Seans „Pod skórą” [relacja]
KATEGORIA: Kultura
„Pod skórą”
Trzecia pełnometrażowa produkcja Jonathana Glazera, reżysera Strefy Interesów (2023) z ogromnym (bo ponad 10-letnim) falstartem wchodzi do polskich kin. Dzieje się to za sprawą firmy dystrybucyjnej RESET oraz dzięki patronatowi Michała Oleszczyka - krytyka filmowego, bliżej znanego widzom pod pseudonimem SpoilerMaster. To właśnie odcinek jego podcastu zainspirował właściciela firmy RESET do wskrzeszenia Pod skórą z 2013 roku.
Film to eksperymentalne slow cinema, stanowiące luźną adaptację książki Michaela Fabera o tym samym tytule. Akcja rozgrywa się w Szkocji, okolice Glasgow. Laura (Scarlett Johansson) pracuje, jeździ furgonetką i poluje na zwierzynę. Zwierzyną tą są młodzi mężczyźni. Proceder przebiega następująco: pyta ich o drogę, proponuje podwózkę, sprawia, że czują się przez nią pożądani. Kobieta, choć nie wiadomo, czym do końca jest, wywozi ich do domu 30 minut od Glasgow i zwabia do środka o czarnej lustrzanej powierzchni, czegoś w rodzaju kosmicznej pułapki. Gdy mężczyźni powoli zdzierają z siebie ubrania, podążając za kobietą, krok po kroku zanurzają się w „czarnej zupie”. Giną wessani w próżnię, gdzie jeszcze przez chwilę orbitują, zawieszeni w bezdennej pustce i pochłaniającym ich mroku. Nic więcej nie wiemy. Czy ten proceder jest jej potrzebny do przeżycia? Czy robi to dobrowolnie? Może jest zmuszana przez tajemniczego mężczyznę w kasku?
Glazer nigdy bezpośrednio na te pytania nie odpowiada - nie wyjaśnia co i dlaczego.
Film otwiera sekwencja, która niejako dyktuje nam formę i przedstawia klimat tego 108-minutowego widowiska. Białe światło, spojówka oka, transcendentalny charakter. Bohaterka rodzi się lub jest wytworzona. Opuszczony budynek. Laura pozbawiona jakiejkolwiek ekspresji, monumentalna niczym posąg, zdziera ubrania z kobiety zabranej z ubocza drogi przez jej nadzorcę. Widza uderza nagość Laury na tle tak intensywnej bieli, że zaczynają boleć oczy, a następnie brutalność tego procesu, co intensyfikuje druzgocące zbliżenie na cieknącą łzę martwej już kobiety. Laura niewzruszona ubiera się w jej ubrania, wchodzi w jej skórę, tym samym przybiera postać istoty ziemskiej. Kim była porzucona na zboczu kobieta? Poprzednim tworem a może przypadkową formą, w którą postać Johansson ma się wcielić?
Reżyser karmi nas podstawowymi środkami przekazu kina, odurza wizualnym poetyckim językiem, efektami i muzyką skomponowaną przez Mice Leviego. Zasiewa w nas ciekawość, ale i nutkę niepokoju. Surowy klimat szkockich pejzaży zestawia z wszechobecnym mrokiem. Audiowizualnie zatrzymuje i pochłania. Zagnieżdża w nas poczucie alienacji, izolacji. Odczucia te eskalują przez wyjątkową nie-narracyjność filmu, gdyż dialogi ograniczone są do minimum, a reżyser nawet nie podejmuje próby, by jakiekolwiek niedopowiedzenia zniwelować.
Całość tego delirycznego widowiska można odczytywać na wiele różnych sposobów.
Żadna z interpretacji nie wydaje się błędna, tym samym – żadna prawidłowa. Ta myśl znalazła swoje potwierdzenie w rozmowie po seansie, gdzie trudno było znaleźć wypowiedź, która nie wydawała się zarazem adekwatna i niewystarczająco pokrywająca to, co zobaczyliśmy przed sekundą na ekranie. Furtką wyjścia może być demaskujący charakter dokumentu. Zdaje się, że Pod skórą to jedyny film sci-fi, który w jednej czwartej jest dokumentem. Scarlett Johansson przez 2 tygodnie jeździła ciężarówką naszpikowaną kamerami i wyrywkowo zaczepiała mężczyzn przechadzających się ulicami Glasgow. Widz nie jest w stanie wyłapać, która z interakcji była inscenizowana. Ta autentyczność reakcji służy całej opowieści a materia dokumentalna stanowi źródło wiedzy o człowieku.
