W tym roku Egipt zrobiliśmy sobie w kraju
KATEGORIA: Poznań
Jesteśmy jednym z najsuchszych miejsc w Europie. Jeśli ilość wody, która spływa z rzek do morza, podzielimy przez ilość osób mieszkających w Polsce, to otrzymamy wartość taką samą jak w Egipcie. Tylko tam panuje inny klimat, a pada rzadko albo wcale. – Można powiedzieć tak: „jesteśmy w dramatycznej sytuacji, jeśli chodzi o wilgotność w środowisku, a duża ilość deszczu może to zmienić”. To taki słodko-gorzki przekaz, ale raczej ze wskazaniem na gorycz – mówi klimatolog dr hab. Bogdan Chojnicki, profesor Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. – Z każdym dniem suchego okresu coraz bardziej brniemy w sytuację, w której produkcja rolna będzie coraz cięższa. Nie będzie to zerowa produkcja, ale będą duże straty – tym większe, im dłużej będziemy przebywać w okresie suchym.
Rezultat możliwej suszy każdy Polak odczuje przede wszystkim na własnej kieszeni. Zmniejszona produkcja rolna oznacza mniejszą ilość towarów, jaką mogą handlowcy kupić na skupie. W hurtowniach wzrosną ceny, co oznacza, że podobny los czeka żywność dostępną w sklepach. – Trudno oszacować, czy susza nagle spowoduje kilku, kilkunastoprocentowy wzrost cen – dodaje dr hab. Krzysztof Łyskawa z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. – Będzie brakowało tych produktów, które mają charakter lokalny, tj. warzyw, owoców, ale tam, gdzie pojawia się przetwórstwo, konieczność dostarczania dużej partii produktów może okazać się, że towar będzie ściągany zza granicy. W konsekwencji również te przetworzone [produkty – red.] jak soki, sałatki mogą podrożeć.
Ekspert z UEP podkreśla, że suche dni dotkną nie tylko gałąź gospodarki obejmującą rolnictwo: – Można mówić o kwestiach związanych z wodociągami i o kwestiach elektrowni wodnych czy niestety obszar, o który ciągle próbujemy walczyć, tylko transport rzeczny. W zasadzie można powiedzieć, że nie będzie funkcjonował przy obecnym stanie wód.
Czy suszę dało się przewidzieć? Analizując ostatnich pięć lat, tylko w roku 2017 spadło sporo wody. Pozostałe lata były suche, a rok 2019 był najcieplejszym w historii pomiarów. Rok 2018, choć nieco chłodniejszy, również znalazł się w ścisłej czołówce. Spoglądając na ten temat globalnie, pięć najcieplejszych lat znalazło się w ostatniej dekadzie. – Oznacza to, że robi się coraz bardziej gorąco. Pompujemy co roku coraz więcej gazów do atmosfery, która staje się coraz cieplejsza i to widać – mówi profesor Chojnicki.
Klimat się zmienia – trudno temu zaprzeczyć. Co bardziej sceptyczni uważają, że działalność człowieka nie ma dużego wpływu na środowisko, a zmiany klimatu wynikają z naturalnych cyklów, jakie przechodzi planeta. – Tylko że one mają okres kilkunastu tysięcy lat. Naturalne zmiany zachodzą, ale powoli. Wykorzystując model stworzony przez Milankovicia [okresowe zmiany parametrów orbity ziemskiej – red.], temperatura w Polsce powinna spadać w tempie 0,01 stopnia na rok, a rośnie i to w tempie 0,1 stopnia na rok – mówi ekspert z UPP. – Chcemy myśleć, że świat jest duży, a my malutcy. Trzeba jednak mieć na uwadze, że populacja to 8 miliardów ludzi. Maksymalnie wykorzystujemy paliwa kopalne, pompujemy dwutlenek węgla do atmosfery w zastraszającym tempie i ta planeta staje się coraz cieplejsza.
