ELTON JOHN - NEVER TOO LATE

Football's coming home, czyli o powrocie do korzeni w serialu "Angielska Gra"

KATEGORIA: Sport

“It’s coming home” to hasło, które w czasie rosyjskiego mundialu w 2018 roku grzmiało wszędzie tam, gdzie pojawili się angielscy kibice. Ostatecznie futbol troszkę po drodze zabalował i wrócił do domu dopiero dwa lata później, za sprawą niezwykle udanej Netlixowej produkcji.

“Angielska Gra”, bo o niej mowa, wbrew pozorom nie jest tytułem skierowanym wyłącznie do fanów piłki nożnej. Historia pionierów profesjonalnego futbolu - Fergusa Suttera i Jamesa Love’a - pełna jest moralnych dylematów, trudnych przeżyć i historii miłosnych.

Bohaterowie decydują się opuścić rodzinne Glasgow by zamieszkać w prowincjonalnym Darwen, gdzie mają zarabiać grając w piłkę w lokalnym klubie. Dziś taka historia byłaby czymś zupełnie normalnym, jednak w raczkującym futbolu opłacanie zawodników było profanacją sportu. Takiej sytuacji zaakceptować nie mogli nie tylko koledzy z drużyny, ale również włodarze Angielskiej Federacji. Jednym z nich jest pochodzący z arystrokacyjnej rodziny Arthur Kinnaird - kapitan Old Etonians, wielokrotnego zdobywcy pucharu Anglii. To właśnie relacja, tworząca się pomiędzy Fergusem a Kinnairdem, staje się motorem napędowym fabuły.

Rywalizacja to słowo klucz tego serialu. Rywalizacja, której tak przecież brakuje w obecnym czasie. Jednak jeśli ulegliście wrażeniu, że to serial o 22 facetach kopiących dmuchany pęcherz, to czeka was spore zaskoczenie. Do seansu możecie usiąść z mamą, ciotką czy drugą połówką i żadna z nich nie musi interesować się futbolem, żeby dobrze się bawić. Faktycznie, ówczesne raczkujące rozgrywki pucharowe (coś takiego jak liga jeszcze nie istniało) są ukazane w fantastyczny sposób. Walka biednych z bogatymi zawsze działa na wyobraźnię. Dorzućmy do tego fenomenalne stroje, dynamiczne ujęcia i taktyczne smaczki, a wyjdzie nam przepis na rarytas dla wygłodniałego piłki widza. Jednak to nie wszystko co ma nam do zaoferowania ta wciąż świeża produkcja.

Nierówność klas społecznych, wyzysk biedoty, protekcyjne traktowanie kobiet. Nie są to tematy, które pierwsze przychodzą do głowy po usłyszeniu hasła “piłka nożna”. Tutaj jednak współgrają idealnie. Wątki miłosne nie są drętwe i banalne, jednak nie zaakcentowano ich na tyle mocno, by obciążyły widza psychicznie. Boisko zaś staje się tubą, przez którą klasa pracująca wykrzykuje hasła równości, godnej płacy i ludzkich warunków zatrudnienia.

Nie można powiedzieć, że nie ma tu niedociągnięć. Chociażby klub z Blackburn, nazwano po prostu… Blackburn, podczas gdy pod koniec XIX wieku w tym robotniczym mieście grali zarówno Blackburn Olympic jak i współcześnie znane Blackburn Rovers. Ten i kilka innych detali nie przeszkadzają jednak na tyle w odbiorze przekazu, aby wyrzucić ten serial z listy “Do obejrzenia”.

Świetne zdjęcia, wciągająca fabuła i charakterystyczni bohaterowie. Moim zdaniem to wystarczy, by poświęcić niecałe 6 godzin swojego życia i obejrzeć losy Suttera, Darwen i Old Etonians. W chwili pisania tekstu w grze są cały czas ligi takich piłkarskich potęg jak Nikaragua, Burundi czy Tadżykistan. “Angielska Gra” brzmi więc chyba jak nienajgorsza alternatywa?

Krzysztof Jaensch

fot. fotos z filmu "Angielska Gra"

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK