Inne światy, czyli czym jest schizofrenia paranoidalna
KATEGORIA: Poznań
Jacek* niedawno skończył studia. Patryk czeka na powrót do Polski i spotkanie się z ukochaną. Jan pisze bloga, gdzie dzieli się swoimi przemyśleniami. Markowi dokucza brak znajomych. Alicję prześladują myśli samobójcze. Każdy z nich mieszka w innym miejscu, wiedzie swoje życie. Wszystkich łączy jeden wspólny punkt – schizofrenia paranoidalna. Jacek ma ataki paniki. Boi się wtedy, że wszyscy wokół chcą zrobić mu krzywdę. Patryk obawia się kosmitów, którzy chcą go porwać. Głosy, które słyszy Jan i zapisuje w swoich notatkach, ironicznie komentują codzienność. Marek sądzi, że wszyscy i wszystko mówi tylko o nim i do niego. Alicja boi się swojej dawnej „przyjaciółki”.
– Pierwsze objawy wystąpiły w wieku 11 lat. Rodzice nie wiedzieli, co się ze mną dzieje, bo byłem apatyczny, wyalienowany, wymyślałem nowe słowa – wspomina Jacek. – Jak mnie zaprowadzili do psychologa, to usłyszałem obcy głos w głowie, że pani psycholog będzie mnie molestować, jeśli nie będę udawać normalnego.
– Przez pierwszy rok [głosy – red.] mówiły, że biorę udział w konkursie na imperatora planety. Przez drugi i trzeci nabijały się, że d… ze mnie, a nie imperator – mówi Patryk, u którego pierwsze objawy schizofrenii pojawiły się, gdy miał 28 lat. – Wtedy postanowiłem mianować się najpierw królem Polski, potem imperatorem planety, a na końcu imperatorem wszechświata. Wtedy głosy zaczęły mi wmawiać, że są kosmitami i grubo im podpadłem, straszyli mnie torturami.
Schizofrenia to głównie choroba ludzi młodych. Większość pierwszych epizodów u mężczyzn pojawia się między 21. a 24. rokiem życia, u kobiet 2-4 lata później. Początkowe objawy mogą jednak pojawić się jeszcze wcześniej, nawet w dzieciństwie. Dorota, matka Alicji, mówi, że u jej córki pojawiły się, gdy miała pięć lat. – Wszystko zaczęło się od niewidzialnej "przyjaciółki". Córka mi ją przedstawiła, robiła z nią wszystko. Bawiła się, jadła, pomagała wstać, jak upadła – wspomina Dorota. – Już na tym etapie byłam z nią u psychologa. Pani stwierdziła, że dzieci często tak mają i żeby się nie martwić, jednak zaczęły dochodzić sytuacje, że córka zaczęła się jej bać. Jak to powiadała: „>>przyjaciółka<< ściąga sobie skórę z twarzy i widzę kości”, do tego doszły omamy wzrokowe i słuchowe. Córka widziała rośliny z zębami i gadające poduszki. Potem doszły samookaleczenia.
Ze względu na wiek literatura wyróżnia m.in. schizofrenię o bardzo wczesnym początku, tj. very early onset schizophrenia (VEOS), z początkiem przed 13. rokiem życia oraz early onset schizophrenia (EOS) – z początkiem między 13. a 18. r.ż. – Pierwszy epizod jest poprzedzony kilkuletnim okresem prodromalnym – mówi prof. dr hab. n. med. Jerzy Samochowiec, kierownik Katedry i Kliniki Psychiatrii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. – Rozpoznanie jest trudne nie tylko z powodu problemów różnicowania samych objawów z zachowaniami mieszczącymi się jeszcze w rozwojowej normie, lecz także z powodu odmienności całego obrazu klinicznego epizodu. Te podtypy mogą przyjmować obraz rzekomonerwicowy, obsesyjno-kompulsywny, pseudopsychopatyczny. Tym tematem zajmują się psychiatrzy dzieci i młodzieży.