Szacuje się, że na całej planecie temperatura wzrosła o około jeden stopień Celsjusza. Poprzedni rok był zaś o dwa stopnie cieplejszy niż sugerowałyby normy. Porównanie obecnych średnich miesięcznych temperatur z tymi, które miały miejsce w ostatnich kilku, kilkunastu latach również nie napawa radością. – Susza jest wyraźnym sygnałem, że trzeba poważnie traktować zagadnienia zmiany klimatu – podkreśla profesor Chojnicki.
Te kwestie leżą jednak w gestii polityki rządu. Przeciętny Kowalski nie ma wpływu na zarządzanie zasobami naturalnymi czy sposobami wytwarzania energii elektrycznej. Władze państwowe i lokalne mogą jednak wspierać mieszkańców miasta i wsi programami zachęcającymi do korzystania z energii odnawialnej. Przykładowo w Wielkopolsce w marcu bieżącego roku ruszył pilotażowy program „Słoneczne dachy”, przewidujący dotacje na fotowoltaikę dla spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych. Czy to pomoże? W pewnym stopniu tak. Podobnie pomóc może sadzenie roślin. – Mieliśmy niedawno okres, kiedy wycinaliśmy drzewa na potęgę – mówi ekspert z UPP. – Teraz jest moda na sadzenie drzew, ale w żaden sposób ta ich liczba się nie zmieniła, bo to jest moda. Jest raczej stabilnie.
W takim razie może sadzenie drzew w lasach byłoby kołem ratunkowym dla krajobrazu i środowiska? Przyjęty w 1995 roku i znowelizowany w 2002 „Krajowy program zwiększania lesistości” zakładał wzrost udziału procentowego lasów na terenie całego kraju do 30% w 2020 roku i do 33% w 2050. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego dwa lata temu lesistość kraju opiewała na 29,6%. Zalesienie Polski nie sprawi, że przestanie być sucho, ale krajobraz byłby wilgotniejszy niż obecnie. Takie działanie można odczuć, spacerując chociażby po Puszczy Białowieskiej. – W sierpniu, gdy było bardzo gorąco, a wody było mało, to wchodząc do rezerwatu, czuło się wilgoć i chłód. O to chodzi. Zdolność retencyjna lasu jest silna, on jest w stanie poradzić sobie w dłuższym bezopadowym okresie – mówi ekspert z UPP.
Sadzenie drzew i krzewów niewątpliwie pomoże, ale nie od razu. Na efekt trzeba poczekać co najmniej kilka lat. Profesor Chojnicki podkreśla, że właśnie z tego powodu aspekt ekologii powinien być brany już podczas projektowania różnych miejsc: – Trzeba myśleć o budowie krajobrazu jako krajobraz gąbki, tak jak od wielu lat promuje się miasto-gąbkę, w którym woda jest zatrzymywania, a nie płynie rurami do rzeki po każdym silnym opadzie. Tak powinniśmy myśleć o krajobrazie: jako gąbce, która nasyca się wodą, gdy jest opad i gdy jest susza, ta woda jest wykorzystywana.
Naukowiec zaznacza, że obecne problemy z gospodarką wodną to w dużej mierze efekt wieloletnich praktyk wycinania roślinności i projektowania pól pod uprawy rolne w taki sposób, żeby były wygodne do użytkowania, ale nie dobre dla retencji wód. – Krajobraz przez laty był utrzymywany, a nawet zmieniany w kierunku coraz mniejszej ilości zatrzymywania wody, krótko mówiąc: nierobienia oszczędności, niezbierania porcji wody, która spadała - wyjaśnia profesor Chojnicki. - Gdy przychodzi okres suszy, czyli okres wysokiej temperatury i obsychania, to krajobraz nie ma się czym bronić. Retencja jest związania z dwiema rzeczami. Po pierwsze z roślinnością – brakuje nam roślin w krajobrazie. Często mamy płaskie, gołe pola, które są specjalnie tak zrobione, bo lepiej się w takich warunkach produkuje żywność. Zarośla zaś powodują między innymi to, że woda jest bardziej dostępna w środowisku, zatrzymuje się. Druga sprawa to gleby. Jeśli gleba jest odpowiednio przystosowana, ma odpowiednią strukturę, jest w stanie przytrzymać wodę. Ostatniej zimy spadło dość dużo wody i ona została przytrzymana w tej glebie, która była dobrze przygotowana, miała dobre parametry.