„To film o istocie z innego wymiaru, planety, świata. Nie wiem, czy to istota ziemska, ale się w nią wciela. Śledząc ją na ekranie obserwujemy jak my ludzie wyglądamy, kiedy patrzą na nas oczy z innego wymiaru, z inną siatką pojęć? Jesteśmy godni? Żałośni a może piękni?”
Michał „SpoilerMaster” Oleszczyk
Laura jest dynamiczna, ewoluuje na przestrzeni filmu. Stopniowo staje się zauroczona ludzkością. Ujmuje to scena, gdzie jej twarz obiera formę złotawego kolażu z ludzkich twarzy. Sama także nabiera ludzkiego wyrazu – nie jest już nieustraszona wobec brutalnych warunków pogodowych, odczuwa emocje. Przed sceną erotyczną przegląda się w lustrze, analizując swoje ciało, jakby pierwszy raz postrzegała je jako całość oraz coś naturalnego. Jednocześnie jest to dla niej intrygujące. Zyskuje świadomość tego, że posiada (albo wcieliła się w) ludzką formę. Identyfikuje się ze swoim odbiciem, nie wystrasza jej cielesność, tym samym zyskuje jakąś tożsamość.
W ostateczności zakończenie całkowicie przewraca planszę i dynamika się odwraca.
To ona staje się zwierzyną, na którą poluje mężczyzna. Laura w popłochu przedziera się przez las. Pierwszy raz widzimy malujące się na jej twarzy przerażenie i paraliżujący strach. Gdy mężczyzna zdziera z niej ubrania, odkrywa, iż nie jest to istota ludzka. Wystraszony i obrzydzony prawdziwą formą Laury oblewa ją benzyną i podpala. Być może jest to gorzki kontrapunkt do "2001: Odyseja Kosmiczna" Kubricka i to zauroczenie ludzkością było błędem? Może przewijający się przez cały film motyw lustra i „zyskiwania” przez bohaterkę tożsamości było skazane na porażkę już od samego początku, gdyż cielesność dotyczy tylko i wyłącznie bytów ludzkich? Lub najzwyczajniej w świecie jest to studium człowieczeństwa – wiedzy o naszych zapędach, wrażliwości, brutalności?
Seans Pod skórą można przyrównać do testu jednokrotnego wyboru, ale nie zna się odpowiedzi na żadne pytanie. Wychodząc z kina, zostajemy z większą ilością pytań niż odpowiedzi.
Aut. Magdalena Bonk
Trzecia pełnometrażowa produkcja Jonathana Glazera, reżysera Strefy Interesów (2023) z ogromnym (bo ponad 10-letnim) falstartem wchodzi do polskich kin. Dzieje się to za sprawą firmy dystrybucyjnej RESET oraz dzięki patronatowi Michała Oleszczyka - krytyka filmowego, bliżej znanego widzom pod pseudonimem SpoilerMaster. To właśnie odcinek jego podcastu zainspirował właściciela firmy RESET do wskrzeszenia Pod skórą z 2013 roku.
Film to eksperymentalne slow cinema, stanowiące luźną adaptację książki Michaela Fabera o tym samym tytule. Akcja rozgrywa się w Szkocji, okolice Glasgow. Laura (Scarlett Johansson) pracuje, jeździ furgonetką i poluje na zwierzynę. Zwierzyną tą są młodzi mężczyźni. Proceder przebiega następująco: pyta ich o drogę, proponuje podwózkę, sprawia, że czują się przez nią pożądani. Kobieta, choć nie wiadomo, czym do końca jest, wywozi ich do domu 30 minut od Glasgow i zwabia do środka o czarnej lustrzanej powierzchni, czegoś w rodzaju kosmicznej pułapki. Gdy mężczyźni powoli zdzierają z siebie ubrania, podążając za kobietą, krok po kroku zanurzają się w „czarnej zupie”. Giną wessani w próżnię, gdzie jeszcze przez chwilę orbitują, zawieszeni w bezdennej pustce i pochłaniającym ich mroku. Nic więcej nie wiemy. Czy ten proceder jest jej potrzebny do przeżycia? Czy robi to dobrowolnie? Może jest zmuszana przez tajemniczego mężczyznę w kasku?
Glazer nigdy bezpośrednio na te pytania nie odpowiada - nie wyjaśnia co i dlaczego.