Schizofrenia może mieć różne objawy i nie wszystkie muszą występować jednocześnie. Najczęściej występują tak zwane objawy pozytywne i negatywne. Pierwsze z nich to między innymi urojenia, omamy wzrokowe czy słuchowe, a także halucynacje. Chory może widzieć rzeczy, które nie istnieją, być przekonany, że jest obserwowany i omawiany przez otoczenie, a także słyszeć głosy komentujące jego codzienne czynności. Te objawy są łatwe do zauważenia – znacznie trudniej jest, gdy u chorego dominują objawy negatywne. To problemy z okazywaniem emocji, wycofanie się z życia społecznego, izolacja od ludzi, alogia i anhedonia. Chory jest apatyczny, nie widzi potrzeby w wyjściu ze swojego pokoju, czasem nawet we wstaniu z łóżka. Te objawy wielu ludzi szybciej skojarzyłoby z lenistwem, typem charakteru lub depresją. – Jest część wspólnych objawów, ale dla wprawnego klinicysty są one do wychwycenia – zaznacza ekspert.
Psychiatrzy rozpoznają schizofrenię na podstawie osobistych badań psychiatrycznych pacjenta, opartych głównie na obserwacji i rozmowie z chorym, a także z jego rodziną. Sprawdza się m.in. jak wcześniej funkcjonował oraz czy zaburzenia psychiczne pojawiały się w jego rodzinie. Wraz ze schizofrenią czasem występują inne choroby, a także uzależnienia – od papierosów, alkoholu czy substancji psychoaktywnych. Niektóre łączą się ze schizofrenią, utrudniają leczenie. Chorzy na schizofrenię często doświadczają epizodów psychotycznych, nazywanych również „psychozą” lub „atakiem”. – Mój syn jest aktualnie w psychozie od początku lutego – mówi mama Marka. – „Ludzie” o nim mówią na ulicy, w telewizji (choć telewizora nie mamy), słyszy głosy, rozmawia z nimi, zwierzęta do niego mówią… Myśli, że potrafi zrobić tuning malucha (to jego obsesja), rysuje samochody i twierdzi, że „oni” nie chcą pokazać auta, które robili z jego projektu, i tak dalej…
Chorzy na schizofrenię powinni brać odpowiednio dopasowane przez psychiatrę leki, które likwidują lub znacząco łagodzą objawy choroby. Wyciszają głosy w głowie, zmniejszają lub niwelują omamy. Pozwalają łatwiej funkcjonować w społeczeństwie. Nieraz chorzy wymagają okresowej hospitalizacji. Wielu z nich w szpitalu psychiatrycznym bywa kilkukrotnie. – Na początku nie było za fajnie, bo byłem na dwóch oddziałach zamkniętych. Nie mogłem wychodzić nigdzie, jedynie na dwór, na papierosa – mówi Patryk, przebywający aktualnie w szpitalu w Niemczech. – Teraz jestem na oddziale otwartym, mam przepustkę na 8 godzin wyjścia, chociaż chwilowo nas ograniczyli przez pandemię. Dostaję kasę na jedzenie, sam sobie gotuję, chodzę do pracy do ogrodów, mam telefon z Internetem, telewizor, laptopa. Nie narzekam.
Powszechnie szpital psychiatryczny kojarzy się z czymś strasznym, na co zapewne wpływ mają obrazy prezentowane w różnych filmach, w szczególności horrorach. Rozmówcy jednak zwykle nie wspominają tych miejsc traumatycznie. – Zależy od szpitala – mówi Jacek, pytany o to, jak wyglądały dotychczas jego pobyty. – W dwóch był całkowity zakaz sztućców metalowych (tylko plastikowe), brak pasków, rączek u toreb, sprzęt ładować można było tylko w określonych porach oraz w specjalnym miejscu. W tym, w którym teraz jestem, jest możliwość ładowania, kiedy się chce. Sztućce metalowe, można mieć pasek, leki od razu po posiłkach. Teraz jest całkowity zakaz wychodzenia [przez pandemię – red.]. W pierwszym można było wyjść na godzinę na teren szpitala, w drugim tylko pod opieką i z przepustką.