Bez względu na to, na jakiej glebie rosną rośliny, potrzeba im deszczu. Najlepiej wielu deszczowych dni, w ciągu których opady porządnie wsiąkną w ziemię. Nic jednak nie zapowiada takiego scenariusza. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej przewiduje w najbliższych dniach deszcze i lokalne burze na terenie praktycznie całego kraju, ale sumaryczna ilość opadów nie będzie duża. W obecnej sytuacji przyda się jednak każdy deszcz. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że po opadach nie przyjdą wysokie temperatury, które sprawią, że większość wody z powrotem wróci w postaci pary do powietrza.
Jeśli suszy nie uda się jednak uniknąć, określaniem wielkości strat zajmie się Komisja do szacowania zakresu i wysokości szkód w gospodarstwach rolnych lub działach specjalnych produkcji rolnej, powołana przez Wojewodę Wielkopolskiego i działająca na terenie wszystkich gmin w województwie. Straty będą szacowanie po wskazaniu przez System Monitoringu Suszy Rolniczej obszarów, w których one potencjalnie wystąpiły.
– Ponadto w Kryteriach otrzymania dotacji dla spółek wodnych na 2020 rok, zatwierdzonych przez Wojewodę Wielkopolskiego, z uwagi na pogłębiającą się suszę na terenie województwa wielkopolskiego dodatkowo punktowane będą spółki wodne, które w roku 2019 wykonały remonty i roboty konserwacyjne istniejących urządzeń wodnych służących retencji i nawadnianiu – informuje Anna Czuchra z Oddziału Mediów i Komunikacji Społecznej Gabinetu Wojewody. – Jednocześnie Wojewoda Wielkopolski oraz podległe mu służby biorą aktywny udział w przedsięwzięciach zapobiegających suszy (m. in. plan przeciwdziałania skutkom suszy).
Przemysław Sobczyński
fot. Deposit Photos
Rezultat możliwej suszy każdy Polak odczuje przede wszystkim na własnej kieszeni. Zmniejszona produkcja rolna oznacza mniejszą ilość towarów, jaką mogą handlowcy kupić na skupie. W hurtowniach wzrosną ceny, co oznacza, że podobny los czeka żywność dostępną w sklepach. – Trudno oszacować, czy susza nagle spowoduje kilku, kilkunastoprocentowy wzrost cen – dodaje dr hab. Krzysztof Łyskawa z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. – Będzie brakowało tych produktów, które mają charakter lokalny, tj. warzyw, owoców, ale tam, gdzie pojawia się przetwórstwo, konieczność dostarczania dużej partii produktów może okazać się, że towar będzie ściągany zza granicy. W konsekwencji również te przetworzone [produkty – red.] jak soki, sałatki mogą podrożeć.
Ekspert z UEP podkreśla, że suche dni dotkną nie tylko gałąź gospodarki obejmującą rolnictwo: – Można mówić o kwestiach związanych z wodociągami i o kwestiach elektrowni wodnych czy niestety obszar, o który ciągle próbujemy walczyć, tylko transport rzeczny. W zasadzie można powiedzieć, że nie będzie funkcjonował przy obecnym stanie wód.
Czy suszę dało się przewidzieć? Analizując ostatnich pięć lat, tylko w roku 2017 spadło sporo wody. Pozostałe lata były suche, a rok 2019 był najcieplejszym w historii pomiarów. Rok 2018, choć nieco chłodniejszy, również znalazł się w ścisłej czołówce. Spoglądając na ten temat globalnie, pięć najcieplejszych lat znalazło się w ostatniej dekadzie. – Oznacza to, że robi się coraz bardziej gorąco. Pompujemy co roku coraz więcej gazów do atmosfery, która staje się coraz cieplejsza i to widać – mówi profesor Chojnicki.
Klimat się zmienia – trudno temu zaprzeczyć. Co bardziej sceptyczni uważają, że działalność człowieka nie ma dużego wpływu na środowisko, a zmiany klimatu wynikają z naturalnych cyklów, jakie przechodzi planeta. – Tylko że one mają okres kilkunastu tysięcy lat. Naturalne zmiany zachodzą, ale powoli. Wykorzystując model stworzony przez Milankovicia [okresowe zmiany parametrów orbity ziemskiej – red.], temperatura w Polsce powinna spadać w tempie 0,01 stopnia na rok, a rośnie i to w tempie 0,1 stopnia na rok – mówi ekspert z UPP. – Chcemy myśleć, że świat jest duży, a my malutcy. Trzeba jednak mieć na uwadze, że populacja to 8 miliardów ludzi. Maksymalnie wykorzystujemy paliwa kopalne, pompujemy dwutlenek węgla do atmosfery w zastraszającym tempie i ta planeta staje się coraz cieplejsza.
Szacuje się, że na całej planecie temperatura wzrosła o około jeden stopień Celsjusza. Poprzedni rok był zaś o dwa stopnie cieplejszy niż sugerowałyby normy. Porównanie obecnych średnich miesięcznych temperatur z tymi, które miały miejsce w ostatnich kilku, kilkunastu latach również nie napawa radością. – Susza jest wyraźnym sygnałem, że trzeba poważnie traktować zagadnienia zmiany klimatu – podkreśla profesor Chojnicki.
Te kwestie leżą jednak w gestii polityki rządu. Przeciętny Kowalski nie ma wpływu na zarządzanie zasobami naturalnymi czy sposobami wytwarzania energii elektrycznej. Władze państwowe i lokalne mogą jednak wspierać mieszkańców miasta i wsi programami zachęcającymi do korzystania z energii odnawialnej. Przykładowo w Wielkopolsce w marcu bieżącego roku ruszył pilotażowy program „Słoneczne dachy”, przewidujący dotacje na fotowoltaikę dla spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych. Czy to pomoże? W pewnym stopniu tak. Podobnie pomóc może sadzenie roślin. – Mieliśmy niedawno okres, kiedy wycinaliśmy drzewa na potęgę – mówi ekspert z UPP. – Teraz jest moda na sadzenie drzew, ale w żaden sposób ta ich liczba się nie zmieniła, bo to jest moda. Jest raczej stabilnie.
W takim razie może sadzenie drzew w lasach byłoby kołem ratunkowym dla krajobrazu i środowiska? Przyjęty w 1995 roku i znowelizowany w 2002 „Krajowy program zwiększania lesistości” zakładał wzrost udziału procentowego lasów na terenie całego kraju do 30% w 2020 roku i do 33% w 2050. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego dwa lata temu lesistość kraju opiewała na 29,6%. Zalesienie Polski nie sprawi, że przestanie być sucho, ale krajobraz byłby wilgotniejszy niż obecnie. Takie działanie można odczuć, spacerując chociażby po Puszczy Białowieskiej. – W sierpniu, gdy było bardzo gorąco, a wody było mało, to wchodząc do rezerwatu, czuło się wilgoć i chłód. O to chodzi. Zdolność retencyjna lasu jest silna, on jest w stanie poradzić sobie w dłuższym bezopadowym okresie – mówi ekspert z UPP.
