucia spełnienia? Czy faktycznie powinniśmy dążyć do określonego celu? A może jego poszukiwanie jest celem samym w sobie? „Avenue Q” podejmuje te dylematy w często błyskotliwy, satyryczny sposób, choć momentami wydaje się gubić ich ciężar pośród żartów i musicalowych numerów.
Spektakl ogląda się z przyjemnością. Nie wszystkie utwory musicalowe wybrzmiewają na podobnym poziomie, ale aranżacja muzyczna nadal płynnie i konsekwentnie prowadzi jego narrację. Najbardziej pozytywne wrażenie podczas oglądania musicalu wywarł na mnie sposób, w jaki aktorzy animowali swoje postaci. Dla większej części obsady „Avenue Q” była to pierwsza styczność z techniką lalki teatralnej, a okazało się, że poradzili sobie z nią znakomicie. Dzięki ich charyzmie oraz świetnemu wyczuciu postaci, lalki zdają się żyć własnym życiem, a widz nie musi zastanawiać się nad tym, kto nimi operuje. Choreografia generalnie wypada bardzo dobrze. Jest dynamiczna, zabawna, a przy tym sprytnie dostosowana do ograniczeń małej sceny.
Spektakl ma swoje wzloty i upadki, zwłaszcza w kontekście humorystycznym. Najlepiej wypadają żarty, które dla wielu mogą balansować na granicy dobrego smaku – te podejmujące temat seksu, używek, czy społecznych uprzedzeń, wpisujące się w przewrotny charakter musicalu. Niestety komedia zaczyna tracić na sile w momentach, w których widoczna jest próba dopasowania scenariusza „Avenue Q” do polskich realiów. Wprowadzone odniesienia do rodzimej popkultury wydają się wtórne i nieaktualne, co osłabia ich komediowy potencjał. Ponadto, zdaje się, że twórcy podjęli próbę „trafienia humorem” do jak najszerszej publiczności. Zabieg ten wpada w pewną pułapkę – humor dedykowany wszystkim w rzeczywistości nie trafia w pełni do nikogo. W efekcie spektakl, zamiast błyszczeć przemyślaną satyrą, momentami wpada w niezręczne tony. Niektóre dowcipy sprawiają wrażenie kompromisu międzypokoleniowego, jakby znalazły się w scenariuszu nie w wyniku świadomych decyzji artystycznych, a z konieczności pogodzenia różnych oczekiwań widzów.
W swoich najlepszych momentach „Avenue Q” zręcznie przeplata humor z trafnym komentarzem społecznym. Najlepszym tego przykładem jest autoironiczny utwór „Każdy jest małym rasistą”, który celnie obnaża ludzką hipokryzję, a przy tym pozostaje lekki w swoim przekazie. Niestety, główny wątek musicalu (czyli rozterki związane z poszukiwaniem celu w dorosłym życiu) nie wybrzmiewa równie dobrze. Choć przewija się przez kolejne sceny, przybiera raczej formę okazjonalnego przypomnienia niż fabularnego fundamentu. W moim odczuciu twórcy wracają do niego z doskoku, zamiast konsekwentnie budować emocjonalny rdzeń historii, co może utrudnić pełne zaangażowanie widza.
Mimo pewnych niedoskonałości, „Avenue Q” to angażujące i pełne uroku doświadczenie, które zaskakuje oryginalnością oraz barwnym światem charyzmatycznych postaci. Poprzez niekiedy błyskotliwą satyrę i trafne komentarze, skłania do refleksji nad wyzwaniami, które często sami narzucamy sobie w dorosłym życiu. Największe atuty spektaklu stanowią: imponująca animacja lalek, znakomite umiejętności wokalne aktorów oraz kreatywna zabawa konwencją musicalu. To spektakl dla tych, którzy stronią od nudy i chętnie otwierają się na nieszablonowe opowieści. Dla mnie była to świetna zachęta, by w przyszłości ponownie odwiedzić Teatr Muzyczny!