Zachorowanie na schizofrenię często jest równoznaczne z utratą pracy, czego obawia się wielu pacjentów. Według raportu „Schizofrenia. Perspektywa społeczna. Sytuacja w Polsce” z 2014 roku w momencie diagnozy pracowało 47% spośród 1010 pacjentów, ale ¾ z nich wraz z postępowaniem choroby utraciło pracę. Ich liczba rosła wraz z kolejnymi hospitalizacjami, które potrafiły być dłuższe, niż wynosi całkowity czas urlopu wypoczynkowego według prawa pracy. – To wynika z różnych przyczyn, np. braku nowoczesnej farmakoterapii, złej organizacji opieki psychiatrycznej – mówi prof. Jerzy Samochowiec.
Według danych doktora Jakuba Gierczyńskiego z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie choroby psychiczne są pierwszą przyczyną niezdolności do pracy w Polsce, zaś osoby, u których zdiagnozowano schizofrenię, stanowią 10% wszystkich rencistów. Narodowy Fundusz Zdrowia w 2017 roku wydał 600 milionów złotych na leczenie schizofrenii, a ZUS wypłacił dwa razy więcej pieniędzy z powodu absencji i niezdolności do pracy osób cierpiących na tę chorobę. – Moim zdaniem i według opinii wielu autorytetów w psychiatrii na rentach mogłoby być mniej osób – dodaje prof. Samochowiec. – Mniej osób trafiałoby też do szpitala, gdyby chorzy mieli zarówno dostęp do nowoczesnej farmakoterapii, jak i odpowiednie wsparcie środowiskowe.
Schizofrenia nie oznacza końca pracy zawodowej. Wiele osób z tą chorobą zapisało się na kartach historii. Nie bez powodu Antoni Kępiński nazwał schizofrenię „chorobą królewską”. To na nią cierpiał między innymi laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii John Forbes Nash, a także filozofowie Friedrich Nietzsche i Immanuel Kant. O chorowanie na schizofrenię podejrzewa się także malarza van Gogha i pisarza Philipa K. Dicka.
Diagnoza schizofrenii nie oznacza więc pożegnania się z pracą. Jan pracuje w branży ekologicznej. Patryk zamierza otworzyć własną działalność i sprzedawać zrobione przez siebie grawery. Każdy z nich przyjmuje odpowiednio dopasowane leki i wiedzie normalne życie. Jan ma dziecko, Patryk – ukochaną w Polsce. Jacek czeka na wyjście ze szpitala, koniec pandemii i powrót do codzienności.
Jako społeczeństwo obawiamy się osób chorych na schizofrenię. Określenie: „schizofrenik” powszechnie kojarzy się z osobą nieprzewidywalną, nieraz z rozdwojeniem jaźni, „sterowaną” przez omamy wzrokowe i słuchowe. Optymizmem nie napawają także wyniki ogólnopolskiego badania opinii społecznej „Stosunek Polaków do osób chorych na schizofrenię”, przeprowadzonego w ubiegłym roku w ramach kampanii „Życie bez nawrotów”. Choć większość Polaków (59%) ma świadomość, że przy odpowiednim leczeniu osoby chore na schizofrenię mogą prowadzić takie samo życie jak osoby zdrowe, czyli być aktywnym zawodowo i społecznie, to jedynie 26% Polaków przyznało, że zaakceptowałoby sytuację, w której ich bliski sąsiad byłby schizofrenikiem. 30% tolerowałoby przyjaciela z taką diagnozą. Współpracę ze schizofrenikiem zaakceptowałoby zaledwie 17% Polaków. 9% naszego społeczeństwa uważa, że osoby chore na schizofrenię powinny być wykluczone z „normalnego życia”. Na postrzeganie schizofreników nie wpływają też dobrze filmy i literatura, w których często określenie „schizofrenik” jest traktowane jako synonim, wręcz równoważnik „psychopaty” czy „mordercy”. – Istnieją twarde dane, które wskazują, że wśród pacjentów ze schizofrenią jest znacząco mniej czynów zabronionych. Są to dane polskie i dane opisane przez Europejskie Towarzystwo Psychiatryczne – mówi prof. Samochowiec.