Sadzenie drzew i krzewów niewątpliwie pomoże, ale nie od razu. Na efekt trzeba poczekać co najmniej kilka lat. Profesor Chojnicki podkreśla, że właśnie z tego powodu aspekt ekologii powinien być brany już podczas projektowania różnych miejsc: – Trzeba myśleć o budowie krajobrazu jako krajobraz gąbki, tak jak od wielu lat promuje się miasto-gąbkę, w którym woda jest zatrzymywania, a nie płynie rurami do rzeki po każdym silnym opadzie. Tak powinniśmy myśleć o krajobrazie: jako gąbce, która nasyca się wodą, gdy jest opad i gdy jest susza, ta woda jest wykorzystywana.
Naukowiec zaznacza, że obecne problemy z gospodarką wodną to w dużej mierze efekt wieloletnich praktyk wycinania roślinności i projektowania pól pod uprawy rolne w taki sposób, żeby były wygodne do użytkowania, ale nie dobre dla retencji wód. – Krajobraz przez laty był utrzymywany, a nawet zmieniany w kierunku coraz mniejszej ilości zatrzymywania wody, krótko mówiąc: nierobienia oszczędności, niezbierania porcji wody, która spadała - wyjaśnia profesor Chojnicki. - Gdy przychodzi okres suszy, czyli okres wysokiej temperatury i obsychania, to krajobraz nie ma się czym bronić. Retencja jest związania z dwiema rzeczami. Po pierwsze z roślinnością – brakuje nam roślin w krajobrazie. Często mamy płaskie, gołe pola, które są specjalnie tak zrobione, bo lepiej się w takich warunkach produkuje żywność. Zarośla zaś powodują między innymi to, że woda jest bardziej dostępna w środowisku, zatrzymuje się. Druga sprawa to gleby. Jeśli gleba jest odpowiednio przystosowana, ma odpowiednią strukturę, jest w stanie przytrzymać wodę. Ostatniej zimy spadło dość dużo wody i ona została przytrzymana w tej glebie, która była dobrze przygotowana, miała dobre parametry.
Bez względu na to, na jakiej glebie rosną rośliny, potrzeba im deszczu. Najlepiej wielu deszczowych dni, w ciągu których opady porządnie wsiąkną w ziemię. Nic jednak nie zapowiada takiego scenariusza. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej przewiduje w najbliższych dniach deszcze i lokalne burze na terenie praktycznie całego kraju, ale sumaryczna ilość opadów nie będzie duża. W obecnej sytuacji przyda się jednak każdy deszcz. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że po opadach nie przyjdą wysokie temperatury, które sprawią, że większość wody z powrotem wróci w postaci pary do powietrza.
Jeśli suszy nie uda się jednak uniknąć, określaniem wielkości strat zajmie się Komisja do szacowania zakresu i wysokości szkód w gospodarstwach rolnych lub działach specjalnych produkcji rolnej, powołana przez Wojewodę Wielkopolskiego i działająca na terenie wszystkich gmin w województwie. Straty będą szacowanie po wskazaniu przez System Monitoringu Suszy Rolniczej obszarów, w których one potencjalnie wystąpiły.
– Ponadto w Kryteriach otrzymania dotacji dla spółek wodnych na 2020 rok, zatwierdzonych przez Wojewodę Wielkopolskiego, z uwagi na pogłębiającą się suszę na terenie województwa wielkopolskiego dodatkowo punktowane będą spółki wodne, które w roku 2019 wykonały remonty i roboty konserwacyjne istniejących urządzeń wodnych służących retencji i nawadnianiu – informuje Anna Czuchra z Oddziału Mediów i Komunikacji Społecznej Gabinetu Wojewody. – Jednocześnie Wojewoda Wielkopolski oraz podległe mu służby biorą aktywny udział w przedsięwzięciach zapobiegających suszy (m. in. plan przeciwdziałania skutkom suszy).
Przemysław Sobczyński
fot. Deposit Photos