Książki z Karakterem. Eliza Kącka „Wczoraj byłaś zła na zielono”

KATEGORIA: Kultura

Szekspirowski cytat Methinks, I see… Where? / — In my mind's eyes możemy kojarzyć nie tyle z wypowiedzi Hamleta, co z roli jaką te słowa pełnią w polskiej literaturze. To one rozpoczynają Romantyczność Mickiewicza, balladę formacjotwórczą, jedno z najważniejszych dzieł epoki, jeśli nie literatury polskiej w ogóle. Wskazują, że oprócz poznania zmysłowego, liczy się coś ponad, coś indywidualnego, pewne osobiste przeczucie, które nie jest dostępne dla innych i którego nie sposób wytłumaczyć — tak jak nie sposób wytłumaczyć, dlaczego tylko Karusia widzi zmarłego Jasia. 

  Kiedy więc po lekturze książki Elizy Kąckiej, myślę o otwierających ją mottach, słowach Susan Sontag oraz Vladimira Nabokova, cytat Szekspira jakoś sam przychodzi na myśl. Amerykańska badaczka matronuje: Jak już dziś wiadomo, istnieją sposoby myślenia, których jeszcze nie znamy, a rosyjsko-amerykański pisarz woła: Speak, Memory!. Kącka nie pozostaje tym wzorom obojętna: zgodnie z zapowiedziami mistrzów, wprowadza czytelnika do świata wydobytego z własnych wspomnień, świata, którego nie sposób poznać zmysłowo i dokładnie. 

  Autorka w „Wczoraj byłaś zła na zielono” nawiązuje z odbiorcą pakt autobiograficzny. Opisywana historia jest ponoć historią jej samej — samotnej matki dziecka z zaburzeniami rozwoju. Narratorka, w myśl zawołania Nabokova, wkracza w archiwa swojej pamięci i rekonstruuje historię swojej relacji z córką. Cofa się do samego jej początku, choć momentami sięga w nią głębiej,  do swojego dzieciństwa, po to, aby wskazać podobieństwa między sobą a córką. Udziela głosu swojej pamięci i jest to głos, jakiego dotąd nie słyszeliśmy. Narratorka, przez lata pouczana jak ma wychowywać dziecko, którą przez lata stawiano po kątach, w końcu sama zbiera się na odwagę i wykłada swoją wizję dobrego rodzicielstwa. Sprawia to, że „Wczoraj byłaś zła na zielono” to kolejny krok nie tylko w polskiej literaturze, a w polskim dyskursie badań nad niepełnosprawnością i tym jak społeczeństwo myśli o osobach w jakikolwiek sposób nienormatywnych. 

  Strategia jaką narratorka przyjmuje wobec zadania wychowania dziecka jest, przynajmniej z mojej perspektywy, godna podziwu. Matka w tej relacji jest wyłącznie strażniczką, opiekunką stojącą z boku i bacznie się przyglądającą dziecku, a nie uczestniczką jego rozwoju. Ta matczyna wytrwałość w swoim postanowieniu zaskakuje tym bardziej w sytuacjach, kiedy córka napotyka nieprzyjemności, takie jak dokuczanie kolegów. Dorosła wkracza pomiędzy dzieci dopiero w ostateczności. 

  Macierzyństwo ukazywane w książce jest zadaniem szczególnie trudnym, ponieważ córka narratorki, Ruda, jest wyjątkowa, specjalna. Dokładnie w dwojaki jak te określania sposób. Z jednej strony, wiemy, że Ruda wymaga szczególnej opieki, mimo to żadna diagnoza nigdy się nie pojawia — mało tego, narratorka celowo jej nie zdradza, aby jeszcze bardziej podkreślić, że przypadłości jakie trafiają się ludziom tworzą bardziej spektrum niż sztywnie określone szufladki. Natrafimy na przesłanki o autyzmie, ale nie jest to jednak nic pewnego. Z drugiej strony, dla narratorki, przypadłość dziecka tworzy właśnie pewne specjalne, wręcz bajkowe możliwości. 