Według danych policji jedynie 3% zabójstw jest dokonywanych przez osoby niepoczytalne. Pozostałe 97% to osoby bez choroby psychicznej. Schizofrenik nie musi być więc osobą niebezpieczną, wręcz rzadko kiedy nią jest. Jednak osoby chorujące dla własnego komfortu psychicznego i bezpieczeństwa często nie przyznają się do tego, na co cierpią. – Rodzina mnie wspiera, ale nie mówię im o wszystkim, bo by dziwnie na mnie patrzyli i mogliby się odsunąć – mówi Jacek. – Znajomi rzadko kiedy odsuwali się z tego powodu. W całości mógłbym policzyć te przypadki na jednej ręce.
Dużo jednak zależy od indywidualnego przypadku, zaawansowania poziomu schizofrenii i działania przyjmowanych leków. Niektórzy schizofrenicy nie godzą się z własną chorobą i właśnie to utrudnia im funkcjonowanie w społeczeństwie. – Syn nigdy nie miał znajomych tak na poważnie – mówi matka Marka, u którego oprócz schizofrenii zdiagnozowano upośledzenie umysłowe. – Równych mu (niepełnosprawnych) odrzuca, gdyż nie chce się z nimi utożsamiać, nie rozumie do końca i nie godzi się z tym, że jest chory. Ciężko jest wbić się w skórę chłopaka pełnoletniego, który nigdy nie miał kumpli, dziewczyny. Zawsze szkoła specjalna, brak towarzystwa, wspólnych wyjść na miasto, przybicia piątki z kolegą, własnego prywatnego życia. Brak doświadczeń w sferze seksualności, życie z mamusią, zakaz poruszania się samemu po mieście (oprócz wyćwiczonego dojazdu do szkoły), a jednocześnie świadomość różnic między jego życiem, a życiem innych w jego wieku. Osobiście sama popadłabym w chorobę psychiczną z jego ścieżką losu.
Według szacowań na schizofrenię choruje jeden procent społeczeństwa. W Polsce może być to nawet 400 tysięcy osób. Jedynie 180 tysięcy z nich leczy się farmakologicznie i korzysta ze świadczeń opieki zdrowotnej.
*Imiona rozmówców zostały zmienione.
Dagmara Kendzior
fot. Deposit Photos
– Pierwsze objawy wystąpiły w wieku 11 lat. Rodzice nie wiedzieli, co się ze mną dzieje, bo byłem apatyczny, wyalienowany, wymyślałem nowe słowa – wspomina Jacek. – Jak mnie zaprowadzili do psychologa, to usłyszałem obcy głos w głowie, że pani psycholog będzie mnie molestować, jeśli nie będę udawać normalnego.
– Przez pierwszy rok [głosy – red.] mówiły, że biorę udział w konkursie na imperatora planety. Przez drugi i trzeci nabijały się, że d… ze mnie, a nie imperator – mówi Patryk, u którego pierwsze objawy schizofrenii pojawiły się, gdy miał 28 lat. – Wtedy postanowiłem mianować się najpierw królem Polski, potem imperatorem planety, a na końcu imperatorem wszechświata. Wtedy głosy zaczęły mi wmawiać, że są kosmitami i grubo im podpadłem, straszyli mnie torturami.
Schizofrenia to głównie choroba ludzi młodych. Większość pierwszych epizodów u mężczyzn pojawia się między 21. a 24. rokiem życia, u kobiet 2-4 lata później. Początkowe objawy mogą jednak pojawić się jeszcze wcześniej, nawet w dzieciństwie. Dorota, matka Alicji, mówi, że u jej córki pojawiły się, gdy miała pięć lat. – Wszystko zaczęło się od niewidzialnej "przyjaciółki". Córka mi ją przedstawiła, robiła z nią wszystko. Bawiła się, jadła, pomagała wstać, jak upadła – wspomina Dorota. – Już na tym etapie byłam z nią u psychologa. Pani stwierdziła, że dzieci często tak mają i żeby się nie martwić, jednak zaczęły dochodzić sytuacje, że córka zaczęła się jej bać. Jak to powiadała: „>>przyjaciółka<< ściąga sobie skórę z twarzy i widzę kości”, do tego doszły omamy wzrokowe i słuchowe. Córka widziała rośliny z zębami i gadające poduszki. Potem doszły samookaleczenia.
