KANYE WEST - STRONGER

Fenomeny Kultury #2 - Projekt Chełmoński. Wystawa, która bije rekordy

KATEGORIA: Kultura

Wielkie wydarzenia kulturalne powinny magnetyzować, poruszać zbiorową wyobraźnię i na nowo definiować relację między dziełem a widzem. Nie inaczej stało się w przypadku wystawy „Józef Chełmoński 1849–1914”, której warszawska odsłona przeszła najśmielsze oczekiwania. Nie tylko pobiła rekordy frekwencji, ale i potwierdziła nieustające zainteresowanie twórczością malarza, który z równą wnikliwością rejestrował piękno natury, co tajemnicę ludzkiego losu.

  Gdy we wrześniu 2024 roku ekspozycja została otwarta dla zwiedzających w Muzeum Narodowym w Warszawie, nikt nie przypuszczał, że wzbudzi aż tak duże zainteresowanie. Ponad 200 tysięcy odwiedzających – wynik, który nie tylko przewyższył popularność wystaw poświęconych Picasso i Witkacemu, ale też dowiódł, że realizm Chełmońskiego wciąż fascynuje, mimo upływu czasu i zmiennych upodobań estetycznych. Ogromne zainteresowanie wymusiło decyzję o przedłużeniu ekspozycji aż do 2 lutego 2025 roku. Jej energia nie słabnie – teraz, na początku marca, przenosi się do Poznania, by ponownie poruszyć i skłonić odbiorców do refleksji nad sztuką, która wyrasta z historii i tradycji, jednocześnie pozostając zdumiewająco aktualną.

  Wystawa „Projekt Chełmoński”, tworzona wspólnie przez muzea narodowe w Warszawie, Poznaniu i Krakowie, przypomina nam, że w erze cyfrowej, gdy obrazy konsumujemy w ułamek sekundy, istnieje jeszcze inny sposób patrzenia – uważniejszy, głębszy. Każde z trzech miast wnosi do wystawy swój unikalny kod. W Poznaniu zobaczymy dzieło, które Muzeum Narodowe nabyło w 2023 roku, natomiast w Krakowie kuratorzy podkreślą jego związki z malarską tradycją Młodej Polski. Każda odsłona tej ekspozycji jest swoistą wariacją na temat Chełmońskiego – zamiast jednego, ostatecznego obrazu jego twórczości, dostajemy mozaikę refleksji i interpretacji.

Chełmoński – malarz zapomnianych światów czy wizjoner nieoczywistego?
Józef Chełmoński (1849–1914) to nie tylko kronikarz polskiej wsi, ale i wizjoner, który potrafił uchwycić puls natury i zakląć go w farbie. Jego „Babie lato”, „Bociany” czy „Czwórka” to nie tylko obrazy – to migawki z innego wymiaru, które nie są tylko odbiciem rzeczywistości, ale jej przeczuciem – jakby Chełmoński nie tyle malował to, co widział, lecz raczej to, co czuł.
Dzieciństwo spędzone na mazowieckich ziemiach zaszczepiło w nim wrażliwość na surowe piękno rodzimego krajobrazu. Ta pierwotna fascynacja naturą stała się jego artystycznym motywem przewodnim, pogłębianym przez lata nauki i podróże. W Monachium znalazł się w kręgu malarzy realistów, lecz to nie akademicka precyzja stała się jego celem, lecz uchwycenie samej istoty chwili – tego ulotnego momentu, gdy światło spotyka się z materią. To właśnie w trakcie podróży na Ukrainę dostrzegł to, co stało się esencją jego twórczości – potęgę natury i człowieka.

Po ukończeniu studiów w 1874 roku powrócił do Warszawy, by wspólnie z Adamem Chmielowskim i Stanisławem Witkiewiczem wynajmować pracownię w Hotelu Europejskim, zwaną „kuźnią polskiego realizmu”, gdzie artyści wspólnie próbowali przełamywać skostniałe konwencje polskiego malarstwa. W 1875 roku Chełmoński wyjechał do Paryża, a tam jego malarskie sceny z życia wsi spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem. Za granicą zdobył uznanie, jakiego nie doświadczył w Polsce – jego dynamiczne, pełne ekspresji obrazy zachwyciły marszandów i kolekcjonerów.