Film otwiera sekwencja, która niejako dyktuje nam formę i przedstawia klimat tego 108-minutowego widowiska. Białe światło, spojówka oka, transcendentalny charakter. Bohaterka rodzi się lub jest wytworzona. Opuszczony budynek. Laura pozbawiona jakiejkolwiek ekspresji, monumentalna niczym posąg, zdziera ubrania z kobiety zabranej z ubocza drogi przez jej nadzorcę. Widza uderza nagość Laury na tle tak intensywnej bieli, że zaczynają boleć oczy, a następnie brutalność tego procesu, co intensyfikuje druzgocące zbliżenie na cieknącą łzę martwej już kobiety. Laura niewzruszona ubiera się w jej ubrania, wchodzi w jej skórę, tym samym przybiera postać istoty ziemskiej. Kim była porzucona na zboczu kobieta? Poprzednim tworem a może przypadkową formą, w którą postać Johansson ma się wcielić?
Reżyser karmi nas podstawowymi środkami przekazu kina, odurza wizualnym poetyckim językiem, efektami i muzyką skomponowaną przez Mice Leviego. Zasiewa w nas ciekawość, ale i nutkę niepokoju. Surowy klimat szkockich pejzaży zestawia z wszechobecnym mrokiem. Audiowizualnie zatrzymuje i pochłania. Zagnieżdża w nas poczucie alienacji, izolacji. Odczucia te eskalują przez wyjątkową nie-narracyjność filmu, gdyż dialogi ograniczone są do minimum, a reżyser nawet nie podejmuje próby, by jakiekolwiek niedopowiedzenia zniwelować.
Całość tego delirycznego widowiska można odczytywać na wiele różnych sposobów.
Żadna z interpretacji nie wydaje się błędna, tym samym – żadna prawidłowa. Ta myśl znalazła swoje potwierdzenie w rozmowie po seansie, gdzie trudno było znaleźć wypowiedź, która nie wydawała się zarazem adekwatna i niewystarczająco pokrywająca to, co zobaczyliśmy przed sekundą na ekranie. Furtką wyjścia może być demaskujący charakter dokumentu. Zdaje się, że Pod skórą to jedyny film sci-fi, który w jednej czwartej jest dokumentem. Scarlett Johansson przez 2 tygodnie jeździła ciężarówką naszpikowaną kamerami i wyrywkowo zaczepiała mężczyzn przechadzających się ulicami Glasgow. Widz nie jest w stanie wyłapać, która z interakcji była inscenizowana. Ta autentyczność reakcji służy całej opowieści a materia dokumentalna stanowi źródło wiedzy o człowieku.
„To film o istocie z innego wymiaru, planety, świata. Nie wiem, czy to istota ziemska, ale się w nią wciela. Śledząc ją na ekranie obserwujemy jak my ludzie wyglądamy, kiedy patrzą na nas oczy z innego wymiaru, z inną siatką pojęć? Jesteśmy godni? Żałośni a może piękni?”
Michał „SpoilerMaster” Oleszczyk
Laura jest dynamiczna, ewoluuje na przestrzeni filmu. Stopniowo staje się zauroczona ludzkością. Ujmuje to scena, gdzie jej twarz obiera formę złotawego kolażu z ludzkich twarzy. Sama także nabiera ludzkiego wyrazu – nie jest już nieustraszona wobec brutalnych warunków pogodowych, odczuwa emocje. Przed sceną erotyczną przegląda się w lustrze, analizując swoje ciało, jakby pierwszy raz postrzegała je jako całość oraz coś naturalnego. Jednocześnie jest to dla niej intrygujące. Zyskuje świadomość tego, że posiada (albo wcieliła się w) ludzką formę. Identyfikuje się ze swoim odbiciem, nie wystrasza jej cielesność, tym samym zyskuje jakąś tożsamość.
W ostateczności zakończenie całkowicie przewraca planszę i dynamika się odwraca.
To ona staje się zwierzyną, na którą poluje mężczyzna. Laura w popłochu przedziera się przez las. Pierwszy raz widzimy malujące się na jej twarzy przerażenie i paraliżujący strach. Gdy mężczyzna zdziera z niej ubrania, odkrywa, iż nie jest to istota ludzka. Wystraszony i obrzydzony prawdziwą formą Laury oblewa ją benzyną i podpala. Być może jest to gorzki kontrapunkt do "2001: Odyseja Kosmiczna" Kubricka i to zauroczenie ludzkością było błędem? Może przewijający się przez cały film motyw lustra i „zyskiwania” przez bohaterkę tożsamości było skazane na porażkę już od samego początku, gdyż cielesność dotyczy tylko i wyłącznie bytów ludzkich? Lub najzwyczajniej w świecie jest to studium człowieczeństwa – wiedzy o naszych zapędach, wrażliwości, brutalności?
Seans Pod skórą można przyrównać do testu jednokrotnego wyboru, ale nie zna się odpowiedzi na żadne pytanie. Wychodząc z kina, zostajemy z większą ilością pytań niż odpowiedzi.
Aut. Magdalena Bonk