Ze względu na wiek literatura wyróżnia m.in. schizofrenię o bardzo wczesnym początku, tj. very early onset schizophrenia (VEOS), z początkiem przed 13. rokiem życia oraz early onset schizophrenia (EOS) – z początkiem między 13. a 18. r.ż. – Pierwszy epizod jest poprzedzony kilkuletnim okresem prodromalnym – mówi prof. dr hab. n. med. Jerzy Samochowiec, kierownik Katedry i Kliniki Psychiatrii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. – Rozpoznanie jest trudne nie tylko z powodu problemów różnicowania samych objawów z zachowaniami mieszczącymi się jeszcze w rozwojowej normie, lecz także z powodu odmienności całego obrazu klinicznego epizodu. Te podtypy mogą przyjmować obraz rzekomonerwicowy, obsesyjno-kompulsywny, pseudopsychopatyczny. Tym tematem zajmują się psychiatrzy dzieci i młodzieży.
Schizofrenia może mieć różne objawy i nie wszystkie muszą występować jednocześnie. Najczęściej występują tak zwane objawy pozytywne i negatywne. Pierwsze z nich to między innymi urojenia, omamy wzrokowe czy słuchowe, a także halucynacje. Chory może widzieć rzeczy, które nie istnieją, być przekonany, że jest obserwowany i omawiany przez otoczenie, a także słyszeć głosy komentujące jego codzienne czynności. Te objawy są łatwe do zauważenia – znacznie trudniej jest, gdy u chorego dominują objawy negatywne. To problemy z okazywaniem emocji, wycofanie się z życia społecznego, izolacja od ludzi, alogia i anhedonia. Chory jest apatyczny, nie widzi potrzeby w wyjściu ze swojego pokoju, czasem nawet we wstaniu z łóżka. Te objawy wielu ludzi szybciej skojarzyłoby z lenistwem, typem charakteru lub depresją. – Jest część wspólnych objawów, ale dla wprawnego klinicysty są one do wychwycenia – zaznacza ekspert.
Psychiatrzy rozpoznają schizofrenię na podstawie osobistych badań psychiatrycznych pacjenta, opartych głównie na obserwacji i rozmowie z chorym, a także z jego rodziną. Sprawdza się m.in. jak wcześniej funkcjonował oraz czy zaburzenia psychiczne pojawiały się w jego rodzinie. Wraz ze schizofrenią czasem występują inne choroby, a także uzależnienia – od papierosów, alkoholu czy substancji psychoaktywnych. Niektóre łączą się ze schizofrenią, utrudniają leczenie. Chorzy na schizofrenię często doświadczają epizodów psychotycznych, nazywanych również „psychozą” lub „atakiem”. – Mój syn jest aktualnie w psychozie od początku lutego – mówi mama Marka. – „Ludzie” o nim mówią na ulicy, w telewizji (choć telewizora nie mamy), słyszy głosy, rozmawia z nimi, zwierzęta do niego mówią… Myśli, że potrafi zrobić tuning malucha (to jego obsesja), rysuje samochody i twierdzi, że „oni” nie chcą pokazać auta, które robili z jego projektu, i tak dalej…
Chorzy na schizofrenię powinni brać odpowiednio dopasowane przez psychiatrę leki, które likwidują lub znacząco łagodzą objawy choroby. Wyciszają głosy w głowie, zmniejszają lub niwelują omamy. Pozwalają łatwiej funkcjonować w społeczeństwie. Nieraz chorzy wymagają okresowej hospitalizacji. Wielu z nich w szpitalu psychiatrycznym bywa kilkukrotnie. – Na początku nie było za fajnie, bo byłem na dwóch oddziałach zamkniętych. Nie mogłem wychodzić nigdzie, jedynie na dwór, na papierosa – mówi Patryk, przebywający aktualnie w szpitalu w Niemczech. – Teraz jestem na oddziale otwartym, mam przepustkę na 8 godzin wyjścia, chociaż chwilowo nas ograniczyli przez pandemię. Dostaję kasę na jedzenie, sam sobie gotuję, chodzę do pracy do ogrodów, mam telefon z Internetem, telewizor, laptopa. Nie narzekam.