Z biegiem lat twórczość artysty przeobrażała się, nabierając bardziej introspektywnego, niemal kontemplacyjnego charakteru. Ostatnie lata spędzone w Kuklówce były okresem refleksji nad naturą i jej duchowym wymiarem. Warto zauważyć, że choć obrazy Chełmońskiego przenoszą nas do świata wsi, pozbawione są ciężaru jej biedy i ciemniejszych stron. Czy był to wybór artysty, który widział w naturze azyl, czy może podświadomość, pragnąca ocalić to, co ulotne? 

Polowanie na „Wieczór Letni"
„Wieczór letni" namalowany przez Józefa Chełmońskiego w 1875 roku to dzieło, które przez długie lata uznawano za zaginione. Praca artysty została odnaleziona w 2023 roku w willi pod Warszawą, a następnie zakupiona na aukcji przez Muzeum Narodowe w Poznaniu za ponad 4 miliony złotych dzięki dotacji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. To najdrożej sprzedane dzieło w historii polskiej sztuki.

Obraz przedstawia dziewczynę siedzącą przy oknie, oświetloną blaskiem księżyca. W tle widać nocny krajobraz i tajemniczą postać mężczyzny w cieniu, skrywającą się w głębi pomieszczenia. Dziewczyna spogląda w mrok, nie w stronę księżyca. W jej opuszczonych dłoniach, na które pada blask, spoczywają sznurki od kapelusza – czy to symbol odchodzącego dnia, czy może wolności, która wymyka się z rąk? 

Przestrzeń pokoju i nocny pejzaż za oknem to dwa światy – kontrasty, które wzajemnie się przenikają. Otwarta framuga okna jest nie tylko elementem architektonicznym, ale symbolicznym przejściem – między wnętrzem a zewnętrzem, między duszą a światem. A jednak dziewczyna nie patrzy na księżycową noc, jej wzrok kieruje się w stronę mroku – ku drzwiom, ku figurze mężczyzny zanurzonego w cieniu. Chełmoński, znany ze swego mistrzostwa w oddawaniu nastroju, tutaj niemal dotyka granic symbolizmu. To nie tylko realistyczne przedstawienie wnętrza, lecz także wizualna metafora – okno staje się portalem, przenikającą membraną pomiędzy tym, co wewnątrz i na zewnątrz, pomiędzy duszą a światem. W tej scenerii nic nie jest jednoznaczne: czuwa nad nią pies, ale czy jest strażnikiem, czy może posłańcem innego porządku rzeczywistości? 

„Wieczór letni" to obraz, który nie opowiada, lecz prowokuje do pytań. Jego historia, równie fascynująca jak sama kompozycja, dopełnia aurę tajemnicy. Po 133 latach nieobecności, uznawany za zaginiony, powrócił na rynek sztuki, by stać się ponownie częścią narodowego dziedzictwa. Tym bardziej, jako poznaniacy, możemy odczuwać dumę, że tak wyjątkowe dzieło wzbogaciło zbiory naszego muzeum.

Podróżująca wystawa – sztuka w ruchu
Sukces „Projektu Chełmoński” rodzi pytanie: czy przyszłość wielkich wystaw leży w ich mobilności? Tradycyjne muzealnictwo opiera się na aurze stałości, na idei, że dzieła mają swoje miejsce, są osadzone w konkretnym kontekście. Tymczasem tutaj sztuka wyrusza w drogę, jakby sama chciała sprawdzić, jak rezonuje w różnych przestrzeniach, z różnymi odbiorcami. Może właśnie w tej wędrówce tkwi odpowiedź na współczesne potrzeby widza? W czasach, gdy wszystko jest płynne, rozproszone, sztuka również może podążać inną ścieżką – bardziej dynamiczną, otwartą na nowe znaczenia i interpretacje.

Jan Mazurczak

Ta strona wykorzystuje cookies tylko do analizy odwiedzin. Nie przechowujemy żadnych danych personalnych. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystywanie cookies, możesz je zablokować w ustawieniach swojej przeglądarki.

OK