Lucyna Sutkowska:
Z niecierpliwością oczekuję każdej kolejnej premiery w Teatrze Muzycznym w Poznaniu i tym razem nie było inaczej. „Avenue Q” jest nową produkcją poznańskiej instytucji, która sięga po odmienne niż dotąd środki wyrazu. Spektakl w reżyserii Łukasza Brzezińskiego to niepokorny musical, którego bohaterami są… lalki. W komediowej konwencji opowiada o perypetiach mieszkańców nowojorskiej ulicy Avenue Q. Zmagają się z uniwersalnymi problemami - pogonią za marzeniami, szukaniem akceptacji i swojego powołania, czy skomplikowanymi relacjami.
Ograniczenie wiekowe 18+ jest zdecydowanie uzasadnione - co chwilę ze sceny padają mniej lub bardziej niewybredne żarty, a wiele piosenek opowiada o kontrowersyjnych tematach, między innymi „Everyone’s a Little Bit Racist” czy „The Internet Is for Porn”. Humor w spektaklu jest całkiem zróżnicowany, niektóre gagi mogą wprawiać w zakłopotanie bardziej wrażliwych widzów, ale wydaje się, że każdy znajdzie coś dla siebie i bez wątpienia coś, co potencjalnie może go obrazić, ponieważ scenariusz nie oszczędza nikogo. Atutem jest fakt, że spektakl zawiera wiele nawiązań do polskiej popkultury - postać Maćka z “Klanu”, wspomnienie Dawida Podsiadło czy inne smaczki, które widz zauważy bądź usłyszy w trakcie.
Gra aktorska nie pozostawia nic do zarzucenia, moim skromnym zdaniem obsada jest trafiona, a chemia między bohaterami przekonująca. Katka Kudłatka (Aleksandra Daukszewicz/Urszula Laudańska) i Żaczek Przyjemniaczek (Emil Lipski/Maksymilian Pluto-Prądzyński) przeżywają perypetie młodzieńczej miłości, a reszta obsady nie pozostaje w tyle. Z humorem odgrywają barwne postaci mieszkańców nowojorskiej ulicy. Mimo krótkiego czasu na scenie w pamięci zdecydowanie zapada niewyżyty seksualnie Kudłaty (w tej roli Wiesław Paprzycki/Seweryn Wieczorek) i często pojawiająca się bezkompromisowa Anna Maria (Dagmara Rybak/Olena Yakymchuk). Na wspomnienie zasługuje także pełna kolorów scenografia, stworzona przez grupę Mixer, która nawiązuje do wielkomiejskich neonów. Mimo tego, że nie zmienia się znacząco w trakcie akcji, to dobrze pasuje do całej konwencji, a gra świateł odzwierciedla wydarzenia na scenie.
Mimo że „Avenue Q” raczej nie dołączy do kolekcji moich ulubionych musicali, do których zawsze wracam z sentymentem, to świetnie się na nim bawiłam i polecam tę produkcję każdemu, kto szuka mniej oczywistej rozrywki. Aktorzy przekonująco odgrywają postaci w spójności z lalkami, żarty śmieszą, choreografia jest dynamiczna i pasuje do historii, a piosenki zapadają w pamięć. Wszystkie aspekty udanego musicalu zostają spełnione!
Po premierowym tygodniu spektakl wraca na scenę w maju, więc jeśli jesteście ciekawi losów bohaterów z Avenue Q, bilety zdobędziecie na stronie Teatru Muzycznego: https://www.teatr-muzyczny.pl/spektakle/avenue-q/402.
A jeśli chcielibyście dowiedzieć się więcej o tej produkcji, to miałyśmy okazję porozmawiać z odtwórcami głównych ról, choreografką i jedną ze scenografek na premierze medialnej. Rozmowa o przygotowaniach do spektaklu jest dostępna na Spotify Radia Afera Sabotaż Kulturalny #147.