Powszechnie szpital psychiatryczny kojarzy się z czymś strasznym, na co zapewne wpływ mają obrazy prezentowane w różnych filmach, w szczególności horrorach. Rozmówcy jednak zwykle nie wspominają tych miejsc traumatycznie. – Zależy od szpitala – mówi Jacek, pytany o to, jak wyglądały dotychczas jego pobyty. – W dwóch był całkowity zakaz sztućców metalowych (tylko plastikowe), brak pasków, rączek u toreb, sprzęt ładować można było tylko w określonych porach oraz w specjalnym miejscu. W tym, w którym teraz jestem, jest możliwość ładowania, kiedy się chce. Sztućce metalowe, można mieć pasek, leki od razu po posiłkach. Teraz jest całkowity zakaz wychodzenia [przez pandemię – red.]. W pierwszym można było wyjść na godzinę na teren szpitala, w drugim tylko pod opieką i z przepustką.
Zachorowanie na schizofrenię często jest równoznaczne z utratą pracy, czego obawia się wielu pacjentów. Według raportu „Schizofrenia. Perspektywa społeczna. Sytuacja w Polsce” z 2014 roku w momencie diagnozy pracowało 47% spośród 1010 pacjentów, ale ¾ z nich wraz z postępowaniem choroby utraciło pracę. Ich liczba rosła wraz z kolejnymi hospitalizacjami, które potrafiły być dłuższe, niż wynosi całkowity czas urlopu wypoczynkowego według prawa pracy. – To wynika z różnych przyczyn, np. braku nowoczesnej farmakoterapii, złej organizacji opieki psychiatrycznej – mówi prof. Jerzy Samochowiec.
Według danych doktora Jakuba Gierczyńskiego z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie choroby psychiczne są pierwszą przyczyną niezdolności do pracy w Polsce, zaś osoby, u których zdiagnozowano schizofrenię, stanowią 10% wszystkich rencistów. Narodowy Fundusz Zdrowia w 2017 roku wydał 600 milionów złotych na leczenie schizofrenii, a ZUS wypłacił dwa razy więcej pieniędzy z powodu absencji i niezdolności do pracy osób cierpiących na tę chorobę. – Moim zdaniem i według opinii wielu autorytetów w psychiatrii na rentach mogłoby być mniej osób – dodaje prof. Samochowiec. – Mniej osób trafiałoby też do szpitala, gdyby chorzy mieli zarówno dostęp do nowoczesnej farmakoterapii, jak i odpowiednie wsparcie środowiskowe.
Schizofrenia nie oznacza końca pracy zawodowej. Wiele osób z tą chorobą zapisało się na kartach historii. Nie bez powodu Antoni Kępiński nazwał schizofrenię „chorobą królewską”. To na nią cierpiał między innymi laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii John Forbes Nash, a także filozofowie Friedrich Nietzsche i Immanuel Kant. O chorowanie na schizofrenię podejrzewa się także malarza van Gogha i pisarza Philipa K. Dicka.
Diagnoza schizofrenii nie oznacza więc pożegnania się z pracą. Jan pracuje w branży ekologicznej. Patryk zamierza otworzyć własną działalność i sprzedawać zrobione przez siebie grawery. Każdy z nich przyjmuje odpowiednio dopasowane leki i wiedzie normalne życie. Jan ma dziecko, Patryk – ukochaną w Polsce. Jacek czeka na wyjście ze szpitala, koniec pandemii i powrót do codzienności.
Jako społeczeństwo obawiamy się osób chorych na schizofrenię. Określenie: „schizofrenik” powszechnie kojarzy się z osobą nieprzewidywalną, nieraz z rozdwojeniem jaźni, „sterowaną” przez omamy wzrokowe i słuchowe. Optymizmem nie napawają także wyniki ogólnopolskiego badania opinii społecznej „Stosunek Polaków do osób chorych na schizofrenię”, przeprowadzonego w ubiegłym roku w ramach kampanii „Życie bez nawrotów”. Choć większość Polaków (59%) ma świadomość, że przy odpowiednim leczeniu osoby chore na schizofrenię mogą prowadzić takie samo życie jak osoby zdrowe, czyli być aktywnym zawodowo i społecznie, to jedynie 26% Polaków przyznało, że zaakceptowałoby sytuację, w której ich bliski sąsiad byłby schizofrenikiem. 30% tolerowałoby przyjaciela z taką diagnozą. Współpracę ze schizofrenikiem zaakceptowałoby zaledwie 17% Polaków. 9% naszego społeczeństwa uważa, że osoby chore na schizofrenię powinny być wykluczone z „normalnego życia”. Na postrzeganie schizofreników nie wpływają też dobrze filmy i literatura, w których często określenie „schizofrenik” jest traktowane jako synonim, wręcz równoważnik „psychopaty” czy „mordercy”. – Istnieją twarde dane, które wskazują, że wśród pacjentów ze schizofrenią jest znacząco mniej czynów zabronionych. Są to dane polskie i dane opisane przez Europejskie Towarzystwo Psychiatryczne – mówi prof. Samochowiec.
Według danych policji jedynie 3% zabójstw jest dokonywanych przez osoby niepoczytalne. Pozostałe 97% to osoby bez choroby psychicznej. Schizofrenik nie musi być więc osobą niebezpieczną, wręcz rzadko kiedy nią jest. Jednak osoby chorujące dla własnego komfortu psychicznego i bezpieczeństwa często nie przyznają się do tego, na co cierpią. – Rodzina mnie wspiera, ale nie mówię im o wszystkim, bo by dziwnie na mnie patrzyli i mogliby się odsunąć – mówi Jacek. – Znajomi rzadko kiedy odsuwali się z tego powodu. W całości mógłbym policzyć te przypadki na jednej ręce.
Dużo jednak zależy od indywidualnego przypadku, zaawansowania poziomu schizofrenii i działania przyjmowanych leków. Niektórzy schizofrenicy nie godzą się z własną chorobą i właśnie to utrudnia im funkcjonowanie w społeczeństwie. – Syn nigdy nie miał znajomych tak na poważnie – mówi matka Marka, u którego oprócz schizofrenii zdiagnozowano upośledzenie umysłowe. – Równych mu (niepełnosprawnych) odrzuca, gdyż nie chce się z nimi utożsamiać, nie rozumie do końca i nie godzi się z tym, że jest chory. Ciężko jest wbić się w skórę chłopaka pełnoletniego, który nigdy nie miał kumpli, dziewczyny. Zawsze szkoła specjalna, brak towarzystwa, wspólnych wyjść na miasto, przybicia piątki z kolegą, własnego prywatnego życia. Brak doświadczeń w sferze seksualności, życie z mamusią, zakaz poruszania się samemu po mieście (oprócz wyćwiczonego dojazdu do szkoły), a jednocześnie świadomość różnic między jego życiem, a życiem innych w jego wieku. Osobiście sama popadłabym w chorobę psychiczną z jego ścieżką losu.
Według szacowań na schizofrenię choruje jeden procent społeczeństwa. W Polsce może być to nawet 400 tysięcy osób. Jedynie 180 tysięcy z nich leczy się farmakologicznie i korzysta ze świadczeń opieki zdrowotnej.
*Imiona rozmówców zostały zmienione.
Dagmara Kendzior
fot. Deposit Photos