  Ze swojego szalenie trudnego życiorysu narratorka uczyniła bajkę dla dzieci. Jest jak Alicja w Krainie Czarów, która wpada do króliczej nory (zostaje matką) i odkrywa świat nieznany, inny, w dodatku taki, którego nigdy nie pozna dokładnie. Świat jej dziecka jest bowiem jak opowiadania Schulza, ale gdyby wszystko okazało się jawą, lub jak „Kosmos” Gombrowicza, ale wszystko w nim opisane działoby się na poważnie. Snuje opowieść, przytaczając kolejne historie, w sposób jakby opowiadała o nieodkrytym gatunku, o tajemniczej istocie, z którą przyszło jej żyć. Traktuje ją z czułością, z rozumieniem względem jej odmienności, z dozą dystansu — nawet w sytuacjach, kiedy denerwuje się na swoją towarzyszkę. A takie sytuacje również się zdarzają. 

  Narratorka słodzi rzeczywistość —  robi to na płaszczyźnie opisu, jakby zaklinając faktyczne realia, a nie opisywanych momentów. Opiekę nad dzieckiem z zaburzeniem porównuje choćby do gry w zbijaka, do wchodzenia od zaplecza, lotu paralotnią, nieustannie używa wielu innych metafor, bryluje poetyckimi porównaniami i subtelną polszczyzną. Swoim macierzyństwem, roztacza nad Rudą parasol i dzielnie niesie go mimo siarczystego deszczu, choć sama się pod nim nie mieści. Problem w tym, że Ruda lubi spod tego parasola wyskoczyć. Wtedy matka staje się bezradna, cały zbudowany dotychczas świat trzęsie się jej pod stopami, jest ona nieustannie narażona na krytyczne niepowodzenie, na katastrofę — żyje w trybie stand-by. Tych sytuacji narratorka nie koloryzuje. Wyraźnie mówi o wyzwaniach takiego rodzicielstwa: wątpliwościach, przykrości jaka spotyka ją ze strony dziecka, krzykach, biciu, gryzieniu, awanturach bez znanego powodu, wstydzie, płaczu, szarpaniu. Dziecko z zaburzeniami to nie tylko odkrywanie nieznanych, baśniowych lądów cudzego świata, to także to wszystko co się z tym wiąże. Narratorka tego nie wypiera, przyznaje się do momentów słabości. Podziwiam ją za to, szalenie. Tym bardziej, że w ciążę zachodzi jeszcze podczas studiów, które wytrwale kończy. Przykro mi myśleć o tym jak ogromnym wyrzeczeniem musi być takie macierzyństwo. Jest mi szkoda matki, choć ona sama nie jest zła na swoją sytuację i mimo wielu wątpliwości i upadków bezwarunkowo kocha swoje dziecko i to właśnie codziennie motywuje ją do dalszej walki o jego dobrostan. 

  „Wczoraj byłaś zła na zielono” to nie tylko hołd dla samotnych matek, dla matek dzieci z zaburzeniami, dla osób z zaburzeniami. To hołd dla każdej inności, każdego odstępstwa od „normy”. Kącka w swoją książkę wpisuje naukę, że każdy ma swój świat i nie jest on gorszy od mojego czy twojego, nawet jeśli jest tak szalenie różny. W końcu Ruda naprawdę rozmawia z nieistniejącymi istotami, widzi więcej niż matka, inaczej używa języka, a emocje otaczających ją ludzi mają dla niej kolory. I choć sprawia jej to momentami trudność, to odnajduje się w rzeczywistym świecie i sobie w nim radzi, więc dlaczego miałaby być przez niego odrzucona? 

Przecież to takie romantyczne!
Eryk Szkudlarz
Autorem fotografii jest Mateusz Skwarczek.

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK